W tym artykule dowiesz się o:
Przełom w uatrakcyjnieniu rozgrywek Ligi Mistrzów i wyłaniania ich triumfatora nastąpił w sezonie 2009/10 - wtedy wówczas odbyła się pierwsza edycja Final Four. Triumfowało w niej THW Kiel, które w finale pokonało FC Barcelone. Pomysł rozgrywania dwudniowych zmagań okazał się strzałem w dziesiątkę, a hala Lanxess Arena - mogąca pomieścić dwadzieścia tysięcy osób, zyskała miano świątyni, w której pragnie znaleźć się każdy zespół Europy.
Każda z edycji Final4 jest bez wątpienia unikatowa, lecz kilka z nich zyskało miano wręcz magicznych. Były bowiem takie momenty, które trwale wryły się w pamięć, a wśród nich niesamowite interwencje czy nieszablonowe rzuty na wagę zwycięstwa. Poniżej prezentujemy najpiękniejsze momenty wcześniejszych edycji Final4.
2013 - bramkarz na wagę złota Niemiecki zespół napisał piękną historię w sezonie 2012/13. HSV Hamburg dokonał rzeczy wręcz niebywałej, a jego droga na szczyt była długa i kręta. HSV by zagrać w fazie grupowej musiał przebijać się w bowiem eliminacjach. W półfinale turnieju o "dziką kartę" pokonał pierw Orlen Wisłę Płock, a w finale francuskie Saint Raphael i awansował do fazy grupowej. Następnie wygrał swoją grupę, jak burza przeszedł fazę pucharową, aż dotarł do Final Four. W półfinale ograł THW Kiel i piękny sen trwał w najlepsze. Ostatnią przeszkodą na drodze do raju była Barcelona.
2 czerwca 2013 roku kibice w Kolonii zobaczyli teatr jednego aktora - Johannesa Bittera. Bramkarz HSV w ostatniej akcji regulaminowego czasu obronił rzut Siarheia Rutenki, a w dogrywce popisał się dwiema paradami na wagę wygranej. W całym meczu Bitter miał aż 17 skutecznych interwencji! HSV Hamburg z Marcinem Lijewskim w składzie odniosło triumf w Lidze Mistrzów, a mecz z Barceloną przeszedł do historii. Pierwszy raz od momentu Final Four do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Największy sukces w historii klubu przerodził się później w koszmar. HSV po 3 latach od wygrania Ligi Mistrzów... został zdegradowany do 3. ligi. Zdołał jednak wstać z kolan i dziś znów jest w Bundeslidze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie sceny możemy zobaczyć bardzo rzadko. Co tam się działo!
2014 - rzut życia Holgera Glandorfa Zaledwie po roku - kolejny niemiecki zespół pogrążył Barcelonę i napisał w Kolonii piękną historię. Wypełniona po brzegi Lanxess Arenie była miejscem wielkich wydarzeń. 31 maja 2014 roku był dniem Holgera Glandorfa. Rozgrywający Flensburga oddał rzut życia w półfinale z Barceloną, a jego bramka w ostatniej chwili doprowadziła do dogrywki. Ta nie przyniosła jednak rozstrzygnięcia i do wyłonienia zwycięzcy potrzebny był konkurs rzutów karnych, który był pierwszym w historii Final Four.
Wojnę nerwów na linii siedmiu metrów wygrał Flensburg. W wielkim finale doszło do "Derbów Północy" bowiem Wikingom przyszło rywalizować z rywalem zza miedzy - THW Kiel. Premierowy triumf w Lidze Mistrzów zgarnął Flensburg, a historia kolejny raz zatoczyła koło. Ponownie w turnieju finałowym wygrał najbardziej niedoceniany zespół. Holger Glandorf był na ustach wszystkich - jego heroiczny rzut w półfinale odwrócił losy meczu i w końcowym rozrachunku dał największy sukces w historii klubu. Spośród 71 bramek jakie rzucił w sezonie 2013/14 - ta zdobyta z Barceloną utorowała Flensburgowi drogę do raju.
2016 - na ratunek Lijewski Po raz trzeci w turnieju finałowym znalazł się Vive Tauron Kielce, który dwa wcześniejsze występy zwieńczył brązowymi medalami. Mistrz Polski miał ochotę na więcej, choć spośród zespołów z całej stawki - był uważany za ten, mający najmniejsze szanse na wygranie Ligi Mistrzów. Polski zespół atakował więc z pozycji underdoga, bez zbędnej presji - ta ciążyła na rywalach. Kielczanie usta niedowiarkom zamknęli już w półfinale, ogrywając naszpikowane gwiazdami PSG.
29 maja 2016 roku trwale zapisał się w historii polskiej piłki ręcznej. Vive Tauron Kielce w finale z węgierskim Veszprem dokonał rzeczy niemożliwej. Przegrywając 9 bramkami na niecały kwadrans przed końcem, mistrz Polski odrodził się niczym feniks z popiołów, a heroiczny pościg zwieńczyła piękna bramka Krzysztofa Lijewskiego, dająca dogrywkę. Dodatkowy czas nie wyłonił jednak zwycięzcy i gorącą atmosferę finału podgrzał jeszcze bardziej konkurs rzutów karnych. A w nim spełnił się piękny sen i polski zespół wygrał Ligę Mistrzów, w niesamowicie dramatycznych okolicznościach! "Cud w Kolonii" - pisały o tym spotkaniu europejskie media.
2017 - chorwaccy egzekutorzy
W sezonie 2016/17 piękną przygodę w Lidze Mistrzów napisał Vardar Skopje. Macedończycy już na samym początku rozgrywek zasygnalizowali, że będą groźni, wywalczyli bowiem bezpośredni awans do ćwierćfinału. W nim rozbili w pył Flensburg (61:51 w dwumeczu) i jako pierwszy zespół z Bałkanów zameldował się w turnieju finałowym. Los skrzyżował ich w półfinale z Barceloną, więc Vardarowi nie dawano większych szans.
Macedończycy mieli jednak w swoich szeregach Luke Cindricia, a jego geniusz ujawnił się w samej końcówce półfinałowej rywalizacji. Chorwat niesamowitym rzutem z drugiej linii rzucił zaskoczył rywali, posłał potężny rzut i dał Vardarowi awans do finału. W nim Macedończycy po kolejnym thrillerze pokonali Paris Saint-Germain. Rzut na wagę wygranej w Lidze Mistrzów dał tym razem inny z Chorwatów - Ivan Cupić. Co ciekawe Cindrić, będący katem Barcelony od trzech lat jest jej zawodnikiem, a trener Raul Gonzalez prowadzi od 2018 roku PSG, któremu rok wcześniej utarł nosa w finale.
2018 - kunszt Argentyńczyka Podczas Final Four panuje klątwa - dotychczas żadnej z drużyn nie udało się obronić trofeum wywalczonego przed rokiem. Boleśnie przekonał się o tym także Vardar Skopje. W półfinale w sezonie 2017/18 Macedończykom na drodze do wielkiego finału stanął Montpellier. Francuski zespół zanim jednak awansował do Final Four, przebył długą drogę - wówczas Liga Mistrzów podzielona była na dwie mocne (po 8 drużyn) i dwie słabsze (po 6 drużyn) grupy. Montpellier znalazło się w tej drugiej i by dotrzeć do Kolonii musiało łącznie zagrać aż 16 meczów!
Już w 1/8 finału Francuzi wyeliminowali FC Barcelonę, a następnie w ćwierćfinale ich ofiarą padł Flensburg. Turniej finałowy w 2018 był jak dotychczas jedynym, gdzie wystąpiły aż trzy drużyny z tego samego kraju (Montpellier, Nantes, PSG). Dwadzieścia sekund przed końcem przy wyniku 27:27 kunszt Argentyńczyka Diego Simonet i jego piękny rzut bieżny sprawił, że to Francuzi cieszyli się z awansu do finału. W decydującym starciu Montpellier ograło Nantes i po piętnastu latach ponownie zwyciężyło w Lidze Mistrzów. Patrice Canayer prowadzący ten zespół nieprzerwanie od 1994 roku miał wielkie powody do radości.