Bezbarwni środkowi, dziurawa obrona, chimeryczni boczni rozgrywający. A to tylko początek listy uchybień. Przed rewanżem z Czechami było co poprawiać, Polacy dwa dni wcześniej zawiedli 6 tys. kibiców w Katowicach. To rywale udzielili nam lekcji, a nie odwrotnie, jak kilka lat temu.
Biało-Czerwoni nie tylko klepali okrągłe formułki o wyciągnięciu wniosków. Rzeczywiście przeanalizowali swoje potknięcia i nie powielali ich. Wprawdzie wciąż nie ustrzegli się wpadek, ale pod wieloma względami Polacy sprawili sporo radości.
Zachwycał Tomasz Gębala i nie ma w tym krztyny przesady. Koledzy pracowali dla niego, a rozgrywający Orlenu Wisły jak przy jego warunkach nakazało handballowe abecadło - nabieg, w górę i potężny rzut. Przed przerwą trafił siedem razy na osiem prób, wręcz wbijał Martina Galię do siatki. Szkoda, że spotkania nie pokazywała polska telewizja, może zamknąłby usta krytykom, którzy dostrzegają głównie jego błędy.
Duża w tym zasługa Michała Potocznego. Nie zgasł po kilku minutach jak w Katowicach. Podkręcał tempo, szukał dograń do koła. Jak zazwyczaj, lepsze i gorsze momenty miewał Rafał Przybylski. Nieźle funkcjonowały szybkie wznowienia. Arkadiusz Moryto zbiegał na lewe skrzydło i zyskiwał karne. Wykorzystał wszystkie pięć. Tylko ta obrona...
ZOBACZ WIDEO Szczere słowa Rafała Przybylskiego. "Porażka z Portugalią ciągle w nas siedzi"
Przed przerwą stracili aż 19 goli, większość po dość przejrzystych akcjach. Tomas Babak i Ondrej Zdrahala bezkarnie dziurawili obronę, kołowi gubili krycie. Mateusz Kornecki i Adam Malcher jedynie schylali się po piłkę.
Polacy pewnie dostali reprymendę w szatni, bo wyszli agresywnie, nie zostawiali rozgrywającym tyle swobody i od razu zebrali plony. Paweł Paczkowski i Piotr Chrapkowski ruszyli z kontrami, do pustej bramki trafił Przemysław Krajewski i wynik zrobił się bardzo przyjemny (23:28). Piłka zdecydowanie częściej docierała do skrzydeł, Moryto kolekcjonował zdobycze i przy okazji przekroczył barierę 100 bramek w kadrze.
Udało się poskromić Zdrahalę i Babaka, ale nie Stanislava Kasparka. Martin Galia mówił o swoim młodszym koledze, że to materiał na wielkiego gracza i 21-letni mańkut potwierdził, że warto w niego inwestować. Gdy tym bardziej doświadczonym przestało żreć, Kasparek wziął na siebie ciężar. Ze zwodem, zza bloku, prawie wszystko lądowało w siatce. Rozgrywający wyciągnął Czechów z tarapatów, zmniejszał straty, w końcu Zdrahala doprowadził do remisu (33:33) i zrobiła się nerwówka.
Niby sparing, ale każdy sukces z solidnym rywalem odnawia tak zachwianą wiarę w reprezentację Piotra Przybeckiego. Polacy poszli na nieco szaloną i chaotyczną wymianę ognia. Karnego Zdrahali zatrzymał Adam Morawski, jeszcze raz odpalił Gębala, a bezwzględnym bohaterem końcówki został Paweł Paczkowski. Prawy rozgrywający Motoru Zaporoże jakby chciał udowodnić, że nie zgubił swoich walorów w pół-amatorskiej lidze ukraińskiej, całą drugą połowę utrzymywał wysoki poziom, także w obronie. W końcówce rzucił trzy bramki, ostatnią z nich - tę zwycięską - na raty.
Po wielkiej portugalskiej klęsce Polacy powoli podnoszą się z kolan. W końcu pokonali nie byle kogo - zespół, który olśnił Europę na ostatnich mistrzostwach i zajął 6. miejsce. Zresztą na uwagę zasługuje jeszcze jedna kwestia - na czempionacie tylko jeden zespół - złoci medaliści z Hiszpanii - rzucili słynącym z obrony Czechom ponad 30 bramek. To cieszy, bo ze skutecznością bywało różnie.
Mecz towarzyski, Zubri:
Czechy: Galia, Adamik - Babak 5/3, Becvar, Cip 2, Hanisch, Horak 1, Hrstka 1, Jurka 2, Kasparek 8, Kotrc 1, Mubeznem 1, Petrovsky 2, Skvaril 1, Slachta 3, Zdrahala 8/2, Zeman
Karne: 5/7
Kary: 4 min. (Babak, Horak - po 2 min.)
Polska: Malcher, Morawski, Kornecki - Daćko 1, Krajewski 2, Walczak, Nogowski, Łangowski, Genda 1, Potoczny 1/1, Moryto 10/5, Daszek, M. Gębala, Bąk, Przybylski 2, Paczkowski 8, Gierak, T. Gębala 9, Chrapkowski 3
Karne: 6/6
Kary: 12 min. (Walczak, Paczkowski - po 4 min., Genda, Chrapkowski - po 2 min.)
Sędziowie: Premysl Fukala, Radek Mohyla (Czechy).