Jeśli wierzyć statystykom EHF (a one bywają złudne), to Adam Malcher odbił 18 z 39 rzutów RK Gorenje Velenje, co daje znakomitą skuteczność 46 proc. W tym przypadku nie ma mowy o pomyłce, bramkarz reprezentacji Polski przez 60 minut utrzymywał Gwardię przy życiu. Inaczej byłoby krucho, ale i tak skończyło się zawodem.
Opolanie potrzebowali czterech bramek przewagi, by odrobić straty ze Słowenii i awansować do ostatniej rundy eliminacyjnej. Niepowodzenie boli tym bardziej, że zaczęli świetnie, od trzech goli różnicy.
Niesamowity Malcher i skuteczni skrzydłowi nie byli w stanie podźwignąć Gwardii, zabrakło siły rażenia z drugiej linii. Zwycięstwo 23:21 pójdzie w niepamięć, bo nie dało zupełnie nic oprócz satysfakcji.
- Jak popełnia się tyle prostych błędów, jak nie wykorzystuje się rewelacyjnej pracy w obronie i interwencji bramkarza, to nie ma się prawa awansować. My jednak to zrobiliśmy - przyznał szczerze trener Rafał Kuptel.
Trudno nie zgodzić się z opinią szkoleniowca, bo skuteczność Gwardzistów rzeczywiście wołała o pomstę do nieba. Brak kontuzjowanego Kamila Mokrzkiego bardzo rzucał się w oczy. Sami rozgrywający spudłowali 15 razy, a po drodze przydarzyło się im multum pomyłek. Dopóki Malcher ratował skórę, szanse pozostawały. W końcówce gracze Gorenje jednak nie pomylili się i w bólach wywalczyli awans.
- Nie byliśmy w dwumeczu zespołem gorszym od Gorenje. Mieliśmy w drugiej połowie pięć, może nawet sześć okazji, by złamać przeciwnika, ale przy stanie 17:15 nie byliśmy w stanie powiększyć przewagi. To był kluczowy moment spotkania - stwierdził obrotowy Mateusz Jankowski.
Jedynym polskim przedstawicielem w Pucharze EHF pozostały KS Azoty Puławy.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Stephane Antiga nie jest szczery. Straciłem przez niego 1,5 roku [4/5]