Skandal w Rumunii. Doping za pomocą... lasera

PAP/EPA / MATHIEU CUGNOT / Na zdjęciu: Eliza Buceschi (z prawej)
PAP/EPA / MATHIEU CUGNOT / Na zdjęciu: Eliza Buceschi (z prawej)

Niespotykana dotąd afera dopingowa w piłce ręcznej. Pięć reprezentantek Rumunii i jedna Czarnogórka nie zagrają podczas rozpoczynających się wkrótce MŚ 2019 w Japonii ze względu na przebytą ponoć zabronioną dożylną terapię laserową.

Napromienianie krwi światłem lasera to jedna z nowszych metod wspomagania, do tej pory właściwie szerzej nieznana. Poprzez miejscowe oddziaływanie na krew i tkanki m.in. łagodzi ból, poprawia transport tlenu, pobudza układ odpornościowy do walki z infekcjami. Regulamin Światowej Agencji Antydopingowej jest w kwestii krwi bardzo restrykcyjny - jakakolwiek manipulacja z zewnątrz stanowi naruszenie przepisów WADA.

ZOBACZ: Janc oficjalnie ogłosił decyzję ws. przyszłości

Taką terapię zaordynowano najprawdopodobniej wszystkim zawodniczkom czołowego rumuńskiego klubu Corona Braszow. Jedna z tamtejszych klinik specjalizuje się w nowoczesnej metodzie "uzdatniania" krwi. W gronie podejrzanych jest aż pięć reprezentantek Rumunii, w tym gwiazda kadry Eliza Buceschi. Afera wybuchła na niewiele ponad tydzień przed mistrzostwami świata. Rumunki były wymieniane jako główne kandydatki do medalu.

ZOBACZ: Guardiola znalazł nowy klub

Związek piłki ręcznej nie zamierza ryzykować rozdmuchania skandalu, Buceschi, Cristina Laslo, Blanca Bazaliu, Daria Bucur i Daciana Fosu zostały skreślone z listy reprezentantek. Od zawodniczek pobrano próbki krwi, WADA wkrótce wyda werdykt. Jeśli podejrzenia potwierdzą się, to szczypiornistkom grożą nawet cztery lata dyskwalifikacji, a Corona Braszow, rywalki Perły Lublin w Pucharze EHF, może zostać nawet wykluczona z rozgrywek.

Sprawa zatacza zresztą coraz szersze kręgi, selekcjoner Czarnogórek Per Johansson zrezygnował z Ivony Pavićević, także zamieszanej w nielegalne wspomaganie.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Anna Kiełbasińska bez nominacji na Sportowca Roku. "Przykra sprawa"

Komentarze (0)