Kamil Kołsut z Kolonii
Mistrzowie Polski jeszcze w 39. minucie remisowali z Węgrami 18:18. Później czerwoną kartkę dostał Blaz Blagotinsek, ale kielczanie nie wykorzystali szansy. Chwilę później sędziowie na dwie minuty wykluczyli z gry Aleksa Dujszebajewa, a przeciwnicy zdobyli cztery gole rzędu.
- To nie był koniec meczu, jeszcze w 55. minucie traciliśmy do rywali dwa gole i mieliśmy piłkę. Mogliśmy ten mecz co najmniej zremisować, doprowadzić do dogrywki. Czujemy lekki niedosyt, zwycięstwo było w zasięgu. Nie było tak, ze Veszprem okazało się od nas zdecydowanie lepsze i łatwo wygrało - podkreśla Servaas.
Holender jest dumny ze swojej drużyny i tego, że w żadnym momencie meczu kielczanie nie złożyli broni. - Przez cały tydzień powtarzaliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia i będziemy grać w tym Final Four z wolną głową. Takie rzeczy nie są łatwe - mówi.
Prezes PGE VIVE zwraca też uwagę na różnicę, jaką zrobili na boisku bramkarze. - W pierwszej połowie Arpad Sterbik wygrał osiem sytuacji sam na sam, a po przerwie nasi zawodnicy obronili jedną czy dwie piłki. Wielkie wejście miał też Petar Nenadić, który w ciągu pół godziny zdobył jedenaście goli - wymienia Servaas.
W niedzielę o 15:15 jego zespół zagra o trzecie miejsce turnieju Final Four Ligi Mistrzów.
Autor na Twitterze:
ZOBACZ WIDEO: Finał Ligi Mistrzów. Tottenham - Liverpool. Kamil Stoch: Kto kibicuje Liverpoolowi, ten nigdy nie jest pewny