Rozgrywający Azotów z powodu kontuzji braku wszystkie mecze Pucharu EHF oglądał z perspektywy trybun. Przyznał, że nie było to łatwe doświadczenie. - Zawsze ciężko ogląda mi się mecze, kiedy moja drużyna gra, a ja nie mogę jej pomóc. Także ciężko czasami patrzeć, bo chce się wesprzeć chłopaków, a nie można. Stąd nerwy są na pewno większe - powiedział Łyżwa.
Nadchodzi jednak kres jego stresów. Powrót na ligowe parkiety zbliża się wielkimi krokami. - Od miesiąca jestem już w pełnym treningu. Po świętach będę do dyspozycji trenera - zapowiedział.
W ostatnim meczu EHF Cup Azoty przegrały z Granollers 30:37. W pomeczowych wypowiedziach puławskich zawodników przewijały się podobne oceny przyczyn tej porażki. Łyżwa zwrócił uwagę na jeden szczególny aspekt. - Nie potrafiliśmy sobie poradzić w obronie z kołowym. Praktycznie cały czas do niego grali - zauważył. - Pokazali praktycznie to co w meczu u siebie, w sumie niczym nas nie zaskoczyli. Trzeba przyznać, że dużo zależy od dyspozycji dnia i w sobotę Hiszpanie byli po prostu lepsi - dodał.
Awans do ćwierćfinału europejskich rozgrywek byłby dla klubu z Lubelszczyzny swoistym handikapem. Presji nie było, ale niedosyt pozostał, bo szansa na dalszą grę była na wyciągnięcie ręki. - Trzeba patrzeć na całokształt. Gdybyśmy wygrali u siebie z Francuzami, to szansa na awans byłaby w naszych rękach. Przed ostatnim meczem byłoby inne nastawienie. Tymczasem spotkanie Granollers był już tylko o "pietruszkę". Mogliśmy wygrać wszystkie mecze jako gospodarze i mogłoby się to wszystko inaczej potoczyć.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Sensacja w Piotrkowie Trybunalskim. Chrobry Głogów zatrzymany