Marcin Górczyński: Piotr Przybecki. Trener na trudne czasy (komentarz)

Kariera w iście hollywodzkim stylu. Piotr Przybecki zaczynał jako trener biednego jak mysz kościelna Śląska Wrocław. Po trzech latach na rynku trafił na krajowy szczyt. Poprowadzi reprezentację polskich szczypiornistów. Trudno o lepszy wybór.

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
WP SportoweFakty / Szymon Łabiński

Pierwszy raz dłużej rozmawialiśmy po meczu sparingowym Śląska Wrocław, bodaj z Zagłębiem Lubin. Kilka tygodni wcześniej sensacyjnie utrzymał zespół w Superlidze. W pierwszym sezonie w roli trenera. Choć niemal wszyscy podstawowi gracze opuścili Wrocław, dzięki kontaktom jeszcze z czasów kariery zawodniczej udało mu się stworzyć ciekawy zespół. Zaciąg z Bałkanów miał zapewnić drużynie ligowy byt. Przybecki był pełen nadziei na nowe rozgrywki.

Pod koniec 2015 roku o dobrym humorze nie mogło być mowy. Śląsk zalegał z wypłatami, więc zawodnicy rozpoczęli masowy exodus. Na pokładzie został kapitan statku i tylko kilku najwierniejszych członków załogi, w większości zupełnie niedoświadczonych. Stało się jasne, że nikt ani nic nie uratują utrzymania. Przybeckiemu z trudem przychodziło skompletowanie kadry na mecz. Nie chciał pogodzić się z losem, maksymalnie ryzykował niemal w każdym spotkaniu, próbował nowych rozwiązań.

Cudu nie było, Śląsk z hukiem zleciał z ligi. Niemal całe środowisko doceniało jednak pracę, jaką wykonał we Wrocławiu.

Wkrótce otrzymał ofertę z Płocka. Z ostatniego szczebla nagle znalazł się niemal na szczycie drabiny trenerskiej. Żółtodziób zastąpił starego wygę Manolo Cadenasa. Przeciwników było tyle samo co zwolenników. Albo i więcej. Ci bardziej złośliwi wieścili katastrofę. Ale Przybecki miał wizję i doświadczenie, które nabył w trakcie 15 sezonów w Bundeslidze, najlepszej lidze świata.

ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: Nikt nie chce walczyć z oszustami. To dla mnie niewyobrażalne

Pamiętam, gdy po jednym z ostatnich meczów w Śląsku opowiadał o swoim pomyśle na płocką Wisłę. Ledwie kilka dni po nominacji nakreślił mi plan rozwoju na najbliższe lata. Wiedziałem, że to będzie właściwy człowiek na właściwym miejscu. Zresztą wspaniale opowiadał o dyscyplinie, garściami czerpał wzorce od najlepszych. Jeżeli Andrzej Strejlau jest "narkomanem futbolu", to do Przybeckiego równie dobrze pasuje "narkoman piłki ręcznej".

Zaufania do 44-latka rodem z Opola nie nadszarpnął brak awansu z grupy Ligi Mistrzów. Orlen Wisła w piekielnie trudnej stawce rozegrała kilka porywających spotkań. Nie każdy może wpisać sobie w CV remis z finalistą rozgrywek Telekomem Veszprem czy pokonanie wielkiego THW Kiel. Mam nadzieję, że nie podpadnę kibicom z Płocka, ale Nafciarze przy wielu rywalach wyglądali jak dalecy krewni. Oczywiście jeżeli chodzi o personalia. A to przecież nie koniec rozgrywek. Nafciarze wciąż mogą wywalczyć Puchar i mistrzostwo Polski.

Kadra należała się Przybeckiemu. Fakt, właściwie nie zdążył jeszcze nic osiągnąć. Ale taka jest tendencja. Młody, głodny sukcesu trener, najczęściej były reprezentant. Tak postępują najlepsi w Europie i przyszła w końcu kolej na polski związek. Poprzednio przegrał z Tałantem Dujszebajewem, bo przegrać musiał. ZPRP szukało bezpiecznego rozwiązania na najbliższe lata. Przybeckiego w roli selekcjonera widziano dopiero po 2020 roku.

Życie zweryfikowało plany. Może to i dobrze. Nikt tak jak szkoleniowiec Wisły nie nadaje się do tej pracy. Zwłaszcza na trudny czas przemiany pokoleniowej potrzeba nam selekcjonera z chłodnym spojrzeniem i analitycznym umysłem. Wypisz, wymaluj, Piotr Przybecki.

Marcin Górczyński

Więcej tekstów autora znajdziesz tutaj

Czy Piotr Przybecki wprowadzi Polskę na IO 2020?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×