Golden League to najbardziej prestiżowy turniej towarzyski świata. A także najmocniej obsadzony. Polacy w nim debiutują i na tle rywali wyglądają jak pariasi. Dla zespołu, który jest w budowie po nieudanych kwalifikacjach do mistrzostw Europy, październikowe zmagania to poligon doświadczalny oraz okazja do nauki. Bo z kim się treningowo zderzać, jeśli nie z najlepszym zespołem globu?
Mistrzowie bez skrupułów
Francuzi byli surowym wykładowcą. Zaczęli spokojnie, obserwowali. Popełnili kilka błędów, dali pograć Polakom. Aż wreszcie wrzucili trójkę, czwórkę i zaczęli odjazd. Od 5:4, 5:10 po 11:22 w drugiej połowie. Litości nie było.
Didier Dinart z urodzaju kadry korzystał swobodnie. Gole rzucał nam 17-latek Dylan Nahi, a rzuty Polaków bronił trzy lata starszy Julien Meyer. Oczywiście - oni dostali szansę dopiero, gdy swoje zrobili starsi. Świetną pierwszą połowę miał przebojowy Adrien Dipanda, a dzięki dobrej grze obrony solidne statystyki wypracował Vincent Gerard.
ZOBACZ WIDEO: Inter pokonał Sampdorię. Gol Kownackiego obudził drużynę [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Polacy bez ataku
Piotr Przybecki poczynania swoich zawodników obserwował ze spokojem. Mecz na środku obrony rozpoczęli Maciej Gębala i Piotr Chrapkowski, a rozegraniem kierował Michał Potoczny. Polacy - zgodnie z planem selekcjonera - do minimum ograniczyli zmiany obrona - atak. Dopiero po kilkunastu minutach do defensywy zaczął wbiegać Antoni Łangowski.
Niestety, atak nie działał. Biało-Czerwoni nie mieli żadnego pomysłu na sforsowanie defensywy mistrzów świata. Paczkowski i Chrapkowski - a więc ci zbierający doświadczenia zagraniczne - próbowali brać grę na siebie. Rozgrywający pudłowali jednak na potęgę, a piłki podawane do obrotowego regularnie wybijali obrońcy. Reżyser Potoczny wyglądał na zestresowanego.
Ciężaru gry z najlepszą drużyną globu nie udźwignął Mateusz Wróbel - debiutant w kadrze i debiutant na środku rozegrania. Był nerwowy, popełniał proste błędy. I nie zabawił na parkiecie zbyt długo.
Wyszomirski z nadzieją
Czwartkowym meczem do reprezentacji Polski wrócił Piotr Wyszomirski. Zawodnik, który w koszulce z orzełkiem rozegrał ponad 100 spotkań,szansę wykorzystał. Zawodnik TBV Lemgo był chyba jedynym Biało-Czerwonym, który schodząc z boiska nie musiał wbijać wzroku w parkiet. Robił, co mógł: bronił rzuty karne, wygrywał pojedynki. Na liczne kontry wiele poradzić już jednak nie mógł.
Było, jak miało być. Polacy porzucali, pobiegali. Przyjęli lekcję, zebrali doświadczenie. Bolało. Walka o stawkę podopiecznych Przybeckiego czeka jednak dopiero w styczniu. Najpierw rozegrają jeszcze siedem sparingów. Kolejny - już w sobotę. O 16:10 zagramy z Duńczykami.
Francja: Gerard, Meyer - Lenne 5, Remili 3 (1/1), Lagarde 1 (1/1), Mem 2, N. Karabatić, Mahe, Accambray 1, Sorhaindo 1, Guigou 1 (0/1), L. Karabatić, Fabregas 2, Dipanda 4, Porte 1, Tournat, N'guessan 3, Nahi 5 (1/2)
Karne: 3/7
Kary: 6 min. (Karabatić, Porte, Tournat - 2 min.)
Polska: Wyszomirski - Krajewski 1, Chrapkowski 2, Potoczny, M. Gębala 2, Paczkowski 1, Daszek 1 (1/2), Łangowski 1, Przybylski 2, Moryto 3 (1/1), T. Gębala, Czuwara, Szyba, Syprzak 2, Walczak
Karne: 2/3
Kary: 8 min. (Syprzak - 6 min., Potoczny - 2 min.)
Kto jest kapitanem teraźniejszej reprezentacji ?
No bo skoro trener przyjął postawę - ostoja spokoju, to może kapitan zagrał by tego ,, Czytaj całość