W tym artykule dowiesz się o:
Bramkarz: Marcin Wichary (Orlen Wisła Płock)
Nikt nie miał takiego wejścia jak golkiper Wisły. Były reprezentant Polski zmienił po przerwie Adama Borbely'ego i sam na swoich barkach dźwigał wynik meczu z Vardarem. Obrońcy tytułu nie wierzyli, że nie udaje im się pokonać Wicharego. Golkiper otarł się o idealny występ. Przez piętnaście minut wpuścił zaledwie dwie bramki. Kapitalnie dysponowani wcześniej Vuko Borozan i Dainis Kristopans niemiłosiernie obijali go z bliska. Pod koniec meczu jego skuteczność spadła, Vardar zwyciężył 26:22, ale występ Wicharego poszedł w świat.
Lewoskrzydłowy: Dominik Klein (HBC Nantes)
Gdy rok temu odchodził z THW Kiel, żegnano go jak wielkiego mistrza. Wizerunek skrzydłowego i jego trykot pojawiły się pod dachem Sparkassen Areny, a na parkiet wyszły gwiazdy światowego handballa. Transfer do Nantes bynajmniej nie oznaczał początku końca Kleina. We Francji odżył po kontuzji i walczy o kolejne laury. Na inaugurację Ligi Mistrzów jego zespół pokonał MOL-Pick Szeged, a Niemiec miał 100 proc. skuteczności (6/6).
Lewy rozgrywający: Mate Lekai (Telekom Veszprem)
Do Veszprem przychodzą gwiazdy, a Madziar już czwarty sezon trzyma się mocno i nie ma zamiaru oddawać miejsca w siódemce. Mistrzowie Węgier męczyli się z Celje i wygrali głównie dzięki większemu obyciu na europejskiej arenie. W ważnych momentach swoją klasę pokazał Lekai. Jak przystało na lidera drugiej linii, poderwał zespół, dostarczał kolegom idealne piłki i przede wszystkich trafił do siatki dziewięć razy! Jego wrzutka do Gaspera Marguc to majstersztyk. Z konieczności umieszczamy Węgra na lewej stronie.
Środkowy rozgrywający: Dima Nikulenkow (Mieszkow Brześć)
Gracze Vive Kielce pewnie spodziewali się wszystkiego, tylko nie tego, że rozstrzela ich Nikulenkow. Białorusin, ponad dekadę temu zawodnik mistrzów Polski, w ostatnich sezonach nie należał do wybitnych snajperów. Z byłym pracodawcą przyćmił Petara Djordjica i resztę ekipy. Po rzutach 33-latka kielecka bramka trzęsła się w posadach. Przynajmniej dwa z jego pięciu goli mogłyby znaleźć się w TOP 5 1. kolejki. Dzięki Nikulenkowowi Mieszkow powiększył prowadzenie, a potem zdołał utrzymać do końca dość niespodziewany wynik.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga. Piotr Adamczak: Ławka to nasza bolączka
Prawy rozgrywający: Holger Glandorf (SG Flensburg-Handewitt)
Chcielibyśmy wiedzieć, czym karmią Niemca we Flensburga, bo od kilku dni lata nad parkietem. 12 (!) bramek w Bundeslidze, osiem przeciwko Aalborgowi w Lidze Mistrzów (30:27). Całkiem nieźle jak na 33-latka. Żaden z pozostałych zawodników nie ma takiego wpływu na wyniki Wikingów. Na Glandorfa powinni chuchać i dmuchać. Przy odpowiednim wsparciu, może doprowadzić zespół na szczyt.
Prawoskrzydłowy: Patrick Groetzki (Rhein-Neckar Loewen)
Wielki powrót w hicie 1. kolejki. Lwy odrobiły sześć bramek straty i zremisowały 31:31 z Barceloną. Ten rezultat to w dużej mierze zasługa Groetzkiego. Reprezentant Niemiec rzucił pięć bramek, ale co nawet istotniejsze, nie zadrżała mu ręka w najważniejszym momencie. Prawoskrzydłowy wytrzymał presję i swoim trafieniem uratował punkt dla Rhein-Neckar. Groetzki potwierdził dobrą dyspozycję ze spotkań Bundesligi (16 bramek w 4 meczach).
Obrotowy: Bjarte Myrhol (Skjern Handbold)
Roczna absencja w Lidze Mistrzów wyszła Skjern na dobre. Zespół wrócił silniejszy, z kilkoma bardzo doświadczonymi zawodnikami. Jednym z nich jest Myrhol, człowiek ze stali, którego nie złamała nawet choroba nowotworowa (guz jądra). Norweg i jego koledzy zdemolowali Dinamo Bukareszt 39:28. Wicemistrz świata 2017 był gwarancją zdobyczy. Pięć rzutów, pięć goli. Takie statystyki to właściwie norma od kilku miesięcy. Myrhol utrzymuje poziom ze styczniowych mistrzostw świata (uznano go najlepszym obrotowym turnieju)