Po zwycięskim meczu Pogoni Baltica Szczecin nad KPR-em Jelenia Góra u tych pierwszym zapanowała wielka radość, były tańce i śpiew. Granatowo-bordowe zakończyły rundę na pierwszym miejscu, co przed sezonem leżało bardziej w sferze marzeń. - To jest wypadkowa pracy, jaką wykonaliśmy w przeciągu całego sezonu. Tak naprawdę ta runda zasadnicza mogła być zapamiętana z perspektywy jednego meczu albo wszystkich 22 - zaznaczył Łukasz Kalwa.
Drugi trener przyznał, że przestrzegał przed meczem z outsiderem tabeli. - Bardzo nam zależało na tym, by pozostać niepokonanym na własnym terenie. Spodziewaliśmy się oporu ze strony rywalek z Jeleniej Góry chociażby z tego względu, że dla nich każdy punkt był na wagę złota. One chcą się utrzymać i jakakolwiek zdobycz punktowa wywieziona ze Szczecina byłaby dużym ułatwieniem w tej walce - dodał.
Pierwsza połowa nie okazała się być dla szczecinianek łatwa. Zdecydował sam początek drugiej odsłony. - My utrzymaliśmy koncentrację przez cały mecz, co też nie było łatwe. To był ostatni krok, z przytupem. Wróciła do nas Agata (Cebula - dop. red.). Pokazała się z dobrej strony. Myślę, że wszystko idzie w dobrą stronę - podkreślił nasz rozmówca.
Nie omieszkał też podsumować i jeszcze raz zaznaczyć, że wynik po rundzie zasadniczej jeszcze nic Pogoni Baltica nie dał. - Przestrzegałbym przed hurraoptymizmem. To była runda zasadnicza. Ten najdłuższy krok, który może pomóc w play-off. Z własnego doświadczenia wiemy jednak, że ten play-off jest zdradliwy. W kwietniu wszystko dla nas zacznie się od nowa - stwierdził.
Granatowo-bordowych nikt jednak nie będzie lekceważył. Szeroka kadra będzie bardzo znacząca. - Musimy mieć szeroki skład. Potrzebujemy tego. Jeżeli spojrzymy na poprzednie sezony, zawsze przytrafiały nam się kontuzje. Często są to urazy mechaniczne. Generalnie bardzo mocno trenujemy. Tej rotacji nie wprowadzaliśmy od samego początku sezonu, bo nie mogliśmy. Zawodniczki były wówczas na dość różnych poziomach przygotowań. Przerwa pozwoliła nam na zniwelowanie tej różnicy - ocenił Kalwa.
- Powiedziałbym, że jest płynna granica między byciem rezerwowym w naszej drużynie a byciem zawodnikiem pierwszego składu. Dla nas to duże ułatwienie, jeśli chodzi o samą pracę, podejmowanie decyzji. Dla przeciwnika jest to ciężki orzech do zgryzienia. Jeśli ktoś bierze nasz zespół do analizy, to musi wziąć nie 7 zawodniczek, a 16-18 - rzucił na sam koniec trener szczecinianek.
Zobacz wideo: Mandrysz: ten mecz kosztował mnie dwa lata życia
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.