Pełna kontrola PGE VIVE w Lubinie. "Nie było wątpliwości, kto zdobędzie punkty"

Newspix / Łukasz Laskowski / Na zdjęciu: zespół PGE Kielce
Newspix / Łukasz Laskowski / Na zdjęciu: zespół PGE Kielce

Kolejna wiktoria PGE VIVE Kielce. Tym razem mistrzowie Polski rozprawili się z Zagłębiem Lubin 35:26. - Jestem bardzo zadowolony. Mieliśmy kontrolę, nie było wątpliwości, kto zdobędzie punkty - mówił po meczu trener kielczan Tałant Dujszebajew.

Jakość, nie ilość. Choć PGE VIVE Kielce w Lubinie stawiło się ledwie w dziesiątkę, mistrzowie Polski spokojnie pokonali miejscowe Zagłębie. Ich zwycięstwo nie było zagrożone choćby przez moment, już od pierwszych minut wypracowali sobie pokaźną przewagę, którą potem bezproblemowo utrzymywali i konsekwentnie powiększali przez całe spotkanie.

Nic więc dziwnego, że z występu swoich podopiecznych uradowany był szkoleniowiec kielczan. - Jestem bardzo zadowolony, od początku mieliśmy kontrolę nad przebiegiem spotkania i myślę, że w trakcie sześćdziesięciu minut nie było wątpliwości, kto zdobędzie punkty w tym meczu - zaczął po meczu Tałant Dujszebajew.

Grając w tak okrojonym składzie, opiekun VIVE musiał wprowadzać dość niecodzienne rozwiązania. Skrzydłowi na rozegraniach, gra na dwóch kołowych - tego typu zabiegów nie brakowało w Lubinie. Sytuacja kadrowa wśród mistrzów Polski wciąż jest nieciekawa.

- Potrzebujemy, by na środek rozegrania wrócił nasz podstawowy rozgrywający, Luka Cindrić. Wtedy Blaz Janc wróci na swoją wyjściową pozycję, czyli prawe skrzydło. Ale oczywiście, i tak będziemy korzystali z jego umiejętności gry na rozegraniu. Mam nadzieję, że Luka już zagra z Lwami, ale nie mogę tego obiecać. Myślę natomiast, że na pewno wróci Michał Jurecki, który jutro, razem z Krzysztofem Lijewskim, dołączy do zespołu na treningu. Z Alexem i innymi zawodnikami wszystko jest w porządku. To piłka ręczna, sport kontaktowy - wyjaśnia Dujszebajew.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Bułgarzy szukali zaczepki. Drzyzga: "Zrobiliśmy najpiękniejszą rzecz, jaką mogliśmy"

Dla PGE VIVE spotkanie w Lubinie było także swoistym przetarciem przed sobotnim bojem w Lidze Mistrzów. - Od jutra zaczynamy już przygotowywać się do spotkania z Rhein-Neckar Löwen, to dla nas bardzo ważny mecz, Lwy to mocny przeciwnik. Po przegranym meczu z Veszprem chcemy wreszcie zdobyć pierwsze punkty, by mieć możliwość walki o nasze cele w tym sezonie - przekonuje Kirgiz.

Wtorkowy mecz był jednak wyjątkowy dla jednego zawodnika. Arkadiusz Moryto wrócił na "stare śmieci" - to właśnie w ekipie Bartłomieja Jaszki krakowianin w poprzednim sezonie sięgnął po koronę króla strzelców PGNiG Superligi. Swojemu byłemu klubowi rzucił 6 bramek. - Przyjemnie było wrócić do Lubina, kibice nawet miło mnie przyjęli, więc jestem zadowolony i zaskoczony tym, że ktoś o mnie pamiętał, bo różnie bywało tu z frekwencją - mówił.

I dodał: - Podszedłem do tego spotkania jak do każdego innego, najważniejsze jest dobro drużyny i zwycięstwo. W Veszprem ostatnio nie grałem za dużo, na pewno chciałbym grać jak najwięcej, będę starał się wykorzystywać wszystkie swoje okazje. Małymi kroczkami, stopniowo, mam nadzieję, będę dostawał więcej szans.

Wśród gospodarzy najskuteczniejszy był za to Mikołaj Kupiec, który mecz zakończył z pięcioma trafieniami na koncie. Nominalny lewy rozgrywający z powodu kontuzji Macieja Tokaja mecz rozgrywał głównie na środku. - Nie jestem jeszcze przygotowany do gry na środku rozegrania, ale tak się zdarzyło, że Maciej Tokaj złapał kontuzję, więc decyzją trenera zostałem przesunięty na środek - wyjaśnia.

Jak przyznaje sam zawodnik, jeszcze uczy się nowej roli na parkiecie. - Jak to trener powiedział, potrzebuję czasu, by złapać poruszanie. Od początku sezonu raczej gram na środku, trener postanowił więc, że wyszedłem w pierwszym składzie, co bardzo mnie cieszy, ale nie zmienia faktu, że wolę lewe rozegranie. W tym meczu dostaliśmy naukę od Kielc. Wyszło jak wyszło, chcieliśmy stworzyć rywalowi trudniejsze warunki, szczególnie, że wiedzieliśmy o osłabieniu kadrowym - mówi Kupiec.

To prawda, kibice spodziewali się większego oporu Miedziowych, zwłaszcza w obliczu ekstremalnie wąskiej ławki rywala. - W meczu nasza obrona nie funkcjonowała tak, jak powinna. Zaczęliśmy zbyt bojaźliwie, źle wybiegaliśmy do zawodników z Kielc, oni wykorzystywali wszystkie błędy w kontrataku, stąd wysoki wynik. Mogę się wiele nauczyć od zawodników z Kielc, ale gdy oglądam ich w Lidze Mistrzów. Tutaj teraz jest mecz i robię wszystko by wygrać, by utrudniać im zdobywanie bramek - mówi Dawid Dawydzik, obrotowy ekipy z Lubina.

Wtorkowy mecz nie był jednak dla niego szczególnie udany. Jeszcze przed przerwą podstawowy kołowy i obrońca Miedziowych obejrzał czerwoną kartkę za faul na rywalu. - Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, na kim dopuściłem się tego przewinienia. Wystawiłem ręce i zacząłem biec do kontry, dopiero, gdy usłyszałem gwizdek, odwróciłem się i zobaczyłem, że sędzia pokazał mi czerwoną kartkę. Nie chcę oceniać decyzji, zobaczę to później na wideo - analizował po meczu Dawydzik.

Na okazję na rehabilitację po porażce z PGE VIVE lubinianie muszą poczekać aż do następnej soboty. Za 10 dni zmierzą się na wyjeździe z SPR Stalą Mielec. Kielczan zaś czeka teraz potyczka w Lidze Mistrzów z Rhein-Neckar Loewen, a kolejne spotkanie w lidze rozegrają we wtorek u siebie z Sandrą Spa Pogoń Szczecin.

Źródło artykułu: