Pierwsze trzydzieści minut nie zapowiadało, że w spotkaniu pojawią się jakiekolwiek emocje. Słoweńcy zawodzi niemal w każdym elemencie. Ich liderzy, Dean Bombac i Uros Zorman, snuli się po boisku. Szwedzkim graczom wychodziło natomiast niemal wszystko. Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami, trenerzy Lindgren i Olsson postawili na agresywną defensywę. Rezultat był zadziwiający - Szwedzi prowadzili 17:9.
- Prezentowaliśmy się świetnie w defensywie. Podobnie było w przypadku naszych bramkarzy. Słoweńcy trochę nas zszokowali, gdy wyszli do nas wyżej w drugiej połowie i nie radziliśmy sobie. Na szczęście rozwiązaliśmy problem i zgarnęliśmy dwa punkty - odetchnął z ulgą
Gra szwedzkich szczypiornistów siadła w drugiej odsłonie. Przez całą połowę reprezentacja Trzech Koron rzuciła zaledwie 6 bramek! Pomimo zwycięstwa, zawodnikom należy się solidna bura od szkoleniowców. Gdyby Miha Zarabec na 20 sekund przed końcem doprowadził do remisu, dla Szwedów byłaby to katastrofa. O mały włos, a w 30 minut roztrwoniliby siedem goli różnicy. - Wiemy, że powinniśmy kontynuować naszą dobrą grę z pierwszej połowy. Być może sami trochę zdziwiliśmy się, że szło początkowo tak łatwo. - tłumaczył fatalną postawę.
Zespół ze Skandynawii swoje wysiłki obronne koncentrował na powstrzymaniu Zormana i Bombaca. Dwie główne słoweńskie strzelby zostały całkowicie wyłączone z gry w pierwszych 30 minutach. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że większość akcji będą chcieli rozgrywać przez środek i rzucać z 9 metra. W pierwszej połowie dawaliśmy radę. Natomiast w drugiej części rywale wyszli w nieco innym ustawieniu i zaprezentowali świetną piłkę ręczną - wyjaśnił obrotowy MKB-MVM Veszprém.