Będąca w przebudowie reprezentacja Polski w tym roku mierzyła się z Białorusią już dwa razy. Po porażce i remisie przyszedł czas na zwycięstwo, które pokazało, że kadra idzie w odpowiednim kierunku - pamiętajmy, że Białorusini to uczestnik zbliżających się mistrzostw Europy. Nie wydawało się jednak, że będzie łatwo o taki wynik, jaki sobie wypracowaliśmy.
Od początku zespół Białorusi postawił bardzo trudne warunki gry. W momencie, gdy Piotra Wyszomirskiego pokonał Artsiom Karalek, drużyna prowadzona przez Jurija Szewcowa wyszła na prowadzenie 3:2. Jak się chwilę później okazało, zmuszenie do kapitulacji bramkarza Biało-Czerwonych było tego dnia wielką sztuką.
Wyszomirski bronił jak natchniony. Nie było dla niego straconych piłek, z czego wychodziły szybkie akcje Polaków. W roli egzekutora podczas kontrataków doskonale sprawdził się Michał Daszek, a dużym zagrożeniem podczas ataku pozycyjnego był Tomasz Gębala. Po jego rzucie w 17. minucie wyszliśmy na prowadzenie 8:4.
Białorusini na swoje bramki czekali do czasu, kiedy sędziowie zdecydowali się ukarać zawodników obu drużyn obustronnym wykluczeniem. Obrona w pięciu już nam tak nie wychodziła, ponadto polscy zawodnicy nagle zablokowali się w ofensywie, nie potrafiąc pokonać rywala przez osiem minut. W tym czasie nasi wschodni sąsiedzi odrobili niemal całą stratę.
ZOBACZ WIDEO Co się stało z Vive Kielce? "Ten zespół miał grać fantastycznie"
Białoruscy piłkarze ręczni na szczęście również nie grali w piątek wielkiego spotkania i do przerwy na boisku istnieli już tylko Biało-Czerwoni, którzy w bardzo szybkim tempie odzyskali inicjatywę na boisku, rzucając ostatnie cztery bramki przed syreną. Wynik I połowy finału ustalił Maciej Gębala, który po początkowym zawahaniu wykorzystał ostatni kontratak. Prowadziliśmy 12:7 i był to dobry prognostyk na kolejne 30 minut.
Po zmianie stron gra Polaków wyglądała jeszcze lepiej. Co prawda, nie udało się wykorzystać gry w podwójnej przewadze, jednak po raz kolejny świetnie spisywaliśmy się w obronie, czego dowodem jest fakt, iż dziesiątą bramkę straciliśmy dopiero w 40 minucie spotkania.
Tym razem z pewnością nie gorzej niż w obronie, prezentowaliśmy się w ataku. Znakomite wejście w mecz miał Arkadiusz Moryto, po którego rzucie Biało-Czerwoni prowadzili już 19:10! Chociaż reprezentanci Białorusi w samej końcówce potrafili zmniejszyć stratę do czterech bramek, jednakże zwycięstwo Polaków nie było zagrożone ani przez chwilę. Wygraliśmy 26:22 i drużyna Piotra Przybeckiego z optymizmem może polecieć na Półwysep Iberyjski, gdzie po turnieju towarzyskim w Hiszpanii czekają nas w Portugalii prekwalifikacje do mistrzostw świata, w których zagrają także gospodarze, Cypr i Kosowo.
Białoruś - Polska 22:26 (7:12)
Białoruś: Mackiewicz 1, Padasinow - Karalek 4, Aliochin 4, Gajduczenko 4, Jurynok 4, Puchowski 3, Babiczew 1, Rutenka 1, Kulesz, Titow, Karwacki, Harbuz, Bochan, Podszywałow, Waliupow.
Karne: 0/2.
Kary: 10 min. (Karwacki, Gajduczenko, Bochan, Karalek, Aliochin - po 2 min.).
Polska: Wyszomirski, Kornecki, Morawski - Moryto 5, Krajewski 3, T.Gębala 3, Makowiejew 3, Daćko 2, Walczak 2, Daszek 2, Paczkowski 2, Krieger 1, Syprzak 1, Nogowski 1, M.Gębala 1, Chrapkowski, Wróbel, Genda.
Karne: 2/3.
Kary: 10 min. (Syprzak, Krajewski, T.Gębala, Walczak, Genda - po 2 min.).
Sędziowie: Jerlecki, Łabuń.