Śląsk - GKS Żukowo. Horror we Wrocławiu. Stalowe nerwy Jakuba Korbusa

WP SportoweFakty / Michał Domnik / Piłka ręczna
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Piłka ręczna

Rzutem na taśmę GKS Żukowo zapewnił sobie punkt w spotkaniu 10. kolejki I ligi ze Śląskiem Wrocław (27:27). Zespoły z dołu tabeli stworzyli bardzo emocjonujące widowisko.

Z jednej strony czerwona latarnia ligi Śląsk Wrocław. Z drugiej pilnie potrzebujący punktów GKS Żukowo. Przed spotkaniem jasne było, że nikt nie odstawi ręki i zespoły zostawią sporo potu na parkiecie. Zostawiły znacznie więcej. Kawałek serca.

Przyjezdni z północy kraju miewali różne momenty, ale dominowali niemal przez cały mecz. Wrocławską defensywę często łamał Oskar Niedziółka, odpalający z prawej połówki rozegrania. Z dobrej strony pokazywał się też Marek Marciniak, który w pierwszej połowie pięć razy pokonał Adriana Prusa.

Śląsk nie prezentował się źle. Momentami brakowało jednak zimnej krwi, zwłaszcza przy grze w przewadze. Nawet pomimo nie najlepszych wyborów w ataku, gospodarze nie tracili kontaktu z GKS-em. Z ogromną łatwością do pozycji rzutów dochodził Kuczyński, liderem Śląska okazał się też Dawid Dawydzik. Potężnie zbudowany szczypiornista zaczynał na lewym rozegraniu, z czasem coraz częściej rywale musieli z nim przepychać się na kole. Na obu pozycjach był równie skuteczny.

Prawdziwe emocje zaczęły się po przerwie. Świetnie prezentował się zwłaszcza duet Michał Orzechowski - Jakub Korbus. Żukowanie w 44 minucie prowadzili już 21:17 i nic nie zapowiadało problemów. GKS wyciągnął jednak rękę do wrocławian. Filip Wiczkowski oraz Kobus zaczęli obijać ściany i poprzeczkę. Drugi z nich jednak zdołał jeszcze odkupić swoje winy.

ZOBACZ WIDEO Człowiek instytucja. Jubileusz Janusza Czerwińskiego (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Błędy przeciwników napędziły Śląsk. Na bohatera spotkania wyrastał Dawydzik, przedzierający się z drugiej linii, a po chwili z podobnym skutkiem walczący na kole. Mniej siłowe rozwiązania wybierał Sebastian Ziemiński, co nie znaczy, że mniej skuteczne. Leworęczny rozgrywający zadziwiał w ostatnich minutach i po jednej z jego bramek Śląsk doprowadził do remisu 22:22.

Kilkanaście sekund później zaczęła się niesamowita seria Jakuba Pawlickiego. Skrzydłowy trafił cztery razy z rzędu i gospodarze prowadzili 26:25. Gdy w 59 minucie Dawydzik zamienił na bramkę wywalczonego przez siebie karnego, w niewielkiej hali przy ulicy Parkowej zapanowała euforia (27:25).

Komplet punktów nie został jednak we Wrocławiu. Odważną decyzję o rzucie podjął Michał Orzechowski, ale swój los we własnych rękach wciąż trzymali gospodarze. Patryk Plaszczak tuż przed końcem odbił piłkę, uruchomił kontrę, a Kobus, przy asyście dwóch obrońców, wyrównał z okolicy szóstego metra. Rzut okiem na zegar i... sekunda do końca. Obrotowy uratował GKS, choć trzeba przyznać, że gracze Śląska ostatnimi minutami w swoim wykonaniu udowodnili, że mogą obronić pierwszą ligę dla Wrocławia.

Marcin Górczyński z Wrocławia

I liga mężczyzn, grupa A (10. kolejka):

Śląsk Wrocław - GKS Żukowo 27:27 (13:15)

Śląsk: Prus, Wojciechowski - Romian 2, Tkaczyk, Seroczyński, Ziemiński 6, Pawlicki 5, Palica, Dawydzik 9, Kuczyński 4, Misiurka, Królikowski 1.
Karne: 2/3.
Kary: 4 min. (Dawydzik, Misurka - po 2 min.).

GKS: Plaszczak - Batura 1, Radecki 2, Wiczkowski 2, Dzierżawski, Marciniak 5, Babieracki 2, Orzechowski 7, Korbus 4, Niedziółka 4.
Karne: 3/3.
Kary: 10 min. (Dzierżawski, Niedziółka - po 4 min., Babieracki - 2 min.).

Czerwona kartka: Królikowski (Śląsk - za faul).

Sędziowie: Wojciech Block (Orzech), Michał Solecki (Bytom).

Źródło artykułu: