Show niczym w NBA - czyli jak wygląda mecz Bundesligi w piłce ręcznej

Gasną światła, na parkiecie "tańczą" lasery, z głośników wydobywa się odpowiednio dobrana muzyka. Za chwilę rozpocznie się wielkie sportowe show. Czyżby miał to być mecz amerykańskiej ligi NBA? Nie. To zwykły ligowy pojedynek w Bundeslidze piłkarzy ręcznych w hali Color Line Arena w Hamburgu. Niemcy potrafią nawet z meczu o przysłowiową pietruszkę zrobić wielki spektakl. Może dlatego hale wypełniają się nawet 10 tysiącami kibiców?

W tym artykule dowiesz się o:

HSV Handball Hamburg to stosunkowo młody klub w Bundeslidze. Zespół z drugiego pod względem wielkości miasta w Niemczech ma jednak spore aspiracje. Chce być najlepszy nie tylko w Bundeslidze, ale także w Europie. Nie dziwi to szczególnie, bo w drużynie tej grają prawdziwe gwiazdy piłki ręcznej - Blazenko Lackovic, bracia Guillaume i Bertrand Gille, Torsten Jansen czy Pascal Hens. - Pascal to ikona klubu z Hamburga. Kibice go uwielbiają - mówił Marcin Lijewski.

Nie trudno zauważyć, że Hens to najbardziej rozpoznawalna postać HSV. Na większości plakatów czy reklamówek hamburskiego klubu z wizerunkiem drużyny, Hens ze swoim charakterystycznym irokezem widnieje na pierwszym planie.

Nie przychodzą na ostatnią chwilę

Na ponad dwie godziny przed planowaną godziną rozpoczęcia meczu robi się już ruch na ogromnym parkingu usytuowanym w pobliżu stadionu i hali Color Line Arena. Wjazd na parking dla miejscowych drogi nie jest. Kosztuje raptem 4 euro. Na kieszeń Polaka to już całkiem spora suma jak na możliwość zaparkowania samochodu na kilka godzin. Na parkingu pracuje kilkanaście osób, które kierują ruchem, tak by auta parkowały we właściwej kolejności. Ach, ta niemiecka precyzja.

Przed wejściem do hali spotykamy Marcina Lijewskiego, który cieszy się na widok swoich rodaków. Chwilę później przedstawia nam Christiana Pohlsa, odpowiedzialnego za kontakty z mediami. Niemiecki szef biura prasowego miło wita gości z Polski, kierując nas do wejścia dla dziennikarzy.

Przed seniorami mecz juniorów

Obiekt Color Line Arena imponuje swoją wszechstronnością. Hala może pomieścić 15 tysięcy widzów. Polacy mogą tylko pomarzyć o takich halach sportowych. Nic więc dziwnego, że wchodząc do takiego obiektu, nie można wyjść z podziwu nad jego pięknem i funkcjonalnością. Przed zaplanowanym na godzinę 15.00 meczem Bundesligi swój pojedynek rozgrywali juniorzy miejscowej drużyny. Na trybunach spotykamy Krzysztofa Lijewskiego, młodszego z dwójki braci pochodzących z Ostrowa Wielkopolskiego. Krzysiek znajduje przed meczem czas na krótką pogawędkę. Później jednak ucieka do szatni, gdyż zbliża się czas "tejpowania". Na godzinę przed meczem pierwsi zawodnicy HSV Hamburg wychodzą na rozgrzewkę. Humory im dopisują. Widać, że to już ostatni mecz sezonu, że za kilka godzin będą mogli wreszcie odetchnąć i zakończyć ciężki ligowy sezon.

Zaplecze tętni życiem

Na trybunach na razie pustki. Gdzie zatem są ci wszyscy kibice, którzy wysiadali z aut na parkingu? Wystarczy wyjść na korytarz Color Line Areny, by się o tym przekonać. Tam tłoczy się mnóstwo ludzi. Oblegane są stanowiska gastronomiczne. Kiełbaski, pizza i inne przysmaki. Do tego cola, a także bezwzględnie piwo. Niemcy nie przychodzą tylko na mecz, który trwa około półtorej godziny. Ubrani w biało-niebieskie trykoty w barwach HSV pałaszują niemieckie specjały, popijając zimnym piwkiem. Gdyby ktoś im powiedział, że w Polsce na stadionach i w halach sportowych chmielowy napój jest zakazany, pewnie parsknęliby śmiechem. W Niemczech gastronomia jest jednym z elementów całego sportowego biznesu. Podobnie zresztą jak klubowe gadżety. Jako, że był to ostatni mecz sezonu HSV Hamburg urządził wyprzedaż koszulek. Trykoty HSV Hamburg w zależności od rozmiaru kosztowały od 15 do 30 euro. Schodziły niczym świeże bułeczki. I jeszcze jedno, czego nie sposób dostrzec w polskich halach. Wiek niektórych kibiców. Starsze małżeństwa, grubo po sześćdziesiątce, z szalikami na szyjach i w klubowych koszulkach. Na Bundeslidze to widok całkiem normalny. Na polskich obiektach wzbudzałby pewnie ironiczny uśmiech młodszych kibiców.

Laserowy pokaz

Na 10 minut przed meczem w Color Line Arena zgasły światła. Piłkarze udali się do szatni. Organizatorzy przygotowali natomiast dla kibiców efektowne otwarcie zawodów. Ogłuszająca muzyka, efektowne lasery układające się w kształt logo HSV Hamburg, dzieci z flagami klubu i wreszcie główni bohaterowie spektaklu wybiegający z tunelu. Spiker głośno krzyczy imię zawodnika, a prawie 10 tysięcy gardeł odpowiada nazwisko gracza. Ciarki przechodzą po plecach. Dla niemieckich kibiców takie otwarcie meczu to norma. Dla ludzi, którzy goszczą po raz pierwszy na spotkaniu Bundesligi, wygląda to naprawdę imponująco.

Sprintem z flagą HSV

Każdą przerwę w meczu człowiek od zabawiania tłumu wykorzystywał na sprint wokół boiska z flagą HSV. Publika w tym samym czasie robiła meksykańską falę. Zabawa w najlepsze. Zresztą cały mecz z outsiderem Bundesligi był dla HSV Hamburg lekki, łatwy i przyjemny. - Takie spotkania zdarzają się rzadko. Zazwyczaj jest walka na całego. Na koniec sezonu pokazaliśmy kilka fajnych akcji kibicom - tłumaczył Marcin Lijewski.

Pożegnanie z Hamburgiem

Po zakończeniu spotkania miały miejsce miłe uroczystości. Żegnano dwójkę arbitrów kończących swoją przygodę z gwizdkiem. Kibice HSV największą owację zgotowali trójce zawodników, którzy rozstawali się z Hamburgiem. Rosjanin, Dmitri Torgovanov kończył sportową karierę, natomiast z Heiko Grimmem i Arne Niemeyerem klub z Hamburga nie przedłużył kontraktów. Cała trójka otrzymała ogromną owację od kibiców. Widać było, że HSV to jedna wielka sportowa rodzina.

Medale z kartonika

W Niemczech wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jedynie co wypadło bardzo blado, to ceremonia wręczania medali. Nie było znanych chociażby z polskich aren pięknych dziewcząt, trzymających patery z medalami i oficjeli wręczających krążki. Srebrne medale dla HSV Hamburg wniesione zostały w zwykłym kartonie, bez szczególnej oprawy. - Tytuł wicemistrzowski jest porażką. W Niemczech drugie miejsce niewiele znaczy - tłumaczy młodszy z braci Lijewskich. Stąd też może takie, a nie inne podejście do ceremonii wręczania tylko srebrnych medali.

Na piwko z piłkarzem

Po każdym meczu we własnej hali piłkarze ręczni HSV Hamburg mają obowiązek spotkania z kibicami w restauracji w Color Line Arena. - Mamy to zapisane w kontraktach. Musimy uczestniczyć w takich spotkaniach. Kibice mają możliwość zdobycia autografów, zrobienia zdjęć z piłkarzami ręcznymi, a nawet wypicia z nami coli czy piwa - tłumaczy Krzysztof Lijewski. Po ostatnim ligowym meczu balanga trwała znacznie dłużej. Fani przez ponad 2 godziny nie chcieli wypuścić swoich ulubieńców. - Musieliśmy się pożegnać z kibicami. Spotkamy się z nimi ponownie za 3 miesiące. W HSV tworzymy jedną wielką rodzinę. Dotyczy to zarówno chłopaków w zespole, ale także naszych fanów, z którymi mamy bardzo dobry kontakt - kończy Marcin Lijewski.

W sierpniu do Polski

Wicemistrz Bundesligii już wkrótce zagra w Polsce. 12 sierpnia wystąpi na Stadionie Miejskim w Ostrowie Wielkopolskim podczas Meczu Gwiazd, grając pokazowe spotkanie z Ostrovią Ostrów na stulecie tego klubu. Kilka dni później zagra w Kielcach w silnie obsadzonym turnieju. - Pokazowy mecz w Polsce? A tak, słyszałem. Marcin i Krzysztof mówili nam o tym spotkaniu. Fajnie będzie się pokazać w ich rodzinnym mieście. Marcin i Krzysztof to świetni kumple. Jak ich mogę określić? "Two crazy people" - mówi bramkarz HSV Johannes Bitter.

Komentarze (0)