Nikt nigdy nie zdominował piłki ręcznej tak, jak oni w XXI wieku. Les Experts - trudno się dziwić temu przydomkowi - w ciągu półtorej dekady byli pięć razy mistrzami świata, trzy razy zdobywali mistrzostwo Europy i dwukrotnie sięgali po olimpijskie złoto. Wygrywają co drugi turniej. Jak na sport, w którym co roku w gronie potencjalnych medalistów wymieniamy kilkanaście drużyn - całkiem nieźle.
Młodzież z taśmy
Czasy się zmieniają, a oni wciąż święcą triumfy. Rok temu - podczas bezbłędnych MŚ - zerwały się ostatnie ogniwa łączące zespół "dziś" z zespołem "wczoraj". Reprezentacyjną karierę złotą klamrą spięli Thierry Omeyer oraz Daniel Narcisse. Kiedy w 2001 roku zostawali mistrzami globu, 9-letni Kentin Mahe siedział na trybunach, Valentin Porte w ogóle nie interesował się piłką ręczną, a Cedric Sorhaindo z nabożną czcią wpatrywał się w telewizor. Kilkanaście lat później na podium stali już razem. Sztafeta pokoleń.
Dwóch wielkich liderów już nie ma, są za to ochrzczeni przez nich następcy. Obwieszeni medalami, błogosławieni w boju. Wsparci młodymi, których system szkolenia (szesnaście ośrodków formacji rozsianych po kraju) wypluwa jak z produkcyjnej taśmy.
Skład Trójkolorowych to więc zarówno stateczni panowie po "trzydziestce", jak i młode wilki podbijające najlepsze ligi świata. Dika Mem (1997) - zaczął uprawiać piłkę ręczną w wieku 13 lat, bo jego lokalny klub szukał mańkutów - kilkanaście miesięcy temu pożegnał się z pełnoletnością, a już rzuca bramki dla Barcelony. Nedim Remili (1995) jest gwiazdą Paris Saint-Germain, a o przyszłym kielczaninie Nicolasie Tournaucie (1994) "L'Equipe" już teraz pisze: "w ataku to jeden z najlepszych obrotowych w Europie".
Piękny trzydziestodwuletni
A jednak w tym urodzaju młodości selekcjoner Didier Dinart potrafi wyjść z drewnianego pudełka. Nie szuka zmian na siłę, odmładzanie drużyny to nie sztuka dla sztuki. I tak kilkanaście dni temu w reprezentacji kraju zadebiutował 32-letni Raphaël Caucheteux.
Mierzy dwa metry, koledzy mówią na niego "Ratatuj" albo "Albatros". W 298 meczach ligi francuskiej zdobył 1438 goli, imponując 77-procentową skutecznością. Jest najlepszym snajperem Ligue 1 ostatnich piętnastu lat. - Nigdy nie jest za późno na powołanie - mówi Dinart. A sam Caucheteux śmieje się, że może w takim wypadku faktycznie "jest jeszcze młodzieniaszkiem".
Doświadczony zawodnik wspomoże na lewym skrzydle Michael Guigou. Może też być ważny dla defensywy, osieroconej przez kontuzjowanych Lukę Karabaticia i Ludovica Fabregasa. W styczniowym debiucie z Norwegami (32:27) grał nawet od pierwszej minuty. Wykonywał rzuty karne, był najlepszym strzelcem zespołu. A dziennikarze ochrzcili tamto zwycięstwo "ożywczym oddechem dla bandy Karabaticia".
Francja znaczy Karabatić
Takiej etykietce dziwić się trudno, bo na boisku znów prawie wszystko będzie zależało od niego. Nikola Karabatić to gigant, który nie zawodzi. Tata Branko zawsze powtarzał mu, że "wielkość sportowca widzimy podczas wielkich wydarzeń". I on zawsze gra w imię ojca, zgodnie z jego słowem.
W Chorwacji ma być raczej snajperem, nie reżyserem kina akcji. Bo o ile po prawej stronie drugiej linii Dinart ma kłopoty bogactwa, o tyle na lewej zapanował pomór. Problemy rozłożyły Oliviera Nyokasa, Mathieu Grebille'a, Theo Derota, Dylana Garaina oraz Williama Accambraya, "rzutkiem" zostanie więc Karabatić. To dla niego nie problem, uwielbia grać na obu pozycjach. A o środek zadbają przecież Mahe oraz Nicolas Claire.
Oczywiście, w najważniejszych momentach akcje i tak pewnie rozprowadzi on. Gigant, "selekcjoner bis". Laskę marszałkowską chwyci też czasem podczas przerwy, bo przecież w dowództwie francuskiej kadry od lat panuje arystokracja, miejsca dla dyktatury tam prawie nie ma. No i gdzieżby Dinart z Karabaticiem mieli drzeć koty, skoro to przyjaciele od lat, a drugi jest nawet chrzestnym córki pierwszego.
Wieczny faworyt
Francuscy dziennikarze, jak to Francuzi, widzą w swojej drużynie faworyta turnieju. Równie wysoko cenią tylko Chorwatów ("choć ciąży na nich gigantyczna presja!"), Norwegowie i Duńczycy w ich mniemaniu leżą półkę niżej.
Fakt, "banda Karabaticia" jest uzbrojona po uszy. Nawet pomnikowy Omeyer ma godnego zmiennika, wszak Vincent Gerard był najlepszym golkiperem ubiegłorocznych mistrzostw świata. Są starzy wyjadacze Guigou i Luc Abalo (zapowiadają, że jeśli zakończą karierę w kadrze, to tylko razem) jest nowy kapitan Cedric Sorhaindo.
Brakuje Nacrisse'a. Za nim Francuzi mogą jeszcze zapłakać.
Autor na Twitterze:
ZOBACZ WIDEO: "Damy z siebie wszystko" #8. Kołodziejczyk: Niesamowity zjazd Krychowiaka. Powinien odejść