W tym artykule dowiesz się o:
Małą cegiełkę do zwycięstwa w niedzielne popołudnie dołożył Sławomir Szmal. Kapitan reprezentacji Polski co prawda prawie cały mecz przesiedział na ławce rezerwowych, ale miał swoje "wejście smoka". W drugiej połowie "Kasa" pojawił się w bramce Vive Targów na rzut karny i od razu popisał się skuteczną interwencją. Oto co powiedział po meczu:
- Przede wszystkim trudno gra się z taką presją, bo zarówno dla nich jak i dla nas był to mecz o wszystko. Szansa zagrania w takim wielkim turnieju i o taką stawkę, to zrobiło tę presję. Na pewno na boisku było jednak widać, że jesteśmy lepszą drużyną - stwierdził Szmal.
Podczas gdy Szmal mecz oglądał z wysokości ławki rezerwowych, świetne zawody między słupkami Vive Targów rozgrywał Venio Losert. Chorwat zapytany o to, czy czuje się bohaterem odparł:
- To nie był mój wielki dzień, to był wielki dzień całego zespołu. Graliśmy świetnie w obronie, straciliśmy tylko piętnaście bramek, co w takim meczu jest bardzo dobrym wynikiem. Byliśmy lepszym zespołem w dwumeczu i zasłużyliśmy na ten awans do Final Four.
Trzeci z kieleckich golkiperów, Kamil Buchcic, znalazł się poza meczową szesnastką. Popularny "Buła" po końcowym gwizdku był niesamowicie rozpromieniony i gratulował swoim kolegom wspaniałej postawy.
- Przeciwnik tak jak w pierwszym meczu postawił swoje warunki, ale my zagraliśmy fantastycznie w obronie. Można pochwalić Venio Loserta i całą defensywę. Chwała chłopakom. Jestem dumny z tego co uczynili, bo pierwszy raz jesteśmy w Final Four - powiedział 20-latek.
Podobnie jak Buchcica, w meczowej kadrze Vive Targów zabrakło w niedzielę Bartłomieja Tomczaka. "Kopara" tak komentował występ swojego zespołu:
- Był to bardzo trudny mecz, ale spodziewaliśmy się tego. Chłopaki zagrali przede wszystkim fantastycznie w obronie. Nie pamiętam żebyśmy stracili tyle bramek w meczu Ligi Mistrzów. Fantastycznie bronił Venio Losert. Stworzyliśmy na tym parkiecie historię, bo wygraliśmy dziewięcioma bramkami i jesteśmy w Final Four - komentował.
Pod nieobecność Tomczaka, w drugiej połowie na parkiecie pojawił się chorwacki lewoskrzydłowy Manuel Strlek. 24-latek wspominał swoje przedmeczowe wypowiedzi i zwracał uwagę, że kluczem do wygrania było odpowiednie rozpracowanie przeciwnika:
- Mówiłem przed meczem, że to będzie ciężkie spotkanie, ale byliśmy przygotowani i wiedzieliśmy, co rywale mogą zrobić w ataku, jak zachowują się w obronie. Byliśmy świetnie przygotowani i dzięki temu tak wysoko wygraliśmy. Awansowaliśmy do Final Four, pozostaje tylko się cieszyć - stwierdził "Manu".
W wyjściowym składzie Vive Targów mecz na lewym skrzydle rozpoczął Mateusz Jachlewski. Będący w ostatnich tygodniach w kapitalnej formie zawodnik co prawda nie zdobył w niedzielę żadnej bramki, ale bardzo dobrze grał w defensywie. Po meczu przyznał, że było to ciężkie spotkanie.
- Przede wszystkim w pierwszej połowie grało się nam trudniej. Świetna gra w obronie w drugiej połowie, dobra postawa bramkarza - mieliśmy z tego bardzo dużo korzyści. Może nie było dużo spektakularnych ataków, ale graliśmy długo i cierpliwie w ataku i to się opłaciło.
Pięć bramek wystarczyło, by Ivan Cupić znalazł się w siódemce kolejki Ligi Mistrzów. Chorwacki skrzydłowy, który rozkręca się po kontuzji barków, stwierdził po meczu, że jego zespół potwierdził swoje spore możliwości.
- Dokonaliśmy tego! Wiedzieliśmy co znaczy ten mecz i wiedzieliśmy też, że mamy zaliczkę po pierwszym spotkaniu w Skopje. Zagraliśmy świetne zawody. Byliśmy agresywni w obronie, a koniec końców pokazaliśmy, że jesteśmy dobrym zespołem i zasługujemy na miejsce w Final Four - stwierdził "Cupko".
Zmiennik Cupicia na prawym skrzydle, Thorir Olafsson miał swój mały wkład w wygraną za sprawą bramki zdobytej w drugiej połowie. Islandczyk po meczu zwracał uwagę na fakt, że wynik meczu kompletnie nie oddaje klasy przeciwnika kielczan.
- Czterdzieści pięć minut meczu było naprawdę ciężkie. Na początku meczu mieliśmy duże problemy, nie mogliśmy uciec rywalom na dwie-trzy bramki. Udało się nam to wypracować dopiero przed czterdziestą minutą. Odskoczyliśmy na sześć bramek i złamaliśmy rywala. Wynik nie oddaje tego, jaki to był mecz, bo w ostatnim kwadransie dobiliśmy zrezygnowanego rywala - powiedział "Toti".
Dobre wejście do składu Vive Targów miał Tomasz Rosiński. 29-letni rozgrywający dał w pierwszej połowie bardzo dobrą zmianę, dając odpocząć trochę "gotującemu" się Urosowi Zormanowi. "Rosa" zdobył dwie bramki, a po końcowym wychwalał postawę w defensywie.
- Rywal tak naprawdę był z najwyższej półki. Cieszymy się, bo były to bardzo ciężkie zawody, ale tak jak zagraliśmy w obronie, to życzyłbym sobie, żebyśmy w każdym meczu tak grali - wyznał Rosiński.
Grzegorz Tkaczyk, kapitan kieleckiego zespołu, na placu gry pojawił się w drugiej połowie, dyrygując grą Vive Targów podczas dobijania Metalurga. Były reprezentant Polski, podobnie zresztą jak Olafsson, mówił iż wynik meczu nie pokazuje, jak trudne zadanie mieli kielczanie.
- Było to bardzo trudne spotkanie. Praktycznie do trzydziestej piątej czy czterdziestej minuty wynik był cały czas niepewny, dopiero potem zdołaliśmy odjechać. No i tyle. Straciliśmy piętnaście bramek, więc to chyba jest ewenement i niesamowita sprawa - stwierdził "Młody".
Podobnego zdania, co Tkaczyk, był Uros Zorman. Słoweński wirtuoz zapewniał, że cały zespół dał z siebie sto procent, by osiągnąć tak wielki sukces. - Jeśli wygrywa się jedenastoma bramkami, to można pomyśleć, że to był łatwy mecz. Nigdy nie jest łatwo. Musisz dać z siebie sto procent, by pokonać kogoś w ten sposób. To jak zawsze w piłce ręcznej - musisz grać dobrze w obronie, bramkarz musi odbić kilka piłek, wtedy masz szansę zdobyć łatwe bramki i jest łatwiej. Daliśmy rywalom zdobyć zaledwie piętnaście bramek, więc to znakomity wynik.
- Nie było w ogóle łatwo, mieliśmy mocnego przeciwnika - to zaś słowa obrotowego Vive Targów, Rastko Stojkovicia. Serbski kołowy był zdania, że jego drużyna miała w niedzielę sporo sportowego szczęścia i to pomogło jej w awansie do Final Four.
- Wszystko nam wychodziło, rywalom natomiast nie. To jest to szczęście w sporcie, które ktoś musi mieć - powiedział ulubieniec kieleckiej publiczności.
Bardzo dobre zawody rozegrał także drugi obrotowy Vive Targów, Zeljko Musa. Potężny Chorwat tak zaciekle walczył o piłkę w jednej z akcji, że opuszczał parkiet z krwawiącym nosem. Sam przyznał, że kielczanie grali tego dnia jak szaleni.
- To był świetny mecz. Graliśmy jak szaleni w obronie, a nasz bramkarz bronił, może nie wszystko, ale to co miał obronić. To właśnie dzięki temu wygraliśmy - powiedział 27-latek.
Największą gwiazdą niedzielnego spotkania był jednak Michał Jurecki. "Dzidziuś" był nie do zatrzymania, co chwila bombardując bramkę rywali i w całym meczu zdobywając aż osiem bramek. - Po pierwszym spotkaniu w Skopje wiedzieliśmy, że zawodnicy Metalurga nie wytrzymali tego meczu kondycyjnie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy od samego początku bardzo mocno ruszyć i biec z każdą piłką do przodu. To się potwierdziło - stwierdził Jurecki.
Na najwyższe słowa uznania zasłużyła postawa kielczan w defensywie. Piętnaście straconych bramek było znakomitym wynikiem. - W pierwszej połowie straciliśmy osiem bramek, w drugiej siedem. Nasza obrona była od samego początku bardzo agresywna. Byliśmy przygotowani na to właśnie, aby grać bardzo agresywnie, stąd taka mała liczba straconych bramek - tłumaczył Jurecki.
Awans Vive Targów Kielce do turnieju Final Four Ligi Mistrzów to historyczne wydarzenie. O wyczynie mistrzów Polski możesz przeczytać także w poniższych newsach: