WP SportoweFakty: Mimo porażki zagraliście dobry mecz. Jesteście zadowoleni?
- Tak. Vive rozegrało świetną końcówkę i wtedy przechyliło szalę zwycięstwa na swoją stronę. Patrząc jednak na cały mecz my też graliśmy na wysokim poziomie. Myślę, że nasza postawa mogła się podobać.
Czego zabrakło?
- Zimnej głowy i odrobinę szczęścia. Potrafiliśmy wykreować wiele dogodnych sytuacji, ale nie umieliśmy zamienić ich na bramki. Zmarnowaliśmy wiele prostych okazji, świetnie bronił Filip Ivić. Najbardziej bolą przegrane sytuacje sam na sam z bramkarzem. Byliśmy za mało skuteczni, a Vive tego nie wybacza.
W tabeli spadliście na trzecie miejsce, różnice są jednak minimalne. Celem jest pierwsze miejsce?
- Tak, ale takie same ambicje ma kilka zespołów. Wszystko jest możliwe, ale to Vive jest w najlepszej sytuacji. Po mistrzostwach świata wiele się może jednak zmienić. My też mamy swoje szanse, większość meczów do końca fazy grupowej zagramy u siebie. Do ostatniej kolejki będziemy walczyć o pierwsze dwie pozycje i myślę, że nam się uda.
A potem Final Four?
- Walczymy cały sezon, by zwieńczyć go meldunkiem w najlepszej czwórce Europy. To nasze marzenie. Ostatnio nie mamy jednak szczęścia w ćwierćfinałach, kilka razy z rzędu zabrakło ledwie gola czy dwóch. W tym sezonie jesteśmy najlepiej przygotowani, szczególnie mentalnie. Mamy także więcej wariantów gry.
ZOBACZ WIDEO Człowiek instytucja. Jubileusz Janusza Czerwińskiego (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Ze zdobywaniem bramek radzi pan sobie doskonale. A defensywa? Dużą część drugiej połowy spotkania z Vive spędził pan w roli wysuniętego obrońcy w systemie 5:1.
- Chcę ciągle pracować i poprawiać grę w defensywie bo wiem, ze to jeden z moich najsłabszych elementów. Ostatnio dobrze gra mi się na pozycji wysuniętego obrońcy i to cieszy. Ważne, by być jak najbardziej kompletnym zawodnikiem, który pomoże drużynie w każdej części boiska, w każdej sytuacji.
Latem dołączy pan do Vive. Negocjacje były ciężkie?
- Miałem wiele ofert, ale Vive to teraz najlepszy klub w Europie. Jestem bardzo szczęśliwy, ze to właśnie tutaj będę grał. Do końca sezonu skupiam się jednak tylko na Vardarze.
Przy wyborze nowego klubu duże znaczenie miała osoba taty, Tałanta Dujszebajwa?
- Tak. Może nie najważniejsze, ale duże. Czasem nie zawsze myśli się tylko o piłce ręcznej. Wybierając nowy zespół trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników: zawodników, trenera, życie w mieście. W Kielcach jest moja rodzina, co było argumentem przemawiającym na korzyść Vive.
Razem byliście już w Atletico Madryt. Jak pracuje się z tatą?
- Teraz nie będzie tak samo. Wtedy byłem bardzo młody, dopiero zaczynałem przygodę z poważnym graniem. Nie byłem czołową postacią drużyny, raczej uzupełnieniem składu. W przyszłym sezonie będę odgrywał inną rolę, stanę się już ważą częścią zespołu. Sytuacja zmieni się więc o 180 stopni.
W Kielcach ojciec zbudował wielki zespół. Musi pan być dumny.
- Oczywiście. Vive to zespół, który zawsze mierzy w Final Four. Ponadto wszystkie drużyny lubią przyjeżdżać do Kielc ze względu na atmosferę. Rozmawiałem z kolegami z Kilonii, Barcelony czy Veszprem i wszyscy byli pod wrażeniem. Kielczanie zawsze wychodzą na parkiet, by wygrać i są niesamowicie trudni do pokonania.
Na pana pozycji jest w Kielcach silna konkurencja: Krzysztof Lijewski, Paweł Paczkowski, Branko Vujović.
- Nie boję się. To normalne, że taki zespół jak Vive na każdej pozycji ma kilku zawodników najwyższej klasy. W żadnej drużynie nie możesz liczyć przecież na 60 minut gry w każdym meczu. W Vardarze jest na przykład znakomity Jorge Maqueda, z którym dzielimy się czasem na parkiecie. To luksus mieć tak klasowych kolegów u swojego boku.
Proszę dokończyć zdanie: Przychodzę do Vive, by...
- By wygrać wszystkie trofea!
Rozmawiał Maciej Szarek