Już we wtorek Jakub Przygoński miał sporego pecha, bo na początku etapu dwukrotnie musiał wymieniać koło i przez resztę trasy unikał zagrożenia, bo miał już tylko jeden zapas. W środę reprezentant Orlen Teamu od początku jechał świetnym tempem, choć ponownie nie obyło się bez problemów.
- Środowy odcinek był bardzo szybki. Startowaliśmy z dwunastej pozycji, więc przeganialiśmy zawodników. Przez to w samochodzie panował pozytywny nastrój. Jechaliśmy bardzo szybko. Wyprzedzaliśmy różnych kierowców. Najpierw Prokopa, potem Hunta i kolejnych - opisywał swoje zmagania kierowca Orlen Team.
Przygoński zakończył środowy etap Dakaru na trzeciej pozycji. Polak stracił kilka minut do faworytów - Nassera Al-Attiyaha i Stephane'a Peterhansela. To już drugie "pudło" zawodnika Orlen Team w tej edycji Dakaru. Okazuje się jednak, że niewiele brakowało, a jego wynik byłby jeszcze lepszy.
- Tempo mieliśmy bardzo dobre. Jechaliśmy przez ciężkie wydmy, potem doszły jeszcze kamienie, na które trzeba było bardzo uważać. Mieliśmy jedną przebitą oponę, ale koło udało nam się szybko zmienić. W efekcie końcówkę jechaliśmy już z Peterhanselem do mety - dodał Przygoński.
Dobry wynik polskiego kierowcy sprawił, że awansował on na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej rajdu i ciągle realne pozostaje marzenie reprezentanta Orlen Teamu o ukończeniu Dakaru na podium. Do trzeciego w stawce Peterhansela traci bowiem nieco ponad sześć minut.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Młodość atutem Polaków? "Nie mają nic do stracenia"