Koronawirus - słowo-klucz ostatnich miesięcy. Wszystko zostało podporządkowane nowej pandemii. Jednak wydawać by się mogło, że po ponad pół roku potrafimy (jakoś) sobie z nim radzić. Dostosowaliśmy się do nowych warunków, nosimy maseczki, staramy się przestrzegać norm sanitarnych. Społeczeństwo, w mniejszym lub większym stopniu, zdało egzamin.
Ale jak Cesarstwo Rzymskie miało swoją wioskę Galów, tak my mamy nasz ZPRP. Związek od kilku lat zadziwia niektórymi decyzjami. Jednak teraz federacja przekroczyła granicę.
Ale od początku, czyli ostatniego zgrupowania...
Jak nie robić zgrupowania
Po pierwsze - nie robić go poza oficjalnymi terminami EHF. Po drugie - starać się zminimalizować ryzyko zakażenia. Co robi ZPRP? Żadne z powyższych.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Marcin Animucki: Piłkarze, to najlepiej przebadana grupa społeczna w Polsce
Zacznijmy od tego, że bez tego zgrupowania naprawdę moglibyśmy się obejść. Nikomu by - nomen omen - korona z głowy nie spadła. Ale dobra, Związek bardzo chciał pójść na rękę Patrykowi Romblowi i zwołał zawodników z poszczególnych klubów. I tyle.
Wydawałoby się, że nie ma w tym nic strasznego, prawda? Ano, wydawałoby się. Bo w sytuacji, gdy przed wznowieniem PGNiG Superligi każdy klub musiał przejść obowiązkowe testy, gdy każde spotkanie w europejskich pucharach obarczone jest dodatkowymi kosztami badania zawodników, ZPRP uznało, że to niepotrzebne. I testów dla kadrowiczów nie przeprowadziło.
Bo EHF tego nie nakazuje
Spytałem się selekcjonera, czy faktycznie tak było. Niestety, dostałem odpowiedź twierdzącą. - Nie było obowiązku testowania. EHF nakazuje ich robienie przed akcjami międzynarodowymi, ale przed krajowymi już nie - powiedział Rombel.
- Teraz już wiemy, że to był błąd. Przed następnymi zgrupowaniami takie testy już będą. My cały czas się uczymy, poprawiamy nasze procedury - skomentował opiekun Biało-Czerwonych. - Najważniejsze, że zawodnicy z pozytywnymi wynikami czują już się dobrze i nie ma zagrożenia dla ich życia i zdrowia.
Jedno trzeba przyznać selekcjonerowi - w tym całym zamieszaniu może mu się trochę oberwać. Sam, z początku, zastanawiałem się, gdzie miał głowę, zgadzając się na to zgrupowanie. - Czy miało sens? Można siedzieć w domu, ale czy to przyniesie skutek? Można starać się zachowywać jak najnormalniej się da, można też nie robić nic - odpowiedział mi Rombel.
- Można też próbować wrócić do normalności. Ja jestem właśnie za tym, żeby próbować. Siedzenie w domu nie pomaga, nie ma pewności czy się nie zarazimy wychodząc do sklepu. Dzięki temu (zgrupowaniu - przyp. red.) możemy dalej poprawiać nasze procedury - dodał.
Do wesela się zarazisz
Tłumaczenie Rombla nie do końca mnie przekonało, ale jestem w stanie zrozumieć jego działania. Pod warunkiem, że organizator zadba o odpowiednie zabezpieczenia. A kto organizatorem jest? Związek.
I znów wracamy do tego, co można - czy nawet powinno się zrobić - a czego na zgrupowaniu zabrakło. Po pierwsze, wspomniane testy. Naprawdę nie wiem, jak krótkowzrocznym trzeba być, żeby w obecnej sytuacji tak ryzykować zdrowiem zawodników i ich nie robić.
Dwa - nocleg. Wszyscy na lewo i prawo trąbią o tym, żeby starać się izolować jak najbardziej od innych grup. Zastanawiasz się, czy wyjść na miasto? Może tym razem zostań w domu. Robisz zgrupowanie w hotelu, w którym są inni goście? To może go zmień.
Przypomnijmy, że hotel, w którym skoszarowana była kadra Polski, miał również w tym samym czasie innych gości. A mianowicie gości weselnych. ZPRP postanowił jednak nie zmieniać obiektu i zadowolił się wydzieloną częścią hotelu (co potwierdził nam Rombel we wcześniejszej rozmowie, którą znajdziesz TUTAJ).
Dziwić może więc fakt, że mając na uwadze rosnącą liczbę zakażeń i obecność innych osób, Związek ograniczył się jedynie do minimum. Naprawdę, jednej z większych organizacji sportowych w Polsce tak trudno byłoby zmienić hotel?
(Nie)przewidywalny efekt domina
Efekt zgrupowania jest taki: anulowane finały Pucharu Polski (więcej przeczytasz TUTAJ), odwołana 4. kolejka PGNiG Superligi, koronawirus i kwarantanna kilku zespołów.
Według naszych informacji, które potwierdzili inni dziennikarze, zakażeni koronawirusem są zawodnicy co najmniej trzech drużyn: Energii MKS-u Kalisz, Zagłębia Lubin oraz Gwardii Opole. Na razie są to pojedyncze przypadki, jednak na dniach liczba zakażonych może wzrosnąć.
I warto tutaj przytoczyć klub z Lubina jako przykład, jak należy się zachować. Gdy tylko wiadomo było o zakażeniu, klub natychmiast odesłał wszystkie osoby, które miały styczność z zawodnikiem, na przymusową kwarantannę. Da się? Da się.
Porozmawiajmy o pieniądzach
I jeszcze jedno. Koszty. Kluby biorące udział w Final Four PP poniosły koszty związane z transportem, przygotowaniem, noclegiem. Budżety w piłce ręcznej nie są duże, nawet kluby z Kielc czy Płocka wolałyby te pieniądze mieć w kasie klubu. Nie mówiąc już o mniej zamożnym Górniku, który jeszcze przed sezonem stracił sponsora tytularnego.
Także mamy kluby, które de facto wyrzuciły pieniądze w błoto. Mamy miasto organizatora, który też musiał się na dawno oczekiwane święto szczypiorniaka przygotować. Mamy ludzi zajmujących się obsługą medialną, telewizję, dziennikarzy. No i mamy kibiców.
Jakby nie patrzeć, kibice są jednym z motorów napędowych każdej dyscypliny. Bardzo mocno upraszczając, wraz z rosnącą popularnością danego sportu, rosną szanse na większe pieniądze. Analogicznie, im mniej osób jest nim zainteresowanych, tym gorzej to wygląda.
A co robi Związek? Nie dość, że w ogóle nie dba o promocję i prestiż PP (ostatni post na Facebookowym profilu Pucharu Polski jest z 4 (!) września (!!), a tekst zapowiadający turniej został przygotowany przez każdy klub z osobna na zlecenie ZPRP), to jeszcze odwołuje całe wydarzenie w dosłownie ostatnim momencie. Kiedy wszyscy maja już porezerwowane noclegi, a część kibiców jest już w drodze do Lublina.
"Ale przecież można było się spodziewać, tyle przypadków, ryzyko było wysokie". Tak, zgadza się. Każdy, kto chciał zawitać do Hali Globus, miał tego świadomość. Tak samo jak ZPRP miało świadomość zakażenia koronawirusem na kilka dni przed wydarzeniem. I o to w tym wszystkim chodzi. O pewną konsekwencję i logikę w działaniu, o odrobinę szacunku osób związanych z piłką ręczną.
Kiedyś było takie powiedzenie "organizacyjnie Stal Mielec". Teraz jednak kluby z Podkarpacia mogą dumnie unieść głowę, a samo powiedzenie należy przerobić. Organizacyjnie ZPRP, to brzmi dumnie. Ostatnie dni w polskim szczypiorniaku to prawdziwa klapa.