Gdańszczanki prowadziły w sobotę już 20:12 i już wcześniej mogły wyjaśnić sytuację. UKS PCM Kościerzyna zbliżył się jednak nawet na dwie bramki. - Oczywiście jeżeli chodzi o czas meczu nie mogłyśmy skończyć go wcześniej, ale zgodzę się, że dało się szybciej dobić przeciwnika. W drugiej połowie posypało nam się dużo kar dwuminutowych i to troszeczkę wybiło nas z rytmu gry - powiedziała Karolina Kalska.
Skrzydłowa rzuciła osiem bramek. - Wolę skupiać się na tym, co wciąż jest do poprawy, a nie na tym, co było dobrze. To jest sport i gdyby nie trzeba było nic poprawiać, nie byłoby po co trenować. Jest i tego się trzymajmy - stwierdziła skrzydłowa.
Mimo wszystko gra AZS-u Łączpol AWFiS Gdańsk do 41 minuty wyglądała bardzo dobrze. - Taki jest sport i dopóki piłka w grze, trzeba grać do końca. Nam się przydarzyły głupie błędy i niepotrzebne kary dwuminutowe. To spowodowało, że końcówka była nerwowa. Cieszę się, że wyszłyśmy z tego meczu obronną ręką, bo zwycięstwo zdecydowanie nam się należało - oceniła Kalska.
Po przyjściu dwunastu zawodniczek zespół znad morza wygląda inaczej niż w ubiegłym sezonie. - Mamy bardzo dużo fajnych, młodych dziewczyn. Zaczyna to bardzo dobrze wyglądać i mam nadzieję, że na koniec sezonu to zaowocuje świetnym miejscem. Mamy szeroki skład i wszystkie zawodniczki wnoszą dużo do zespołu. Treningi wyglądają zupełnie inaczej. Mierzymy jak najwyżej i chcę grać o jak najlepsze miejsce - zauważyła szczypiornistka.
ZOBACZ WIDEO: Siatkarka Budowlanych Łódź fanką Janusza Kołodzieja