Polacy mogli udać się na prekwalifikacje w znacznie lepszych humorach niż zapowiadało się po porażce na inaugurację turnieju z Argentyną. W drugim dniu imprezy zrehabilitowali się, wygrali 27:26 z Białorusinami i z Hiszpanami grali o triumf w zawodach. Jak wysoko wisiała poprzeczka, najlepiej świadczy statystyka spotkań z wicemistrzami Europy. W ostatniej dekadzie Biało-Czerwoni wygrali tylko dwa razy, w tym w meczu o brązowy medal MŚ 2015.
Korzystny wynik byłby tylko miłym dodatkiem, bo całą uwagę skupiały poszczególne elementy, które różnie funkcjonowały w poprzednich potyczkach. I już od pierwszych minut znacznie lepiej wyglądała współpraca na linii rozgrywający - koło, tak dotychczas szwankująca. Na odpowiedniej wysokości piłki dostawał Kamil Syprzak, po szybkich wznowieniach w roli obrotowego odnajdywał się Kamil Krieger. Z dystansu trafiał Tomasz Gębala, nawet przy kontakcie z przeciwnikiem, co nigdy nie było jego mocną stroną. Naprawdę miło oglądało się poczynania Polaków w ataku. Zresztą nie tylko w ataku.
Optymizmem powiało spomiędzy polskich słupków. Adam Morawski bronił tak, że Sławomir Szmal ani myślał o wejściu na parkiet. Golkiper płockiej Wisły trzy razy w fenomenalny sposób zatrzymał kontry Hiszpanów, którzy chyba nie potraktowali go zbyt poważnie. "Loczka" szczególnie zapamięta David Balaguer. Skrzydłowy Nantes tak zirytował trenera Riberę zmarnowanymi sytuacjami, że został ściągnięty do boksu.
Do 25. minuty utrzymywał się remis i wtedy... nastąpił niewytłumaczalny kryzys. Polacy, choć nie grali katastrofalnie, zeszli na przerwę z pięciobramkową stratą. W końcówce zabrakło koncentracji i chłodnej głowy - Biało-Czerwoni w osłabieniu zepsuli dwie akcje i swój reprezentacyjny dorobek poprawił bramkarz Gonzalo Perez de Vargas. Jeden z najlepszych specjalistów na świecie dwa razy trafił do pustej bramki i dał prowadzenie 17:12. Jak na przebieg połowy, zbyt wysokie.
Letarg trwał w najlepsze po przerwie. Hiszpanie nie dawali się już zaskoczyć podaniami do koła. Byli co najwyżej zdziwieni, że kolejne bramki przychodziły im z taką łatwością. Dostawali mnóstwo prezentów, z łatwością mijali obronę, bawili się piłką ręczną. Poczuli się tak pewnie, że pozwalali sobie na efektowne wrzutki.
W końcu odpalili hiszpańscy rozgrywający, wcześniej dogrywający głównie (z różnym skutkiem) do pierwszej linii. W drugiej przerwie już tylko nieliczne podania nie dotarły do adresata. Najpierw Julen Aguinagalde, a potem Adria Figueras wbiegali za plecy Polaków, Joan Canellas i Alex Dujshebaev nie dawali Morawskiemu szans z dystansu. 29:16 w 45. minucie, można się rozejść. Nic dziwnego, skoro popełnia się w tym czasie prawie 20 strat.
Trudno napisać cokolwiek pozytywnego o Polakach po przerwie. Jeśli jakieś rzuty wpadały do siatki, to po trzech-czterech wcześniejszych paradach Rodrigo Corralesa. Hiszpanie okazali się surowym nauczycielem i za pomyłki skarcili Polaków równie mocno, jak w październiku mistrzowie świata Francuzi. Gdyby nie Morawski, skończyłoby się najwyższa porażka za kadencji Piotra Przybeckiego.
Turniej w Hiszpanii:
Hiszpania - Polska 37:22 (17:12)
Polska:
Morawski - Makowiejew, Krajewski 3/1, Walczak, Nogowski, Genda, Syprzak 2, Moryto 5/1, M. Gębala 1, Przybylski 2, Gierak 1, Krieger 2, T. Gębala 4, Chrapkowski 2
Karne: 2/3
Kary: 6 min. (Syprzak, Krieger, Walczak - po 2 min.)
Hiszpania: Perez de Vargas 2, Corrales - Gurbindo 6, Fernandez 3, Rivera 2/2 Entrerrios 2, A. Dujshebaev 1, Sarmiento, Aginagalde 3, Canellas 5, Morros, Guardiola, Goni, Sole 2, Balaguer 4/1, Figueras 4, D. Dujshebaev 3.
Karne: 3/3
Kary: 4 min. (Sole, Morros - po 2 min.)
ZOBACZ WIDEO Znakomite interwencje Szczęsnego pomogły Juventusowi. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]