Zawsze człowiek jest przywiązany do swojego miasta - rozmowa z Krzysztofem Kotwickim, II trenerem MMTS-u Kwidzyn

AZS AWFiS pokonał w Gdańsku MMTS Kwidzyn 24:21. Po spotkaniu rozmawialismy z trenerem przegranego zespołu - Krzysztofem Kotwickim, który przez wiele lat był związany z gdańską piłką ręczną.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Michał Gałęzewski: Co zaważyło o porażce MMTS-u w meczu w Gdańsku?

Krzysztof Kotwicki: Wydaje mi się, że brak sił. Jak w pierwszej połowie mieliśmy trochę sił, to dotrzymywaliśmy kroku gdańszczanom. Było też trochę kontrowersyjnych gwizdków, ale to wynikało z naszej niefrasobliwości. Graliśmy bez czterech podstawowych zawodników i to się przełożyło na to, że biegający i grający szybką piłkę AZS w drugiej połowie nas zabiegał. Stąd się zrobił taki wynik.

Mieliście koszmarne wejście w drugą połowę. W 17 minut zdobyliście zaledwie dwie bramki. To się rzadko zdarza.

- Nasza gra nieraz cechuje się tym, że mamy pewne przestoje. To się potem mści.

Gdańszczanie zawsze byli słynni z dobrych kontr. Tym razem wam na to zbytnio nie pozwoliliście...

- Tak, ale w drugiej połowie w przełomowym momencie wyszło im kilka kontr. Mieliśmy mało szczęścia, ponieważ nasi bramkarze dobrze bronili i odbijali trochę piłek, ale na nasze nieszczęście wielokrotnie przejmowali je rywale i zdobywali bramki.

Najwięcej problemów sprawiło wam chyba gdańskie lewe skrzydło...

- Wynikało to z tego, że skoncentrowaliśmy się na środku, gdzie było zagrożenie ze strony Chrapkowskiego. Gdańszczanie zmienili taktykę, zagrali do skrzydeł i kosztowało nas to parę straconych bramek.

Trenera Waszkiewicza znacie bardzo dobrze. Mogliście go czymś zaskoczyć?

- Właśnie nie... Już przed meczem mówiłem, że jesteśmy tak rozpracowani, że zaskoczyć nie możemy niczym, tylko dyspozycją dnia. Oni mieli tym razem lepszy dzień, nam zabrakło sił i stąd był taki wynik. Poza większą grą skrzydłem, gdańszczanie niczym nas nie zaskoczyli. Jeśli chodzi o grę, to byli oni rozpracowani, podobnie jak my u nich. W rozpracowaniu taktycznym było na remis, ale oni mieli lepszą dyspozycję dnia, dlatego wygrali.

Zaskoczyła pana zapewne frekwencja na hali...

- Dobrze, że dobra gra przekłada się na to, że piłka ręczna staje się popularna. Na poprzednim meczu wszyscy mówili, że ludzie przyszli na Wentę, a nie na piłkę ręczną. Cieszę się, że ludzie udowodnili, że nie przyszli tylko na Wentę, ale też na dobre widowisko. Takie widowisko otrzymali, bo mecz był fascynujący i mógł się on podobać.

Jak pan wspomina czas, w którym pracował pan w Gdańsku?

- Zawsze człowiek jest przywiązany do swojego miasta. Przez wszystkie ruchy i brak finansów rynek się jednak zawęził i trzeba szukać pracy w ościennych miejscowościach. Pracowałem w Gdyni, musiałem szukać swojego miejsca w Kościerzynie, a teraz wylądowałem W Kwidzynie. Piłka ręczna jest jedna.

A czasy, w których sam pan grał w piłkę ręczną?

- To są za odległe czasy, bo mam już trochę lat. Może nie byłem zawodnikiem pierwszoplanowym, ale grałem w Spójni, GKS-ie i to się przełożyło na to, że postanowiłem się realizować w zawodzie trenerskim.

Czy nie powinno się spróbowac powrócić do tradycji Wybrzeża, czy Spójni? AZS nie ma tylu kibiców, jak to było w wyżej wymienionych klubach...

- Zgadza się. To jednak nie jest pytanie do mnie, a do działaczy tych klubów, które się rozpadły, bo to ich działalność. Gdyby popatrzeć po zawodnikach, którzy jeszcze grają w piłkę ręczną, typu Suchowicz, Pilch, Kuptel, Matysik - to wzystko to zawodnicy byłej Spójni - to teraz moim zdaniem ten zespół grałby o medale Mistrzostw Polski. Tak się jednak stało, a nie inaczej. Jest iskierka nadziei, że na bazie dwóch szkół - na Chełmie i na Zaspie wybije się Sokół Gdańsk, który jest liderem II ligi i jest szansa, że awansuje do pierwszej. Powstaje jednak obawa, że gra w pierwszej lidze skończy się tym, że w Gdańsku nie będzie finansów i tego awansu nie skonsumują. To kolejny przykład klubu nie mającego pieniędzy, w którym próbuje się coś zrobić.

Dlaczego po dwóch złotych medalach Wybrzeża w Mistrzostwach Polski dopiero teraz udało się zbudować całkiem niezłą drużynę w Gdańsku?

- Ta drużyna jest tworzona z dość niezłą myślą, oparta jest na studentach. Jeżeli jednak nie znajdą się konkretne pieniądze, a będzie to tworzone tylko na bazie akademickiej, to ten zespół będzie grał najwyżej tak, jak gra teraz. Pewnych rzeczy się bowiem nie przeskoczy. Gdy spojrzy się na budżety takich klubów, jak Kielce, Płock, Piotrków, Lubin, czy nawet Chrobrego Głogów, to budżet MMTS-u jest mizerny, a gdański tym bardziej. Chwała dla trenerów Waszkiewicza i Biernackiego, którzy borykając się z tymi kłopotami, tworzą niezły zespół, który sprawia duże niespodzianki.

Jak to się stało, że w tak mały mieście jak Kwidzyn udało się zbudować tak dobrą piłkę ręczną?

- To wynika z tego, że IP - prężna firma, która działa w Kwydzynie chce sponsorować piłkę ręczna i daje pieniądze na ten klub. Jeżeli nie byłoby pieniędzy, to nawet organizacja by nie pomogła. Na razie jest dobrze i miejmy nadzieje, że dalej będzie podobnie i zbudujemy dobry zespół. Mamy młodych chłopaków, a ocieramy się o medal. Praca w Kwidzynie idzie w dobrym kierunku.

Macie też zastęp gdańskich zawodników...

- Tak, ale dzieje się tak poprzez wąskość rynku piłki ręcznej. Nie byłoby dla nich miejsca w Gdańsku po rozpadzie Spójni i Wybrzeża, więc szukają miejsca tam, gdzie mogą grać. Dzięki temu pół zespołu z Kwidzyna to ludzie z Gdańska.

Przed wami mecze play-off z Piotrkowem...

- Jak pokazała liga ten zespół nam pasuje. Obydwa mecze z Piotrkowem wygraliśmy, u nich dziewięcioma, a u siebie ośmioma bramkami. Teoretycznie powinniśmy być lepsi. Jeżeli ten układ się zachowa i będziemy mieli czwarte miejsce, czyli ewentualne dwa mecze zagramy u siebie, to jestem wręcz przekonany, że przeskoczymy Piotrków. Jeżeli się zmieni sytuacja i będziemy na piątym miejscu, to może być różnie. Są oni zespołem swojego boiska i u siebie nie zwykli przegrywać.

W przypadku awansu znajdziecie się w czwórce i tam może się zdarzyć wszystko...

- Tam jest już tylko walka o wszystko. Z naszego układu ten, kto awansuje trafia na Kielce, gdyż nie wierzę, że przegrają oni z ósmym zespołem. Ostatni mecz będzie u nich. Będziemy walczyć. W poprzednim roku napędziliśmy im trochę strachu i napsuliśmy krwi, w tym roku spróbujemy podobnie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×