Łukasz Luciński: Jak trafiłeś do Piotrkowa?
Mateusz Jankowski: Do Piotrkowa trafiłem z Elbląga, w którym zaczynałem swoją przygodę z męską Ekstraklasą, jednak nie udało nam się w niej utrzymać. Po zakończeniu ubiegłego sezonu miałem kilka propozycji gry od różnych klubów najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej, wybrałem jednak Piotrków, gdyż widziałem, że jest to drużyna z ogromnymi perspektywami i sporymi możliwościami mojego sportowego rozwoju. Widziałem w tej drużynie idealne dla mnie miejsce, dlatego też postanowiłem dołączyć do drużyny trenera Krzysztofa Kisiela.
Jak pracuje ci się z trenerem Krzysztofem Kisielem?
- Z Krzysztofem Kisielem pracuje mi się znakomicie. Ten trener ma jasno sprecyzowane cele i wie co trzeba zrobić, żeby uzyskać oczekiwany efekt. Mimo iż kosztuje nas to co prawda sporo pracy i potu na treningach to ciągle dążymy do upragnionych celów, a ciężka praca jest wliczona w sukces.
O miejsce w składzie rywalizujesz z Jakubem Płócienniczakiem. Jak oceniasz tego zawodnika?
- Rywalizujemy z Kubą o miejsce na parkiecie. Kuba jest bardzo dobrym zawodnikiem, doskonale potrafi znaleźć sobie pozycję do rzutu, czy zastawić się. A przy tym jest bardzo silny.
Jesteście rywalami, czy staracie się sobie nawzajem pomagać?
- Zdecydowanie staramy się pomagać sobie nawzajem. Gdy widzę, że Kuba robi jakiś błąd to zaraz konsultujemy daną sytuację i staramy się to skorygować. To tak samo działa również w drugą stronę. Nie ma u nas niezdrowej rywalizacji. Gdy któremuś z nas wyjdzie jakieś zagranie to razem się z tego cieszymy.
Jesteś reprezentantem młodzieżówki. Jak oceniasz poziom polskiej młodzieży na tle rówieśników z innych krajów?
- Tak, to prawda. Trener na mnie postawił, dał mi kredyt zaufania i regularnie dostaję powołania na zgrupowania. Tworzymy silną, perspektywiczną i głodną sukcesów grupę, rozegraliśmy już razem wiele meczów z zespołami ze światowej czołówki. Wyniki tych meczy, jak i sam przebieg gry pokazywał, że stać nas na prawdę bardzo dużo. Niestety przytrafiają nam się również niepotrzebne wpadki. Mam jednak nadzieję, że nie będzie żadnej wpadki w eliminacjach Młodzieżowych Mistrzostw Świata, które już w kwietniu odbędą się w Mielcu.
Myślisz o grze w pierwszej reprezentacji? Na twojej pozycji jest tam spora rywalizacja.
- Reprezentacja seniorów na pewno jest gdzieś w mojej głowie. Obecnie jest to raczej sfera marzeń, lecz mam świadomość, że jeżeli chcę się do tych marzeń przybliżyć i urzeczywistnić je to muszę bardzo ciężko pracować na treningach. Ta pozycja jest w kadrze bardzo mocno obsadzona, jednak wszystko może się w życiu zdarzyć. Marzenia przecież się spełniają jeśli się w nie mocno wierzy!
Na co stać w tym sezonie zespół z Piotrkowa?
- Jesteśmy nieprzewidywalni. Jednak moim zdaniem miejsce w czołowej czwórce jest jak najbardziej realne.
Na boisku jesteś typem wojownika. A jaki jest Mateusz Jankowski poza boiskiem?
- Sport to taka dziedzina życia, w której żeby zaistnieć trzeba walczyć. Jeżeli człowiek się podda to przepadnie. Poza boiskiem jestem trochę inny. Uwielbiam góry i jeśli mam tylko troszkę więcej wolnego czasu pakuję się w samochód i jad do Zakopanego. Moją pasją jest również wędkowanie. Na szczęście na spędzanie czasu na łowieniu ryb nie trzeba mieć już aż tak dużo wolnego czasu. Wystarczy jeden dzień i naprawdę można bardzo fajnie spędzić czas, a przy okazji w pełni się zrelaksować. Na co dzień w czasie wolnym od treningów lubię posłuchać dobrej muzyki, obejrzeć ciekawy film czy spotkać się z przyjaciółmi. I jakoś tak ten czas wolny mija (śmiech).
Jakie są przyczyny waszej słabszej gry w drugich połowach meczu?
- Gdybym wiedział, to już tych słabszych połówek by nie było (śmiech). A tak poważnie to wydaje mi się, że nie jesteśmy do końca skoncentrowani na meczu. Chyba za bardzo się rozluźniamy w przerwie, ale to musi się zmienić, bo już niedługo rozpoczyna się faza play-off. A tam nie możemy sobie pozwolić choćby na momenty słabości i dekoncentracji.
Straciliście punkty w Gorzowie i Mielcu. Jak do tego doszło?
- Zespół z Gorzowa to beniaminek rozgrywek, a wiadomo że takie zespoły, szczególnie u siebie są bardzo groźne i nieobliczalne .Niesieni dopingiem własnej publiczności są w stanie wspiąć się na wyżyny swoich możliwości i rozegrać dobre zawody. Tak właśnie było w meczu z nami .Od początku toczyliśmy wyrównaną walkę, jednak to zespół z Gorzowa w końcówce zachował więcej zimnej krwi i to oni mogli dopisać sobie kolejne dwa punkty. Podobny przebieg miał mecz w Mielcu, gdzie jednak udało nam się zremisować.
W ostatnim ligowym meczu czeka was ciężki mecz z Wisłą. Sądzisz, że stać was na wygraną?
- Już raz w tym sezonie ograliśmy Wisłę i to na ich terenie, dlaczego więc nie możemy teraz tego powtórzyć u siebie? Stać nas na pewno i damy z siebie wszystko, aby mecz zakończył się wynikiem dającym nam dwa punkty.
Kto będzie najgroźniejszym zawodnikiem Wisły?
- Wisła Płock ma bardzo wyrównany skład i moim zdaniem to jest prawdziwą siłą tego zespołu. Gdy na boisku pojawiają się zmiennicy, gra toczy się tak samo, nie ma zwalniania tempa akcji. Cały czas ciągną grę do przodu. Każdy zawodnik jest bardzo ważnym ogniwem tego zespołu.
W Wiśle gra wielu klasowych kołowych- Wuszter, Kwiatkowski, Jędrzejewski. Rywalizacji z którym z nich najbardziej się obawiasz?
- Tak jak już wcześniej powiedziałem Wisła ma bardzo wyrównany skład. Widać to chociażby po pozycji obrotowego. Do każdego z tych zawodników mam szacunek, ale nie obawiam się rywalizacji z żadnym z nich.
Kto jest twoim faworytem do wygrania ligi?
- Obserwując cały przebieg ligi wydaje mi się, że to Vive Kielce jest faworytem do zdobycia mistrzostwa. Nie jest to jednak zespół, którego nie da się pokonać, więc tytuł do końca będzie sprawą otwartą.
Twoim zdaniem najlepszy kołowy to...
- Zdecydowanie Igor Vorii! Ma znakomite warunki fizyczne, a przy tym jest bardzo silny i dynamiczny. Nie ma również problemów z koordynacją ruchową i jest świetnie wyszkolony technicznie.
Jak wyobrażasz sobie swoją dalszą karierę?
- Nie mam pojęcia jak potoczy się moja dalsza kariera... Będę dalej ciężko pracował i mam nadzieję, że to przyniesie pożądane efekty. Oby tylko zdrowie dopisywało i obeszło się bez poważniejszych kontuzji.