Przed czterema laty w Soczi Anton Kusznir wywalczył złoty medal w skokach akrobatycznych. W Pjongczangu również był wymieniany w gronie głównych faworytów, ale ostatecznie nie awansował nawet do finału. W tej rozgrywce znalazło się sześciu najlepszych zawodników z eliminacji, a Białorusin był siódmy, tracąc do szóstego zaledwie 0,45 punktu.
Porażka Kusznira odbiła się szerokim echem w jego kraju. Głos zabrał sam Alaksandr Łukaszenka. Zdaniem prezydenta sędziowie, którzy oceniają akrobacje zawodników, po prostu pozbyli się jednego z głównych faworytów i nie chcieli dopuścić, by Białorusini podobnie jak przed czterema laty w Soczi znów zdobyli dwa złote medale w tej konkurencji. Kilka dni wcześniej w rywalizacji kobiet w skokach akrobatycznych triumfowała Białorusinka Hanna Huskowa.
Prezydent nie poprzestał jednak tylko na słowach krytyki. Kilka godzin po nieudanych dla jego rodaka eliminacjach wysłał rządowy telegram do Thomasa Bacha, przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. W nim Aleksandr Łukaszenka, jak twierdzi w delikatnych słowach, napisał co sądzi o pracy sędziów w kwalifikacjach.
W ogóle prezydent Białorusi nie ma dobrego zdania o MKOL. Uważa, że jest to organizacja upolityczniona, a na przyznawanie medali ma wpływ polityczna siła danego państwa. Co więcej zapowiedział, że jako przewodniczący Białoruskiego Komitetu Olimpijskiego w końcu ma zamiar wybrać się na sesję MKOL-u, by jak to określił "rozruszać senne królestwo".
W niedzielę, bez Kusznira w finale, po złoto sięgnął Ukrainiec Ołeksandr Abramenko. Srebro zdobył Chińczyk Jia Zongyang, a brąz Olimpijczyk z Rosji Ilja Burow.
ZOBACZ WIDEO Tak Koreańczycy świętują w Pjongczangu Księżycowy Nowy Rok. Tradycją i kulturą dzielą się z dziennikarzami