Patryk Rombel: Wyniki biorę na głowę [WYWIAD]

Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Patryk Rombel
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Patryk Rombel

- Dotąd wyniki nie były satysfakcjonujące. Biorę to na głowę. Ciężką pracą dojdziemy jednak, gdzie chcemy być. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie walczyć i wygrywać ze wszystkimi, o ile będziemy mieć zdrowych zawodników - mówi Patryk Rombel.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Jak selekcjoner spędził pięć miesięcy bez zgrupowań?[/b]

Patryk Rombel, trener Reprezentacji Polski: Pracowicie. Wbrew pozorom pracy było dużo, ale z powodu koronawirusa była ona zdecydowanie inna od tej, do której przywykliśmy. Zajmowałem się koordynowaniem działań wszystkich SMS-ów (Szkół Mistrzostwa Sportowego - red.), zbieraniem informacji na temat zawodników, ale nie poprzez oglądanie meczów, tylko dzwonienie i rozmawianie z terenami oraz zawodnikami. Delegowaliśmy też sztab do graczy, gdy stopień ich domowej aktywności fizycznej był dla nas niezadowalający.

W piątek wróciliście na parkiet. Pierwszy raz od styczniowego EURO 2020. Do Władysławowa pojechały razem kadra A, tyle że bez zawodników występujących za granicą, i B. Łącznie ponad 30 graczy, a kolejni będą dołączać. To swoisty przegląd wojsk?

To prawda, że jest z nami wielu zawodników. Główny cel zgrupowania to dalsza praca nad zgraniem, bo przyjechali i gracze, którzy nie zaistnieli jeszcze w kadrze A, i tacy, którzy są w niej na stałe. Będziemy więc ćwiczyć nowe ustawienia, formacje, doskonalić niuanse taktyczne. Chodzi o współpracę w małych grupach, ale też globalnie całą taktykę. Będziemy szlifować obronę 6:0 i atak przeciwko 6:0. Podobnie z obroną i atakiem 5:1.

ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"

Domyślam się, że nie wszyscy przyjechali w identycznej formie. Jaki jest plan na te dwa tygodnie?

Mamy zaplanowane testy motoryczne, żeby mieć pełny ogląd sytuacji u każdego z kadrowiczów. Jesteśmy przygotowani na indywidualne treningi, jeśli będzie taka potrzeba.

Pierwsze kilka dni potraktujemy jako wprowadzenie. Zawodnicy znów przyzwyczają się do piłki. Będzie luźniej, niekoniecznie przejedziemy od razu do żmudnej taktyki. Od poniedziałku zaczniemy już poprawę konkretnych elementów gry, które nie do końca jeszcze u nas funkcjonują. Będziemy mieli dwa treningi każdego dnia, do tego codziennie odprawy wideo.

Pierwszy raz w roli asystenta pojawi się Bartosz Jurecki. To informacja sprzed kilku dni. Skąd taki wybór?

Obejmowanie przeze mnie kadry odbywało się w dość zawiłych okolicznościach, nie było wtedy sposobności na poukładanie wszystkiego z dnia na dzień. Z Bartoszem rozmawialiśmy o tym pomyśle od samego początku, odkąd zostałem selekcjonerem. Wtedy pracował jeszcze w Puławach, ale gdy to się zmieniło, siedliśmy do poważniejszych rozmów. Szukaliśmy asystenta, rozmawialiśmy z kilkoma osobami. Bartek ma jednak rewelacyjny kontakt z zawodnikami, duży autorytet, doświadczenie z boiska. Do tego był świetnym obrotowym, a nasza taktyka opiera się w dużej mierze na współpracy z nim. Może tutaj dużo pomóc.

Wybór Jureckiego wpasowuje mi się w pana wizję budowy sztabu, bo to kolejny “Orzeł Wenty”, którym się pan otacza. Trenerem współpracującym zajmującym się bramkarzami jest Sławomir Szmal, wcześniej współpracował pan też z Mariuszem Jurkiewiczem, więc to nie może być przypadek.

Tak, od początku taki był mój pomysł na budowanie sztabu. Chcemy, żeby kolejne pokolenie miało stały kontakt z zawodnikami, którzy jeszcze niedawno odnosili wielkie sukcesy i żeby mogli czerpać z ich doświadczenia. Ci gracze widzieli w piłce ręcznej wszystko, grali na każdym szczeblu rozgrywek, czego nie można jeszcze powiedzieć o nowej generacji, więc na pewno mogą wiele przekazać obecnym kadrowiczom. Zwłaszcza tyczy się to tych młodszych, którzy widzą w nich ich autorytet. To są przecież ludzie, których wcześniej oglądali w telewizji i ekscytowali się ich grą. Każda uwaga, podpowiedź z ich strony jest podwójnie znacząca i mobilizująca.

Po ponad roku pracy z kadrą udało się już poznać ją od podszewki czy nadal szuka pan jakichś odpowiedzi?

Praca z reprezentacją jest bardzo specyficzna, bo bezpośredni kontakt z zawodnikami jest bardzo krótki. To w zasadzie niemożliwe, żeby poznać ich tak dobrze jak w klubie, kiedy się ma ich codziennie. Dalej szukamy jak najefektywniejszego wykorzystania atutów poszczególnych naszych zawodników, najlepszej współpracy, komunikacji i ustawień między zawodnikami. To wymaga czasu, ale wydaje mi się, że jesteśmy zdecydowanie bliżej celu niż przed pierwszym moim meczem w roli selekcjonera w Gliwicach.

Mówiąc o reprezentacji Patryka Rombla, zawsze przewija się temat “hiszpańskiego stylu gry”...

… ten hiszpański styl gry to duże uogólnienie, ale nie chcę tego dogłębnie prostować, bo i tak każdy już będzie mnie tak kojarzył, a dobrze, że przynajmniej wiadomo, że idziemy w jakimś kierunku i mamy jakiś pomysł. Wprowadzenie zmian wymaga trochę czasu. Próbujemy też się dostosowywać, bo mamy wielu zawodników grających w różnych systemach w różnych klubach w różnych krajach. Rzeczy, które umie zawodnik X, zawodnik Y nie będzie rozumiał i potrafił, będzie w tym nieefektywny. Dlatego kiedy zawodnicy na treningach starają się podnosić swoje umiejętności, my próbujemy wykorzystać jak najlepiej ich pracę i atuty.

Do tego zmierzałem. Można dopasować taktykę do zawodników albo zawodników do taktyki. Pan do kadry wszedł z jasnym pomysłem. Jakie są tu proporcje?

Mamy cel w naszym sposobie grania, więc idealnym wyjściem byłoby znaleźć zawodników do taktyki, ale w sytuacji, gdy nie mamy tylu zawodników na najwyższym poziomie, czasem trzeba pójść w drugą stronę i dopasować taktykę do zawodników. Obierając na początku system gry wiedzieliśmy przecież, że niektórzy będą się czuli w nim dobrze, a inni nie. Jedna rzecz zobaczyć zawodnika w klubowym meczu, gdy realizuje taktykę wypracowywaną codziennie, a druga sprawdzić, jak poradzi sobie, gdy na zgrupowaniu będziemy wymagać ciut innych zadań. Mając tak mało czasu na rozpoznanie graczy, musimy wykorzystać jak najlepiej siłę każdego z nich. I wciąż szukamy złotego środka.

Nie miał pan nigdy myśli, że może jednak nie, może wróćmy do sprawdzonej narodowej taktyki murowania bramki, której ekstremum była kadra Michaela Bieglera?

Wciąż chcemy, żeby mocna obrona to był nasz silny punkt, ale chodzi o elastyczność, umiejętność gry z każdym systemem przeciwnika. I tak, wiem, że na razie wyniki nie są satysfakcjonujące. Prowadzimy jednak swoje analizy i wiemy, że zmierzamy do przodu. Mistrzostwa Europy w styczniu pokazały, że doganiamy najlepszych. Kiedy dołączą zawodnicy kontuzjowani, będziemy mieć jeszcze szersze pole manewru.

Sam pan wspomniał o wynikach. Obok bilansu pana kadry (2 zwycięstwa, 2 remisy, 12 porażek - red.) trudno przejść obojętnie. To czasem nie podkopuje wiary?

Mam świadomość, że jestem oceniany po wynikach, a te nie są zadowalające i nie wszyscy są szczęśliwi. To normalne w sporcie, bo na końcu przecież o te wyniki właśnie chodzi. Muszę więc je przyjąć na głowę, nie mam z tym problemu.

Mam jasne cele i wiem jak chcę, żeby reprezentacja grała, wiem jak chcę, żeby wyglądał system szkolenia i wiem, ile czasu na to potrzeba. Zwłaszcza gdy nie dysponujemy już zawodnikami tak doświadczonymi, jak to było kilka lat temu. Nie mówię tylko o wieku, ale o doświadczeniu na międzynarodowych parkietach. Gorąco wierzę, że ciężką pracą dojdziemy jednak, gdzie chcemy być. Za rok, najdalej za dwa.

Czyli gdzie?

W górnej połowie mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Chcemy regularnie kwalifikować się i przechodzić przez pierwsze fazy turniejów, później próbując walczyć z każdym.

Odważne. Pana wywiady rzadko są kontrowersyjne, rzadko okazuje też pan emocje na ławce, nawet gdy nie idzie. Taka rola selekcjonera czy taki po prostu jest Patryk Rombel?

Jasne, że jest to pewien sposób na tę funkcję, ale na pewno nie wchodzę w żadną rolę. Jest miejsce na nerwy i emocje, ale to się dzieje za zamkniętymi drzwiami, na treningu czy w hotelu. Tam praca wygląda zupełnie inaczej niż na oficjalnych spotkaniach czy przed kamerami. Trudno, żebym wychodził wtedy z siebie. Nic dobrego mi to nie da. A prasa? Wiem, z kim będę rozmawiał i czego się mogę spodziewać. Staram się być przygotowany.

Kiedy coś nie idzie po mojej myśli na treningu, wtedy się denerwuję. Lubię dyscyplinę oraz zaangażowanie na boisku i poza nim, i kiedy czegoś brakuje, potrafię się wkurzyć. Nie lubię też bardzo, gdy coś nie idzie według mojego planu, odchodzi od obranego schematu, który mam w głowie. Powód prosty: zazwyczaj spędziłem nad nim dużo czasu i wiem, że jest dobry.

Wspominał pan o tym, że zarządza nie tylko kadrą A, ale i całym systemem szkolenia. Jaki jest na to pomysł?

Odpowiadam za szkolenie w SMS-ach. Tam założyliśmy, że od samego początku, czyli od 15 roku życia, kiedy trafia tam junior, będzie się uczyć dokładnie tego samego systemu, w jakim gra reprezentacja. Będzie mieć podobne treningi indywidualne i zespołowe, jak w kadrze, tak samo skonstruowany plan roczny, by forma była na dane mistrzostwa. Chodzi o to, że zawodnicy, jadąc na kadrę, robią to samo co w SMS-ie, więc o wiele łatwiej się dostosować. Szkoląc zawodników w SMS, szkolimy ich tak, jakby byli w kadrze. Kwestią trenera prowadzącego dany rocznik jest zebrać najlepszych z każdej z trzech szkół, dołączyć kilku spoza, ale wpasowanie czterech graczy w 20-osobową kadrę jest łatwiejsze niż zgrywanie od zera całej grupy. To duże ułatwienie i będziemy z tego uzyskiwać przewagę. Już mamy przykłady. Patrząc choćby po reprezentacji z rocznika 02', można się pochwalić, że w pół roku ich wyniki poszły mocno w górę. Wyprzedzili rówieśników ze Słowacji i Czech, do Węgrów zbliżyli się na -5, początkowo przegrywając z nimi 20 bramkami.

Flagowym przykładem może być Michał Olejniczak, który do kadry wszedł razem z futryną.

Tak, to pierwsze plusy, jaki możemy zauważyć. Wyciągamy młodziutkiego zawodnika z SMS-u, a ten wchodząc do kadry, poza atmosferą i zawodnikami, zna już treningi, ogólną taktykę i wymagania. Michał to pierwszy taki przykład, a pamiętajmy, że on wcześniej pracował tylko pół roku w tym systemie.

Porozmawiajmy o wielkich turniejach. Tuż po ogłoszeniu decyzji o anulowaniu eliminacji do MŚ 2021 powiedział pan, że to “niweczenie naszej pracy (...) wystrzelenie nas w kosmos” (cytat za TVP Sport). Podtrzymuje pan swoje zdanie po czasie?

Tak, bo ciężko jest mi zrozumieć tę decyzję. Do mistrzostw zostało trochę czasu i według mnie to było pójście na łatwiznę, zaoszczędzenie czasu na inne rozgrywki kosztem reprezentacji. Wielka szkoda, bo podchodziliśmy do eliminacji z dużą nadzieją, miał to być też kolejny etap budowy kadry. Możemy zagrać sparingi, ale nic nie zastąpi meczów o stawkę. Pozbyto się najmniejszego problemu, zamiatając go pod dywan, nie szukając zbytnio innych rozwiązań.

Ale to jeszcze nie koniec historii. Związek stara się o “dziką kartę”. Dlaczego właśnie Polska powinna ją dostać?

Koronnym argumentem jest to, że mamy u siebie mistrzostwa świata w 2023 roku, więc w interesie wszystkich leży, żeby piłka ręczna była u nas na tyle popularna, by hale zapełniały się na wszystkich meczach, nie tylko z udziałem Polaków. Jeśli nie będzie nas wcześniej na dużych imprezach, piłki ręcznej może nie być w telewizji, co - delikatnie mówiąc - nie poprawi popularności tego sportu w kraju. Decyzja ma zapaść do końca października.

Wcześniej eliminacje do mistrzostw Europy 2022 (losowanie grup 16 czerwca - red.). Nie będę pytał o wymarzoną grupę, bo wiem, że “w Europie nie ma słabych drużyn”, ale może jest ktoś, z kim chciałby pan zagrać? Nawet ze względu na kolor koszulek.

Tak. Chciałbym zmierzyć się z mocną reprezentacją podczas finałów ME 2022.

O eliminacjach nie ma co rozprawiać. Przygotujemy się na każdego, kogo wylosujemy. Z każdym będziemy chcieli wygrać.

Jeśli nie dostaniemy “dzikiej karty” na MŚ 2021, eliminacje do ME 2022 będą super ważne. Jedyna szansa, by zagrać w wielkim turnieju przed MŚ 2023 w Polsce.

Zgadzam się. Mamy tego pełną świadomość, ale w naszym sposobie pracy to nic nie zmienia. Chcemy awansować. To wszystko. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie walczyć i wygrywać ze wszystkimi, o ile będziemy mieć zdrowych zawodników. Przez ostatnie lata był z tym problem, oby limit pecha został wyczerpany.

Przejmując kadrę dostał pan jasny cel: dobry występ na MŚ 2023 w Polsce i w Szwecji. Na ile obecne działania czy powołania są podporządkowane tym mistrzostwom?

Tak, podpisując umowę ze Związkiem wyznaczyliśmy jasny cel, czyli przebudowę drużyny do 2023 roku, by ta na domowych mistrzostwach była gotowa do jak najlepszej gry, walki z najlepszymi, bicia się o medale. Zgodziliśmy się też, że trzeba przy tym zrobić wszystko, by już wcześniej zagrać na wielkich imprezach. Udało się już w tym roku. Oczywiście, trzeba mieć na uwadze 2023, po to są np. zgrupowania z młodymi zawodnikami i wprowadzanie ich krok po kroku. Z drugiej strony mamy po drodze eliminacje, kolejne mistrzostwa i trzeba być też gotowym na tu i teraz. Prowadzimy działania dwutorowe, ale głównym celem są MŚ 2023.

To było o przyszłych mistrzostwach, na chwilę wróćmy do minionych. Co nam dało EURO 2020?

Dużo się nauczyliśmy, to było nieocenione doświadczenie. Mecze ze Słowenią i Szwecją pokazały, że możemy być dla nich wyrównanym przeciwnikiem, a przy odrobinie większym spokoju i wyrachowaniu możemy nawet wygrywać takie spotkania. W meczu ze Szwajcarią z kolei odpowiedzialność spętała nam nogi i ręce, ale bez tego meczu nie zrobilibyśmy postępów. Trzeba wyciągać wnioski i iść dalej. ME były dużym krokiem do przodu dla naszej kadry.

Po meczu ze Szwajcarią spadło trochę krytyki. Np. że pozwoliliśmy Andy’emu Schmidowi rzucić 15 bramek, zamiast kryć go indywidualnie. Zmieniłby pan coś w tym meczu?

W samym meczu nie, ale przed nim poszukałbym więcej rozwiązań w obronie. Do tego trzeba być jednak przygotowanym. Mieliśmy wypracowany system z wysuniętym Przemkiem Krajewskim, ale ten doznał kontuzji już w pierwszym meczu.

W piątek w praktyce rozpoczął pan drugi rok w roli trenera reprezentacji Polski. Możemy nieco podsumować ten pierwszy. Moment jako selekcjoner, który był dla mnie najszczęśliwszy?

Zwycięstwo z Izraelem w Płocku i upragniony awans do mistrzostw Europy po kilku latach przerwy. To mecz, po którym byłem najbardziej dumny z drużyny, bo nie szło nam, nic nie było po naszej myśli, waga spotkania była bardzo duża, presja też, a potrafiliśmy odwrócić losy spotkania, wygrać i awansować.

… który rozbawił mnie do łez?

Podczas pierwszego zgrupowania wprowadziliśmy nowe zasady, wewnętrzne regulaminy. No i mamy w sztabie doktora Wojtka, któremu - że tak powiem - początkowo nie wychodziło ich przestrzeganie. A to spóźnił się na posiłek, trafił do złej sali, a to przyszedł na spotkanie nie w tym stroju, co potrzeba. W efekcie przez cały pierwszy tydzień, dzień w dzień, płacił kary. Do tego stopnia, że śmialiśmy się, że zaraz trzeba będzie dodrukować nazwisko pana doktora na koszulkach kadry, jako jednego z głównych jej sponsorów! Co ciekawe, po tym tygodniu nie dostał już żadnej!

…. był najtrudniejszy?

Remis w Kosowie i przegrana z Rosją w Argentynie. Dlaczego? Bo były to bardzo słabe mecze.

Hmm… obstawiałem Szwajcarię.

Zadziałał mechanizm wyparcia! (śmiech) Niestety, trzeba dopisać do listy.

… na który czekam najbardziej?

Awans na kolejną wielką imprezę.

A co w tym roku czeka jeszcze naszą reprezentację?

Dopiero w grudniu znów będziemy mieli możliwość, by spotkać się na tak długo jak teraz, ale mamy w planach - na przełomie września i października - zgrupowanie dla zawodników z krajowych klubów. W listopadzie czekają nas dwa mecze kwalifikacyjne do EURO 2022. W połowie grudnia tradycyjnie spotkamy się na dłuższym zgrupowaniu, będziemy przygotowywali się do dalszej części eliminacji ME lub do mistrzostw świata 2021, jeśli dostaniemy “dziką kartę”. Pod koniec roku zagramy w naszym turnieju 4Nations Cup. Jesteśmy po rozmowach z kilkoma federacjami, m.in. z Białorusią i Rosją, odnośnie przeciwników.

Obserwuj autora na Twitterze!
Czytaj:
-> IHF spokojny o MŚ 2021
-
> Rafał Kuptel zostaje w Gwardii Opole!

Źródło artykułu: