Przyjaciele, znajomi i starzy rywale. PGE VIVE Kielce gra z Mieszkowem Brześć

Jeśli Liga Mistrzów piłkarzy ręcznych, to PGE VIVE gra z Mieszkowem Brześć. Od lat ekipy te mierzą się nadzwyczaj często, a gracze znają się na wylot. - Mieszkow zrobił ostatnio parę zmian i mogą wygrać z każdym - mówi trener Tałant Dujszebajew.

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Darko Djukić WP SportoweFakty / TOMASZ FĄFARA / Na zdjęciu: Darko Djukić
Już po raz trzeci z rzędu los krzyżuje ze sobą PGE VIVE Kielce i Mieszkow Brześć w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Biorąc jeszcze pod uwagę dwumecz w fazie TOP 16 z 2016 roku, już czwarty sezon z kolei mistrzowie Polski mierzą się z mistrzami Białorusi. Ekipy znają się więc jak łyse konie, choć w obu zespołach przed rozpoczęciem tegorocznych rozgrywek zaszły spore zmiany.

- Jak każdy klub, Mieszkow faktycznie przeszedł w ostatnich latach trochę zmian, ale dzięki temu grają teraz coraz lepiej. Jako zespół zebrali dużo większe doświadczenie. Kiedyś było dla nich pewnym wyzwaniem grać w Lidze Mistrzów w ogóle, a dziś na co dzień mierzą się w grupach A i B. Dla mnie to zespół, który może wygrać z każdym i wszędzie - charakteryzuje rywali trener PGE VIVE, Tałant Dujszebajew.

Uzupełnia zaś Mariusz Jurkiewicz: - Wyglądają bardzo dobrze, to niebezpieczna drużyna, a do tego u siebie maja duży plus po swojej stronie, jak każdy zresztą, kto gra na własnym parkiecie. Oni akurat wyjątkowo to wykorzystują, widać wtedy u nich dodatkową moc i swobodę.

Najważniejsza ze zmian przeprowadzonych w białoruskiej ekipie to zmiana trenera. Siergieja Bebeszkę zastąpił dobrze znany polskim kibicom Manolo Cadenas, były szkoleniowiec Orlen Wisły Płock. Czy wpłynęło to znacząco na styl gry Mieszkowa?  - Trudno powiedzieć. Na pewno trener Manolo Cadenas ma swój wyjątkowy styl, ale pamiętajmy, że trener Bebeszko to też szkoleniowiec wychowany w hiszpańskim stylu piłki ręcznej, więc wiele rzeczy jest podobnych. Teraz jednak patrzymy tylko na to, co prezentują w tym momencie - tłumaczy Jurkiewicz, który przez lata był jednym z podopiecznych Hiszpana, a przed tygodniem w Barcelonie zagrał swój pierwszy mecz w Lidze Mistrzów po powrocie po kontuzji palca.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Ważny mecz dla Gwardii. Chrobry nieznacznie gorszy

Poza roszadą na ławce trenerskiej z klubem pożegnali się m.in Rastko Stojković czy Dima Nikulenkow, a w ich miejsce pojawili się Sime Ivić z Płocka czy Darko Djukić z Kielc. Jak widzimy - w obrocie same znajome twarze.

U kielczan sytuacja kadrowa wydaje się poprawiać, do optimum wciąż dużo brakuje. Mówi o tym trener Dujszebajew: - W Kaliszu mecz zagrał Bartek Bis, lekarz powiedział mi, że daje mu już zielone światło, ale Bartek jeszcze nie jest na takim poziomie, którego potrzebujemy w takim meczu. Teraz najważniejsza jest dla niego regeneracja. Z Marko Mamicem za to wszystko dobrze. Staw skokowy nie bolał go po meczu czy na treningu, więc jedzie z nami - wyjaśnia. Wiemy już zaś, że na Białoruś nie poleciał Michał Jurecki. Wciąż kontuzjowany jest Władisław Kulesz.

Jak wspomnieliśmy, VIVE z Mieszkowem mierzyło się często i historia tych starć zdecydowanie jest po stronie kielczan. Bilans to 5:1. Jedyna porażka to ta sprzed roku, kiedy Białorusini wygrali przed własną publicznością 28:25.

- 14 miesięcy to szmat czasu. Nie ma co porównywać do tamtego meczu, bo dużo się od tamtej pory zmieniło. Teraz skupiamy się tylko na tym, co przed nami, a nie na tym, co było - ucina Jurkiewicz.

Teraz PGE VIVE potrzebuje kolejnego zwycięstwa, sytuacja w grupie A jest bardzo wyrównana i każdy punkt może okazać się na wagę złota. Zwłaszcza w obliczu porażki kielczan zanotowanej tydzień temu w meczu z Barcą Lassą (27:31). Jurkiewicz kontynuuje: - Trudno powiedzieć czy był to nasz słabszy mecz. Nie patrzymy tak na to. Wiemy, ze mieliśmy swoje urazy, nie wszyscy mogli wystąpić w tym meczu, staraliśmy się na tyle, ile mogliśmy no i nie zapominajmy, że graliśmy w Barcelonie, a stamtąd mało kto wywozi punkty.

Obecnie VIVE jest na czwartym miejscu w grupie, ale przy zdobyczy dwóch punktów zrównuje się z liderującą Barceloną i z mającymi tyle samo punktów Vardarem Skopje i Rhein-Neckar Loewen. Mieszkow za to po serii czterech porażek chce wreszcie wrócić na dobre tory i powalczyć o coś więcej niż obecna szósta lokata.

Dla jednego z zawodników PGE VIVE sobotni mecz będzie wyjątkowy. Mowa o Artsiomie Karaleku, który zagra w swojej ojczyźnie. - Super, że będę mógł tam zagrać. Przyjedzie moja rodzina, przyjaciele - cieszy się Białorusin.

Wie jednak, że o punkty nie będzie łatwo. - To mecz u nich w domu, gdzie wygrali z Montpellier, a z Veszprem przegrali tylko jedną bramką, kiedy nie mieli szczęścia w końcówce, bo zmarnowali karnego. Tak, to będzie bardzo ciężki mecz. Oni też bardzo szybko przechodzą z ataku do obrony. Poprawili się w tym. Musimy więc grać tak samo i nie dawać im szans na "szybki środek" - analizuje Karalek.

Co jasne, dla niego będzie to starcie z wieloma kompanami z reprezentacji. - Pięciu czy sześciu zawodników Mieszkowa gra w kadrze, są dla mnie bardzo dobrymi kolegami i przyjaciółmi, jak Iwan Mackiewiczem, z którym zawsze jestem razem w pokoju. Czy przed meczem były małe wewnętrzne zakłady, kto będzie w sobotę górą? - Nie! To byłoby nieprofesjonalne. To piłka ręczna, sport, może wygrać każdy. On coś tam pogada, ale nie słucham wszystkiego - śmieje się i kończy Karalek.

Mieszkow Brześć - PGE VIVE Kielce / 10.11.2018, godz. 15.00

Czy PGE VIVE Kielce pokona Mieszkow Brześć?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×