PGNiG Superliga. Patryk Małecki: Na treningach się relaksuję. Kiedyś pomylono mnie z Małeckim piłkarzem [WYWIAD]

Materiały prasowe / Grupa Azoty Tarnów / Na zdjęciu: Patryk Małecki
Materiały prasowe / Grupa Azoty Tarnów / Na zdjęciu: Patryk Małecki

Bramkarz Patryk Małecki był jednym z najmocniejszych punktów beniaminka z Tarnowa w przedwcześnie zakończonym sezonie PGNiG Superligi. Do momentu przerwania rozgrywek jego drużyna zajmowała ostatnie miejsce w tabeli. - Zabrakło doświadczenia - mówi.

[b][tag=71535]

Kamil Hynek[/tag], WP SportoweFakty: Przedłużył pan niedawno o dwa lata kontrakt z Grupą Azoty Tarnów. To oznacza, że swoją przyszłość wiąże pan z tym miastem?[/b]

Patryk Małecki, bramkarz Grupy Azoty Tarnów: Klub od strony organizacyjnej jest świetnie prowadzony. Naprawdę nie mamy na co narzekać, dlatego podjęcie tej decyzji przyszło mi bardzo łatwo.

Śledząc pana karierę niechętnie zmienia pan barwy. Z czego to wynika?

Nie mam na to precyzyjnej odpowiedzi. Po prostu tak wychodzi, lubię stabilizację. Osiem sezonów grałem w Zagłębiu Lubin i postanowiłem coś zmienić. Padło na Tarnów, ale absolutnie nie żałuję, że przeniosłem się z Dolnego Śląska do Małopolski.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

A teraz, jakie argumenty przeważyły za tym, że postanowił pan kontynuować przygodę z Tarnowem?

Myślenie długofalowe i wizja zespołu. Gołym okiem widać, że ludziom pracującym w klubie mocno zależy, aby systematycznie się rozwijać. Rozmawiałem z działaczami już w trakcie rozgrywek, podkreślali, że w razie utrzymania chcą z każdym kolejnym sezonem wchodzić na coraz wyższy poziom i walczyć o lepsze lokaty. Bardzo pozytywnie odbieram też sprowadzenie trenera Patrika Liljestranda.

Miał pan już okazję rozmawiać z nowym szkoleniowcem?

Jeszcze nie. Byłem wstępnie dogadany zanim trenera ogłoszono. Wydaje się, że to dobry wybór. Trafia do nas człowiek z dużym nazwiskiem, a dodatkowo ogromnymi sukcesami na koncie zarówno na boisku, jak i poza nim. Był bramkarzem, a więc grał na pozycji szczególnie mi bliskiej. Nie mogę się doczekać na tę współpracę, jestem przekonany, że sporo z jego warsztatu skorzystam.

Paradoksalnie waszemu zespołowi koronawirus spadł z nieba. Rozgrywki przerwano dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej. Nikogo nie zdegradowano, a w perspektywie była jeszcze faza play-out, którą na pewno zaczynalibyście z zerowym dorobkiem?

Pewnie, że utrzymanie w sportowej rywalizacji smakowałoby lepiej, ale wszystkie wyroki zapadały za naszymi plecami. W tamtej chwili kierowano się zdrowiem zawodników. Co nie zmienia faktu, że byliśmy gotowi walczyć z całych sił o uniknięcie spadku. Nie powiem nic oryginalnego, play-outy są specyficzne, rządzą się swoimi prawami. Punkty ulegają redukcji, tabela się spłaszcza. Wszyscy startowalibyśmy praktycznie z równego pułapu. Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy Z Zagłębiem do ostatniej serii biliśmy się o ósemkę, a później grupę spadkową przywitaliśmy czterema porażkami z rzędu i zlecieliśmy na dno.

Kilka meczów na ostrzu noża uciekło. Zrzuciłby pan to na karb beniaminka i śladowego doświadczenia w PGNiG Superlidze u większości kolegów?

Zapłaciliśmy frycowe, zabrakło ogrania i paru kropek nad "i" w wyrównanych końcówkach. Mimo to stawialiśmy silniejszym oponentom solidny opór. Trzeba pamiętać, że przed sezonem nie zrobiliśmy zbyt wielu transferów. Postawiono na autorów awansu, ci rzuceni na głęboką wodę nie utopili się. Wojtek Dadej jest doskonałym przykładem. Klub długo nie wiedział również na czym stoi, czekał na przyznanie licencji. Teraz tego czasu na budowę drużyny jest dużo więcej.

Po połowie sezonu z ciasnej halki przy uczelni, przeprowadziliście się na nowoczesną, pachnącą świeżością halę. Zobaczyliście inny świat?

W Lubinie też udostępniono nam nowy obiekt, ale rzadko z niego korzystaliśmy. Trenowaliśmy dwa-trzy dni i wracaliśmy do starych kątów. W przypadku Tarnowa można powiedzieć, że to nasze progi w pełnym tego słowa znaczeniu.

Byliście zaskoczeni, gdy z biegiem rozgrywek jeździła za wami coraz liczniejsza grupka kibiców, która nie szczędziła gardeł, żeby was dopingować?

W Mielcu, czy Piotrkowie fani byli naszym dodatkowym zawodnikiem. Ale na meczach domowych też potrafią stworzyć fantastyczną atmosferę. Nie odwracali się od zespołu, nawet pomimo tego, że nie rozpieszczaliśmy ich wynikami. Oby obostrzenia znikały w szybkim tempie, bo liczymy na nich w najbliższym sezonie.

Długoterminowa umowa sprawiła, że przeprowadza się pan do Tarnowa?

Mieszkam już w Tarnowie. Mam dwójkę małych dzieci i nie wyobrażałem sobie życia bez nich, na odległość. Żonie też się tutaj podoba. Dopiero kilkanaście dni temu wyjechaliśmy z Małopolski, ale wkrótce wracamy, bo od ósmego czerwca ruszają przygotowania do nowej kampanii.

Co pan robił w okresie pandemii, kiedy te zakazy w całym kraju były rygorystyczne i wyjścia na zewnątrz należało ograniczyć do minimum?

Konsola odpada. Zalega na niej już z pięć centymetrów kurzu. Największym plusem była możliwość spędzenia paru chwil więcej z rodziną. Gwarantuję, że przy dwójce maluchów jest co robić. Wieczorem, człowiek jest już tak wyssany z mocy, że marzy, aby odpocząć, albo się położyć. Bywa ciężej niż na treningach (śmiech). Z klubu dostaliśmy rozpiski więc leżenia do góry brzuchem też nie było. Przynajmniej raz dziennie sumiennie dbałem o formę fizyczną.

Czyli na treningi jeździł pan się odstresować?

Zażyć odrobinę relaksu (śmiech).

Z racji imienia i nazwiska pomylono pana kiedyś z piłkarzem Patrykiem Małeckim?

Na samym początku znajomi i koledzy z szatni mieli z tego niezły ubaw, ale później się przyzwyczaili. Raz też jedna z marek odzieżowych zamiast tego znanego z murawy Małeckiego omyłkowo oznaczyła mnie na Instagramie. On był wtedy bodaj twarzą tej firmy.

W Tarnowie od zawsze sportem nr 1 był żużel. Pan pochodzi z Wrocławia, czyli miasta, które speedway ma w DNA miasta równie głęboko zakorzeniony. Z nowej hali w Mościcach macie rzut beretem na stadion, tylko przejść na drugą stronę ulicy.

Kontrakt parafowałem na dwa lata więc tych okazji do odwiedzenia Jaskółczego Gniazda nie zabraknie. Póki co jeszcze nie udało się wybrać. We Wrocławiu Stadion Olimpijski mam już zaliczony, ale jeszcze przed remontem. Zdążyłem już jednak zasięgnąć źródła, ile ten sport znaczy dla lokalnej społeczności. Jest grono osób, które mi o tym na okrągło przypomina z naciskiem na najlepsze momenty w historii.

CZYTAJ TAKŻE: Hiszpan pogodzi wszystkich. Nenadić wróci do kadry?
CZYTAJ TAKŻE: Baraże o PGNiG Superligę coraz bliżej

Komentarze (0)