W tym artykule dowiesz się o:
Dania w roli gospodarza
Najlepsze drużyny Europy zawitały w 2014 roku do Danii. Rywalizacja toczyła się w dniach 12-26 stycznia. Zespoły rozgrywały mecze w czterech miastach: Aalborgu, Aarhus, Brøndby i Herning. Mistrzostwa cieszyły się dużą popularnością, ponieważ średnia frekwencja na jedno spotkanie wyniosła 6732 widzów.
Bezcenny Szmal
Mecze reprezentacji Polski od początku imprezy dostarczały kibicom wielkich emocji. Dwa pierwsze występy nie zakończyły się jednak dla naszych graczy happy-endem (19:20 z Serbią i 27:28 z Francją), więc ostatni pojedynek pierwszej rundy z Rosją był starciem "o być albo nie być". Spotkanie przeciwko odwiecznemu rywalowi ze Wschodu również trzymało w napięciu do ostatnich minut. Polacy wygrali ostatecznie 24:22 i pozostali w turnieju. Ojcem sukcesu okazał się bramkarz Sławomir Szmal, broniący ze znakomitą, 49-procentową skutecznością (21 obron).
Wyszomirski zatrzymał potop
Polski golkiper zapamięta również na całe życie jeden z meczów drugiej rundy Mistrzostw Europy 2014. Tym razem jednak mowa nie o Szmalu, a o Piotrze Wyszomirskim. 25-letni wówczas zawodnik zanotował imponujące wejście z ławki w konfrontacji ze Szwecją, wygranej przez Biało-Czerwonych 35:25. Bronił z jeszcze lepszą skutecznością niż jego starszy kolega przeciwko Rosjanom - 53 procent (17/32). "Szwedzki koszmar nazywa się Piotr Wyszomirski. Od razu, gdy zmienił w polskiej bramce Sławomira Szmala rozgrywał wielki mecz" - pisał dziennik Expressen. A ekspert stacji TV4 Claes Hellgren podkreślił: - Był jak ukryty lód, który złamał szwedzki zespół. Poniżył nas.
Niewiarygodna pogoń
Polscy szczypiorniści do ostatniej serii spotkań liczyli się w grze o półfinał. Niewiele jednak brakowało, aby ich szanse na grę w "czwórce" zostały właściwie przekreślone już po pierwszym meczu drugiej rundy przeciwko Białorusi. Nieco ponad dwie minuty przed jego końcem, Polska przegrywała bowiem aż 27:30. Będąc w tak trudnym położeniu, armia Michaela Bieglera potrafiła dokonać spektakularnego zrywu. Nasi zawodnicy rzucili cztery gole z rzędu, a ich triumf 31:30 przypieczętowało trafienie świetnie grającego Mariusza Jurkiewicza w ostatniej akcji pojedynku.
Klątwa nie została przełamana
W boju bezpośrednio decydującym o awansie do półfinału Polska podejmowała Chorwację. Wcześniej Biało-Czerwoni po raz ostatni pokonali tego rywala podczas Igrzysk Olimpijskich 2008 w Pekinie, lecz pierwsza połowa meczu w Aarhus mogła napawać optymizmem. Polacy wygrali ją 15:14, lecz najgorsze nadeszło dla nich tuż po przerwie. Chorwaci bezlitośnie wykorzystali dłuższy moment słabości rywali, odskakując na 23:18, a następnie dowożąc do końca zwycięstwo 31:28.
Naszym reprezentantom pozostała gra o 5. miejsce z Islandią. Przez większość spotkania posiadali inicjatywę, lecz w decydującej części widowiska zbyt mocno pozwolili przeciwnikowi na rozwinięcie skrzydeł, przegrywając ostatecznie 27:28.
Zwycięski pochód gospodarzy brutalnie powstrzymany
Duńczycy w wielkim stylu dotarli do finału Mistrzostw Europy 2014. Gospodarze nie przegrali po drodze ani jednego spotkania. W meczu o złoty medal czekali na nich jednak Francuzi, którzy udzielili im srogiej lekcji piłki ręcznej. Jak na klasyczną drużynę turniejową przystało, podopieczni Claude'a Onesty zanotowali swój najlepszy występ na końcu imprezy. Fenomenalny pokaz szczypiorniaka w ich wykonaniu sprawił, że finał okazał się jednostronnym spotkaniem, zakończonym wygraną Francji 41:32.
Trzecie miejsce przypadło w udziale Hiszpanii, która w rywalizacji o "brąz" pokonała 29:28 Chorwację.
Polak w drużynie gwiazd
W najlepszej ekipie Mistrzostw Europy 2014 znalazła się miejsce dla jednego polskiego przedstawiciela - prawego rozgrywającego Krzysztofa Lijewskiego. Obok naszego gracza, jej skład utworzyli także bramkarz Niklas Landin oraz Gudjon Valur Sigurdsson, Mikkel Hansen, Domagoj Duvnjak, Luc Abalo i Julen Aguinagalde. MVP turnieju został wybrany reprezentant Francji Nikola Karabatić. Tytuł najlepszego strzelca powędrował natomiast w ręce Hiszpana Joana Canellasa (50 goli).
Profesor rzutów karnych
Zawodnikiem drugiego planu, który zdobyły spory rozgłos, był francuski prawoskrzydłowy Guillaume Joli. W spotkaniu pierwszej rundy przeciwko Serbii (31:28), zdobył aż 10 bramek, będąc zdecydowanie najlepszym strzelcem na boisku. Nie byłoby w tym nic szczególnie nietypowego, gdyby nie fakt, że wszystkie gole zanotował ... po rzutach karnych! Przy próbach oddawanych z siódmego metra nie pomylił się ani razu, pokonując serbskich bramkarzy na bardzo urozmaicone sposoby.