Lewy rozgrywający Azotów we wtorkowym, wygranym 26:17, meczu z MMTS-em Kwidzyn potwierdził swoje duże możliwości. Na początku dwa razy przebił się przez agresywną obronę rywala, zdobywając ważne trafienia. Jeszcze lepiej było po przerwie, zagrożenie z jego strony jeszcze wzrosło. Można zaryzykować, że był to "dzień konia" Podsiadły. - Nie nazwałbym tak tego. Po prostu dobrze mi się grało i fajnie, że przełożyło się to na zdobyte bramki. Wiem na co mnie stać i ile mogę dać drużynie - opowiedział.
Test-mecz przed rewanżem z Selfoss wypadł całkiem okazale, choć do przerwy stroną dominującą przez większość czasu byli goście. - W szatni powiedzieliśmy sobie, że trzeba wrócić do gry obronnej, takiej jaką prezentujemy od początku sezonu. Zwykle to się sprawdzało i trzeba było tylko przełożyć to w czyn - wyjaśnił. Okazało się, że wspomniane "przekładanie" wyszło puławianom doskonale. MMTS rzucił po przerwie tylko cztery bramki z gry.
Rok temu przed wyjazdem do duńskiego Holstebro, puławska drużyna miała w analogicznej sytuacji trzy bramki przewagi. Podsiadło pytany wtedy o szanse procentowe na awans, stwierdził, że nie bawi się w bukmacherkę. - Podtrzymuję to. Przestrzegałbym przed myśleniem, że siedem bramek to komfortowa sytuacja. W piłce ręcznej to naprawdę niedużo, nie raz mogliśmy się o tym przekonać. Trzeba wyjść tak, jak w pierwszym meczu przy wyniku zero-zero.
Islandczycy mogą spodziewać się jakiejś niespodzianki? - Nie szykujemy czegoś takiego. Musimy podtrzymać naszą grę w obronie, a w ataku grać spokojnie, nie podpalać się, bo wiadomo, że każda bramka może być tą na wagę awansu - zakończył.
ZOBACZ WIDEO: Film o Dariuszu Michalczewskim wejdzie do kin. "Scenariusz jest bardzo mocny"