Po sobotnim (29 września) triumfie nad reprezentacją Danii Biało-Czerwone przystępowały do meczu z mistrzyniami świata w znakomitych nastrojach. Miały przy tym świadomość, że w obliczu kilku poważnych braków personalnych rywalek, m.in. Alexandry Lacrabere, Camile Ayglon-Sauriny czy Siraby Dembele, ich szanse wcale nie stały tak nisko.
To podopieczne Leszka Krowickiego lepiej czuły się na parkiecie w Horsens. Można je było chwalić za twardą postawę w defensywie. W dodatku miały w swojej bramce niezawodną Adriannę Płaczek, na którą od razu zdecydował się postawić nasz szkoleniowiec. Niemniej, początek zawodów nie był dla oka kibica wyjątkowo pięknym widowiskiem. Zwłaszcza w przypadku ekipy Les Blues. Błędy, brak skuteczności mogły razić. Szkoda tylko, że i Biało-Czerwone trochę dostosowały się do tej szarpanej gry Francuzek. Po kwadransie prowadziły jednak 5:3.
Trójkolorowe częściej dopuszczały się fauli taktycznych. Narażały się także na kontry ze strony swoich mniej utytułowanych przeciwniczek. Od stanu 5:5, który utrzymał się przez ponad dwadzieścia minut rywalizacji, Polki w końcu "odjechały" na trzy "oczka". Zdecydowanie powinny utrzymać korzystny wynik do przerwy. Nic z tych rzeczy. Kilka uwag od trenera Oliviera Krumbholza przyniosło pozytywny efekt. Co ciekawe, przez pierwszą część meczu Francja ani razu nie była na prowadzeniu. Dopiero w ostatnich sekundach trafiła na 10:9.
Po zmianie stron bramki wciąż padały jak na lekarstwo. Niesamowity impas notowały Trójkolorowe. Krumbholz starał się robić dobrą minę do złej gry. Tłumaczył, wyjaśniał, dawał zmiany. Niewiele pomagało. Przez 17 minut jego zawodniczki potrafiły oddać tylko dwa celne rzuty. Taki wyczyn mistrzyniom świata naprawdę nie przystoi. Duża w tym zasługa polskiej obrony, nad którą Krowicki solidnie pracował podczas krótkiego okresu przygotowawczego. Dysponujące świetnymi warunkami fizycznymi Sylwia Lisewska czy Ewa Urtnowska robiły różnicę.
W końcu musiało się to przełożyć także na postawę ich koleżanek w ofensywie. Od stanu 11:11 reprezentantki Polski wyprowadziły pięć kolejnych ataków z rzędu, po których piłka lądowała w siatce (11:16). Do zakończenia spotkania pozostawało jeszcze wiele czasu. Trenerzy Krowicki i Adrian Struzik mogli się nieśmiało uśmiechać. Kiedy jednak w 53. minucie zrobiło się już 13:19, triumf w tym meczu był jak na wyciągnięcie dłoni. Trzeba było jeszcze tylko postawić kropkę nad "i". No i postawiły, ograły aktualne mistrzynie świata bardzo wysoko, bo aż 22:16.
Golden League:
Francja: Darleux, Glauser, Leynaud - Mauny 1, Niakate 3, Kanor, Pineau 1, Edwige, N’Gouan 1, Horacek 2, Niombla, Nze-Minko 1, Blonbou 4, Coatanea, Kolczynski, Flippes 3.
Polska: Kordowiecka, Gawlik, Płaczek - Kobylińska 2, Grzyb 2, Zych, Drabik 3, Łabuda 2, Rosiak 1, Lisewska 1, Roszak 3, Matuszczyk, Achruk 3, Urtnowska, Janiszewska 2, Sobiech 3.
Aktualizacja:
W drugim i zarazem ostatnim niedzielnym spotkaniu Dunki ostatecznie przegrały z Norweżkami. To oznacza, że te drugie, a nie reprezentacja Polski sięgnęła po końcowy triumf w tegorocznym Golden League.
Dania - Norwegia - 20:25 (10:12)
Końcowa tabela Golden League:
Lp. | Drużyna | Mecze | Z | R | P | Bramki | Punkty |
---|---|---|---|---|---|---|---|
1. | Norwegia | 3 | 2 | 1 | 0 | 81:69 | 5 |
2. | Polska | 3 | 2 | 0 | 1 | 72:71 | 4 |
3. | Dania | 3 | 1 | 0 | 2 | 65:69 | 2 |
4. | Francja | 3 | 0 | 1 | 2 | 59:68 | 1 |
ZOBACZ WIDEO: Primera Division: Nieskuteczna Barcelona straciła kolejne punkty! Uratowała tylko remis [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Jak dobrze gra obrona to i bramkarką łatwiej się broni a dodatkowo lecą z tego łatwe bramki z kontry.
Tak jak Grieg napisał naj Czytaj całość