Mistrzowie Polski w Kwidzynie kończyli tygodniowy maraton. Kielczanie zostawili sporo sił w dwóch bałkańskich spotkaniach Ligi Mistrzów, ale po powrocie na ligowe parkiety wcale nie czekało ich znacznie łatwiejsze zadanie. MMTS u siebie grał do tej pory jak z nut. W dodatku odpoczywał ponad tydzień od rywalizacji w Superlidze.
Po pierwszych minutach można było wątpić, czy na pewno to Vive Tauron Kielce dopiero wróciło z Chorwacji. Kwidzynianie snuli się po boisku, a ich próby kończyły się w sektorze centralnym. Druga linia MMTS-u z uporem kierowała podania na koło do Michała Pereta. Zazwyczaj przynosiło to znakomity efekt. Z Vive już niekoniecznie. Mistrzowie Polski przeważnie zgarniali piłki sprzed nosa obrotowego i Manuel Strlek potwierdzał, że kontry to jego naturalne środowisko życia. Już w ósmej minucie kibicom z Kwidzyna zrzedły miny (7:2).
Dopiero bura od Patryka Rombla obudziła gospodarzy. Coraz pewniej poczynał sobie Maciej Pilitowski, z utytułowanymi przeciwnikami nie patyczkował się Paweł Genda, popisujący się kapitalnymi trafieniami. Wynik wyglądał coraz lepiej dla miejscowych. Swoje dołożyła defensywa. Przemysław Rosiak nie pozwolił w pełni rozwinąć skrzydeł Krzysztofowi Lijewskiemu i dopiero po wejściu Pawła Paczkowskiego prawe rozegranie Vive zaczęło funkcjonować jak należy.
Kwidzynianom trudno byłoby jednak wrócić z dalekiej podróży, gdyby nie Paweł Kiepulski. Bramkarz - ostoja defensywy MMTS-u - robił to, do czego przyzwyczaił już miejscowych kibiców. Interwencje, chociażby takie jak w sytuacji sam na sam z Paczkowskim, musiały napędzić jego kolegów. Świetna końcówka Marka Szpery i bezwzględność Mateusza Seroki sprawiły, że gospodarze tracili już tylko jednego gola (17:18).
ZOBACZ WIDEO Człowiek instytucja. Jubileusz Janusza Czerwińskiego (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Sztuki bronienia nie zapomniał też Sławomir Szmal. Reprezentant Polski wprowadził nieco spokoju w poczynania zwycięzców Ligi Mistrzów i zapowiadało się na scenariusz dobrze znany z superligowych spotkań Vive - wyrównana pierwsza połowa i odjazd bramkowy w drugiej części. Gracze MMTS-u nie spuścili jednak nosów na kwintę. Odkąd między słupkami rozegrał się zmiennik Krzysztof Szczecina, pojawiła się iskierka nadziei.
Na boisku zrobiło się gorąco. Starli się Mateusz Seroka i Mariusz Jurkiewicz, roiło się od sytuacji stykowych, w których oba zespoły domagały się wykluczeń dla przeciwników. W takiej rzeczywistości lepiej odnaleźli się kielczanie. Dean Bombac odważnie przedzierał się przez obronę, za to gospodarzom kilka razy zadrżała ręka.
MMTS znalazł się w beznadziejnym położeniu, gdy na dwie minuty przed końcem, przy wyniku 27:31, sędziowie dopatrzyli się błędu zmiany. Na ławkę został odesłany Kelian Janikowski i Vive nic już nie mogło zagrozić. Punkty pojechały do Kielc, choć kwidzynianom należy się mnóstwo ciepłych słów za ambitną walkę z potęgą handballa.
PGNiG Superliga Mężczyzn, 11. kolejka:
MMTS Kwidzyn - Vive Tauron Kielce 27:32 (17:18)
MMTS: Kiepulski, Szczecina - Genda 6, Janikowski, Krieger 4, Nawrocki, Nogowski, Peret 6, Pilitowski 3, Potoczny 1, Rosiak, Seroka 6/3, Szczepański, Guziewicz, Szpera 1.
Karne: 3/4.
Kary: 14 min. (Krieger, Janikowski - po 4 min., Peret, Szpera, Seroka - po 2 min.).
Vive: Ivić, Szmal - Aguinagalde 3, Bielecki 6/3, Bombac 1, Djukić 2, Jachlewski, Jurkiewicz 5, Kus 1, Lijewski 4, Paczkowski 5, Strlek 4, Zorman 1.
Karne: 3/3.
Kary: 12 min. (Jurkiewicz, Bielecki, Kus, Jachlewski, Lijewski, Zorman - po 2 min.),
Sędziowie: Jakub Jarlecki, Maciej Łabuń (Szczecin).
Widzów: 1500.