- Nie jesteśmy zbytnio zadowoleni z wtorkowego etapu. Nie mogliśmy znaleźć dobrego rytmu, a do tego złapaliśmy kapcia, co nam zabrało trochę czasu. Warunki pogodowe były dziwne, bo było na zmianę sucho i mokro, więc nie wiedzieliśmy czy mamy dobrą przyczepność, czy też nie - powiedział Jakub Przygoński.
Na trasie wtorkowego etapu wylała rzeka, przez co organizatorzy znów musieli modyfikować trasę odcinka, skracając pierwszą część OS-u. Największe trudności jednak czekały uczestników rajdu już na dojazdówce na biwak. Na drogę prowadzącą do Salty osunęła się lawina błotna, zabierając ze sobą kilkanaście domów w wiosce Volcan. Wielu mieszkańców ucierpiało, a straty materialne są bardzo poważne. Organizatorzy Dakaru zaoferowali lokalnym władzom pomoc w usuwaniu skutków katastrofy.
Zawodnicy byli puszczani na biwak objazdem, a wiele pojazdów z dakarowej karawany, w tym kampery i press car ORLEN Team, utknęły na długie godziny bez szans dojazdu na biwak.
- W żadnym z Dakarów, w których brałem dotychczas udział od 2009 roku, nie było takiego zamieszania, jak w tym roku. Etapy kończą się bardzo późno, wielu zawodników jedzie w nocy, po ciemku. Jest bardzo ciężko. Ale musimy sobie radzić, bo to taki sport. Mamy serwis gdzieś na środku drogi, gdzie zatrzymały się nasze ciężarówki serwisowe, nie mogąc dojechać na biwak z powodu lawiny. Mechanicy robią co mogą, żeby doprowadzić samochód do jak najlepszego stanu przed kolejnym startem. Wszyscy się dostosowują do trudnych warunków - zakończył Przygoński.
W klasyfikacji generalnej polski kierowca utrzymał się na ósmej pozycji.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar, czyli błoto, piach, kurz (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
[/color]