Chrobry długo nie dawał w sobotę za wygraną. Przez ostatni kwadrans gry na prowadzeniu niemal cały czas byli głogowianie. Siedem minut przed końcem wygrywali 21:19. Do odrobienia straty z domowego meczu i awansu pozostawały im dwie bramki. Wkrótce jednak prowadzenie przejęli gospodarze i o awansie do półfinału można było zapomnieć.
- Zabrakło nam większej liczby zawodników na ławce rezerwowych. Azoty spokojnie rotowały składem, także sił mieli więcej. Nam trochę tych sił zabrakło. Niestety padł
remis, który nic nam nie daje - powiedział Tylutki.
Ambicji i woli walki w meczu z Azotami nie można jednak ekipie z Dolnego Śląska odmówić. - Jadąc do Puław postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Nie było dla nas różnicą, czy przegramy dziesięcioma bramkami, czy tak jak chcieliśmy, wygramy czterema. Udało nam się zmobilizować, zostawiliśmy serce na parkiecie. Nie mamy sobie nic do zarzucenia - przekonywał wychowanego puławskiego klubu w barwach Chrobrego.
W sporcie nie ma jednak sentymentów i słabsza "na papierze" drużyna z Głogowa odpadła z walki o medale. Można już się tylko zastanawiać, co by było gdyby, w decydującym meczu wystąpił choćby jeden z nieobecnych na parkiecie, Kamil Sadowski.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: potężne rzuty i awans Azotów Puławy do półfinału
Tak czy inaczej utarliby trochę nosa nadętym Azotom. A miała być druga siła ligi.