Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Rozmawiamy kilkadziesiąt godzin po szokującej porażce z Izraelem. Nie sądziłem, że w ogóle będę musiał o to pytać. Co się stało z kadrą?
Piotr Przybecki, trener reprezentacji Polski: Ten mecz nie powinien się zdarzyć, za to wypada mi tylko przeprosić. Musimy się zrehabilitować, wyjście z grupy, a w szczególności zwycięstwa z takimi rywalami, to nasze obowiązki. Do przerwy remisowaliśmy, ale prezentowaliśmy się słabo w ataku. Nie pomogliśmy Adamowi Malcherowi. Liczyliśmy na jego lepszą postawę, ale niektóre pozycje ze skrzydeł były zbyt klarowne. Parę razy Izraelczycy skontrowali nas po błędach czy przestrzelonych sytuacjach.
Dokonaliśmy niezbędnej zmiany, Piotrek Wyszomirski dał nam impuls, było widać, że żyje między słupkami. Zamiast właściwie zamknąć mecz, przez błędy indywidualne zmarnowaliśmy dwie kontry, nie trafiliśmy na pustą bramkę, nie wykorzystaliśmy karnego. Chłopaki obijali golkipera, rzucali niedokładnie, co jest oczywiście związane z koncentracją. Nasze pomyłki skomasowały się i doszło do sytuacji, której nie chcieliśmy - nerwowej końcówki. Spodziewaliśmy się, że przy wyniku na styku sędziowie będą raczej pomagać gospodarzom, czego dowodem jest chociażby brak kary po wejściu w Antoniego Łangowskiego. Tak czy inaczej, powinniśmy wygrać. A ta ostatnia akcja... Nie chcę nazywać tego gwoździem do trumny, ale Michał Daszek podczas próby rzutu przypadkowo otarł się piłką o rywala i Izraelczycy jeszcze wyprowadzili zwycięską akcję.
Najbardziej zawiodła koncentracja? W prawie każdej opinii o spotkaniu przewija się ten wątek.
Też mam takie wrażenie. Zauważyłem to nawet wcześniej, jeszcze w Polsce. Na ostatnim treningu w Warszawie brutalnie zwracałem uwagę na koncentrację, musiałem wstrząsnąć drużyną. Mecz ze słabym Kosowem niewiele powiedział o naszej formie, a nastąpiło rozluźnienie i dochodziły do mnie pochodzące z zespołu opinie, że będziemy grali ze słabeuszami, zawodnikami bez nazwisk. Drastycznie ich uczuliłem, że to może skończyć się źle. Jeśli będziemy myśleć, że wygramy tak samo łatwo jak z Kosowem, pomimo prostych błędów w obronie czy niedokładności, to zaprosimy Izraelczyków do kontr, a w dalszej perspektywie do napięcia i nieprzewidywalnej końcówki.
Jak widać - nie udało się wstrząsnąć drużyną.
Na pewno nie zrealizowali tego, o co ich prosiłem. Chodziło o wyzwolenie w sobie agresji. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale bodaj trzech zawodników grało z infekcją pokarmową, Piotr Chrapkowski po jednej z pierwszych akcji musiał zbiec do szatni. Łangowski gra od dawna z kontuzją, powinien przejść zabieg, ale zaciska zęby. Mówię to tylko dlatego, bo dokładnie analizuje wszystkie okoliczności.
Kamil Syprzak też miał jakieś problemy zdrowotne? O ile się nie mylę, ani na moment nie wyszedł na parkiet.
To wyłącznie moja decyzja odnośnie obsady środka obrony. Rozmawiałem z Kamilem po meczu. Nie występuje regularnie w Barcelonie, szczególnie w defensywie. W sektorze, gdzie stali Patryk Walczak i Maciej Gębala, mieliśmy dużo problemów z ruchliwymi rozgrywającymi. Postanowiłem nie korzystać z Kamila. Co innego gdyby stale grał w Barcelonie. Poza tym, nie mogliśmy wykonywać tylu zmian do ataku, bo Izraelczycy błyskawicznie wznawiają od środka i zapewne by to wykorzystali.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Różnica klas w "świętej wojnie". Pewna wygrana PGE VIVE Kielce
Słyszałem, że w szatni wylaliście swoje żale?
Nie mogliśmy tak po prostu przejść obok tego. Musieliśmy siąść i wygarnąć sobie wszystko. Ja zacząłem, od razu po meczu wyrzuciłem z siebie swoje uwagi. Potem zawodnicy powiedzieli, co im leży na sercu. Zależało mi na tym, by od razu wyjaśnić, co robiliśmy źle. Potem nie byłoby sensu. Zostaliśmy dłużej w szatni, ale to było konieczne.
Pewnie nie zabrakło rozmów o ataku pozycyjnym. Wyglądaliście w nim fatalnie, na palcach jednej ręki można policzyć składne akcje.
Trzeba patrzeć, w jakim składzie gramy. Kontuzjowany Antoni Łangowski, Piotrek Chrapkowski nie występujący w Magdeburgu w ataku, biegający tylko do kontry w drugim tempie. Z drugiej strony Paweł Paczkowski miał po prostu słaby dzień, Rafał Przybylski nie zachwyca w Tuluzie, potrafi wprawdzie zagrać indywidualnie, ale nie jest w dobrym rytmie. Wiem co mówię, widziałem jego 90 proc. spotkań w tym sezonie. To jest po części odpowiedź, dlaczego gra się nie kleiła. Pomimo tego, taki mecz bezwzględnie trzeba wygrać.
Ewidentnie brakowało też rasowego snajpera na lewym rozegraniu. Kontuzję leczy Tomasz Gębala i zrobił się problem.
Jeszcze wypadł nam Paweł Genda, który mógłby pomóc. Z lewych rozgrywających tylko Łangowski gra w ataku i obronie. Niestety, Superliga opiera się na działaniach w środku. Żeby przyspieszać, trzeba rozszerzać grę, wykorzystywać całą przestrzeń. W tym też rola środkowych. Co więcej, nawet jak stwarzaliśmy sobie okazje, to rzuty były na wysokości bramkarza i trafiały prosto w niego.
Może zatem na środku przydałby się ktoś bardziej obyty na najwyższym poziomie, np. Łukasz Gierak? Michał Potoczny i Adrian Kondratiuk nie udźwignęli zadania.
Na Gieraka liczyliśmy w Portugalii, też nie do końca się sprawdził. Oglądam jego spotkania w 2. Bundeslidze, nie wygląda to różowo, zresztą rozmawiałem o tym z Łukaszem. Mam nadzieję, że wkrótce się odbuduje.
To co dalej z kadrą? Po odpadnięciu w prekwalifikacjach MŚ 2019 usłyszeliśmy, że o dymisji nie ma mowy. Teraz takiej jednoznacznej deklaracji zabrakło.
Mam energię do dalszych działań. Na razie nie myślę o przyszłości, tylko przyczynach takiego stanu rzeczy. Ten mecz to nie progres, a krok w tył w porównaniu do poprzednich miesięcy. I to jest w tym wszystkim najgorsze. Nawet w słabej dyspozycji musimy wygrywać z Izraelem. Nie wykorzystaliśmy idealnych sytuacji po przerwie, potem w przewadze 6 na 3 daliśmy zaskoczyć się wrzutką, na którą zwracałem uwagę podczas czasu. To nie miało prawa się zdarzyć. To my dopuściliśmy do nerwówki i końcowego stanu rzeczy, tylko i wyłącznie my.
Wie pan, że polski kibic łatwo nie wybacza. Będzie trudno odzyskać zaufanie.
Wypada mi tylko przeprosić. Mogę obiecać, że się zrehabilitujemy.