Miał siedemnaście lat, gdy zaczął bić rekordy. Najpierw został najmłodszym graczem w historii na parkiecie Final4 Ligi Mistrzów (17 lat i 185 dni), występując w barwach Paris Saint-Germain HB, by chwilę później być pierwszym niepełnoletnim graczem w historii reprezentacji Francji. W swoim debiucie w barwach Les Bleus (26 października 2017 roku) rzucił pięć bramek. Rywalem była… reprezentacja Polski.
Wówczas Dylan Nahi nie wiedział jeszcze, że kilka lat później zwiąże się właśnie z naszym krajem. Prezes Bertus Servaas w 2019 roku zagiął parol na wielki talent francuskiej piłki ręcznej i przeprowadził "Transfer Roku", jak ogłosiła redakcja EHF przed startem bieżącego sezonu. Jak się potem okazało, nie był to tytuł na wyrost. Po ośmiu kolejkach Ligi Mistrzów Dylan, autor 38 bramek, to najskuteczniejszy zawodnik w drużynie Łomża Vive Kielce.
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: W czwartek pierwszy raz wystąpisz w roli gościa w Stade Pierre de Coubertin, czyli hali, która była świadkiem wszystkich twoich pierwszych kroków w zawodowej piłce ręcznej. Jak się czujesz przed meczem z PSG?
Dylan Nahi, skrzydłowy Łomża Vive Kielce: Oczywiście, że będzie to dla mnie bardzo szczególny mecz! Zawsze, kiedy grasz przeciwko swojemu byłemu klubowi, chcesz pokazać się z jak najlepszej strony i masz dodatkową motywację. To nie znaczy jednak, że nakładam na siebie dodatkową presję, po prostu bardzo chcę pojechać do Paryża i wygrać!
Bardzo dobrze znam mój były zespół (Dylan w pierwszej drużynie PSG grał sześć lat – przyp. red.). Pamiętam wszystkich zawodników i ich styl gry, ale tak samo oni znają mnie! Myślę, że pod tym względem nikt nie ma przewagi. Czeka nas super mecz przeciwko świetnej drużynie. My już w tym sezonie udowodniliśmy, że dla nas nie ma niemożliwego. Skoro wygraliśmy w Barcelonie, to czemu nie w Paryżu?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skąd ona ma tyle energii? Jędrzejczyk jest niczym... rakieta!
Dodatkowego pretekstu nie dostarcza historia twojego transferu? Podobno w PSG usłyszałeś, że na ciebie nie liczą, a potem chyba żałowali swojej decyzji.
Nie patrzę na to w ten sposób. Kontrakt z drużyną Łomża Vive Kielce podpisałem dwa lata do przodu, w 2019 roku. Wtedy faktycznie nie grałem za dużo w PSG i kiedy zadzwonił do mnie Tałant Dujszebajew i zaproponował mi grę w Kielcach, rozmawiałem o mojej sytuacji z PSG. Francuzi powiedzieli mi, że nie jestem przewidywany do gry w przyszłości, więc razem z moim menedżerem uznaliśmy, że przejście do Kielc będzie dla mnie najlepszym ruchem. Bardzo cieszyłem się, że taki trener jak Tałant Dujszebajew chce mnie w drużynie. Potem moja sytuacja w PSG się zmieniła, zacząłem grać o wiele więcej, ale decyzja została już podjęta. Teraz bardzo się cieszę, że jestem w Kielcach!
Przyznaj szczerze, przed rozpoczęciem sezonu w koszulce Mistrzów Polski spodziewałeś się tak dobrych wyników drużyny? Jesteście liderami grupy Ligi Mistrzów z wyraźną przewagą.
Tak. Już w poprzednim roku kielczanie bili się o zwycięstwo w grupie, gdy ja grałem jeszcze w PSG, więc byłem pewien, że teraz będzie tak samo. To niesamowite, że dwa razy wygraliśmy z Barceloną i jeśli utrzymamy ten poziom, myślę, że wygramy grupę. To nie znaczy jednak, że możemy się rozluźnić i mamy to już zapewnione. Czeka nas jeszcze wiele trudnych spotkań, na przykład w Paryżu, Porto, Veszprem czy we Flensburgu. Musimy dalej utrzymać pozytywną energię, która nas napędza.
Myślę, że jak dotąd naszą największą siłą jest obrona. Jesteśmy dobrze przygotowani taktycznie, fizycznie, gramy szybko i skutecznie, dzięki czemu mamy okazję na wiele bramek z kontrataków. Podoba mi się komunikacja w zespole, każdy wie, co ma robić. Ale nawet w obronie mamy jeszcze rezerwy. Musimy się rozwijać na każdym polu, na pewno możemy grać jeszcze lepiej!
Wyniki imponują, wygrana grupy Champions League byłaby wielkim sukcesem, ale brutalna prawda jest taka, że po czasie nikt tego nie będzie pamiętał. To chyba nie jest cel sam w sobie, a jedynie środek?
Dokładnie. Ja w ogóle nie jestem podekscytowany tą sytuacją. Wiesz, już cztery razy pojechałem na Final4, dwa razy w nim zagrałem, a Ligę Mistrzów i tak wygrałem zero razy. To mnie dużo nauczyło. Wiem już, że wszystko, co dzieje się po drodze, jest ważne, bo buduje pewność drużyny, poprawia atmosferę albo pozwala wyciągnąć wnioski po porażkach, ale na koniec sezonu nie ma żadnego znaczenia, bo liczy się tylko to, czy awansowałeś do Final4 i które miejsce tam zająłeś. Co z tego, że PSG cztery czy pięć razy było w Kolonii, skoro nie wygraliśmy żadnego finału?
Wygrana grupy byłaby świetną wiadomością, bo to potwierdzenie, że gramy bardzo dobrze i nasza praca na treningach przynosi efekty. Do tego mielibyśmy bezpośredni awans do ćwierćfinału, ale z drugiej strony sprawia to, że każdy będzie chciał nas ograć i będzie na nas uważać podwójnie. Musimy w tym wszystkim zachować zimną głowę i często sobie o tym w szatni przypominamy.
Między Ligą Mistrzów przychodzi czas na PGNiG Superligę. Jak odczułeś przeskok względem bardzo wymagającej ligi francuskiej?
Różnica w poziomie gry jest duża i zauważalna od pierwszego meczu. Mimo to, chcę występować w każdym spotkaniu w Polsce i nie przepadam za rotacjami, bo takie mecze pozwalają przypomnieć sobie nawyki, pracować nad koncentracją i czasem spróbować czegoś nowego, na co nie ma okazji w meczach Ligi Mistrzów.
W wewnętrznym głosowaniu drużyny wygrałeś w kategorii najszybszego i najbardziej skocznego gracza. Cezary Surgiel przyznał, że tak silnego skrzydłowego jeszcze nie widział. Z czego wynika twoja sprawność i sylwetka?
Zanim zostałem skrzydłowym, grałem prawie na wszystkich pozycjach. Odkąd dołączyłem do pierwszego zespołu PSG i trafiłem już na stałe na skrzydło, zacząłem pracę z trenerem przygotowania motorycznego, by dostosować się do mojej pozycji. Chciałem też dalej rozwijać się w obronie, bo zawsze uważałem, że trzeba grać dobrze nie tylko w ataku, ale też pod swoją bramką. Spodobało mi się to na tyle, że teraz mam już swojego trenera personalnego, z którym wykonuję dodatkowe ćwiczenia. Zawsze spotykam się z nim w wakacje oraz w trakcie przerw, gdy jestem we Francji, a kiedy jestem w Kielcach, często rozmawiamy i podpowiada mi różne ćwiczenia.
Z racji warunków fizycznych i stylu gry często porównują cię do Luca Abalo. Co ty na to?
Luc to dla mnie najlepszy skrzydłowy, jakiego widziałem na żywo i mam wielkie szczęście, że mogłem podglądać go codziennie na treningach. Patrzyłem, jak pracuje, ćwiczy i uczyłem się cały czas. Każde porównanie do Luca jest dla mnie bardzo miłe, ale ja chcę pracować na swoje nazwisko. Jestem Dylan Nahi, a nie drugi Luc Abalo. Tak samo nie chcę kopiować jego stylu, tylko tworzyć swój na bazie tego, co się od niego nauczyłem.
Złośliwi powiedzą zatem, że Abalo nauczył cię sztuki podpierania rzutów. Zdarza ci się.
Wiem o tym. Taki mam jednak styl gry i rzutów. Nic z tym nie zrobię. Jeśli sędziowie zauważą przekroczenie linii albo rzut podparty i wskażą błąd, okej, takie moje ryzyko. Na treningach staram się uważać, żeby tego nie robić, ale też nie skupiam się na tym szczególnie, bo nie widzę w tym żadnego problemu.
Jakiś zawodnik wpłynął jeszcze znacząco na twoją karierę?
Gudjon Valur Sigurdsson. Grałem z nim w PSG tylko rok, ale był to dla mnie wyjątkowy okres, bo nauczyłem się bardzo dużo i o piłce ręcznej, i o życiu. Islandczyk to niesamowity człowiek, zawsze miał chwilę, żeby porozmawiać, pomóc, coś mi pokazać.
Swoją drogą, podobno piłka ręczna nie była twoim pierwszym wyborem.
Zgadza się. Jako dziecko uwielbiałem grać w koszykówkę i chciałem zostać koszykarzem. Piłkarzem ręcznym zostałem… przez przypadek. Przyjechałem na trening koszykówki, ale trenerzy zamienili godziny i akurat trafiłem na trening piłki ręcznej. Pomyślałem, że spróbuję i tak już zostało!
Kolejną z cech, którą można było zauważyć u ciebie od pierwszego dnia w Kielcach, jest żywiołowa interakcja z publicznością. Koledzy z zespołu też zwracają uwagę na twój pogodny charakter. Chyba po prostu lubisz ludzi, prawda?
Nie. Ja kocham ludzi (śmiech)! Wyznaję zasadę, że zawsze chcę żyć obecną chwilą, cieszyć się nią. Prawda jest taka, że nie wiemy, co nas spotka jutro czy za tydzień, więc trzeba korzystać z tego, co mamy tu i teraz. Oczywiście, że czasem trzeba planować, myśleć o przyszłości, ale kluczem do mojego szczęścia jest bycie tu i teraz z rodziną lub na boisku.
Sport bez kibiców nie ma sensu. Wsparcie, jakie od pierwszego dnia otrzymałem w Kielcach, jest dla mnie bardzo ważne, a na meczach z PSG czy Barceloną w Hali Legionów była naprawdę niesamowita atmosfera. Chcę być blisko kibiców i chcę, żeby wiedzieli, że zawsze mogą poprosić o zdjęcie czy autograf. Szkoda tylko, że język polski jest tak trudny, bo mimo nauki nie potrafię jeszcze powiedzieć za wiele. W Paryżu często rozmawiałem z Kamilem Syprzakiem i podpytywałem go o podstawowe słowa po polsku albo o zwyczaje, ale pierwsze słowo, które poznałem, nie nadaje się do publikacji, bo Kamil powtarzał je parę razy dziennie na treningu, gdy coś mu nie wychodziło (śmiech).
Gdyby przedstawić twój życiorys komuś z boku, mało kto postawiłby, że masz 22 lata. Ponad dziesięć tytułów z PSG, reprezentant Francji, bohater głośnego transferu za granicę, a do tego mąż i ojciec.
Zacząłem grać z seniorami, gdy miałem 15 lat. Teraz mam 22 lata i uważam, że wiek to tylko liczba. Cieszę się, że mam wokół siebie rodzinę i dobrego menedżera, którzy o mnie dbają. Wiem, że w życiu sportowca jest wiele pokus, ale piłka ręczna to nie jest świat znany z wywiadów piłkarzy nożnych (śmiech). Dlatego bardzo ważne jest dla mnie, że w Kielcach dobrze odnalazłem się nie tylko ja, ale też żona z dziećmi.
Na ile ważne są dla ciebie korzenie, które masz w Wybrzeżu Kości Słoniowej?
Zawsze powtarzam, że pochodzę z Paryża, tam się urodziłem, wychowałem i to jest mój dom. Z Wybrzeża Kości Słoniowej pochodzi mój tata i dziadkowie. Byłem tam raz, ale byłem wtedy bardzo mały, miałem chyba pięć lat i nie pamiętam za dużo.
To na koniec kącik ciekawostek: dlaczego w trakcie kariery grałeś w okularach i skąd twoje zamiłowanie do mody?
Na pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta, bo okulary zamieniłem na soczewki. Mam wadę wzroku i muszę ich codziennie używać. Co do mody – sam nie wiem. Zaczęło się od magazynów, potem zacząłem obserwować konta o tej tematyce na Instagramie i się wciągnąłem. W Paryżu zdarzało mi się chodzić nawet na pokazy mody. Jeśli chcesz usłyszeć jakąś ciekawostkę, to zdradzę, że w domu mam ponad 50 par butów!
To butów na wtorkowe urodziny pewnie nie dostałeś! Jakiego prezentu życzyłbyś sobie na dwudzieste drugie urodziny, które wypadły tuż przed meczem z PSG?
Chciałbym wygrać w Kielcach wiele trofeów no i – przede wszystkim – wygrać w czwartek w Paryżu (śmiech)! Chciałbym zostać jednym z najlepszych graczy na mojej pozycji w historii, a do tego potrzebne są tytuły i w klubie, i w reprezentacji. Najważniejsze to oczywiście Liga Mistrzów i igrzyska olimpijskie. Poza tym chciałbym otworzyć kiedyś własny biznes. Kto wie, może własną kolekcję ubrań?
Obserwuj autora na Twitterze oraz czytaj jego pozostałe teksty!
Czytaj także:
MŚ w Gdańsku
Kadra bez liderów