W piątek Adam Kszczot rozpoczął udział w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, na które przyjechał w jednym celu - stanąć na podium. Na jego najwyższym stopniu. Jak na razie wygrał swój bieg eliminacyjny i awansował do półfinału.
W Europie nie ma sobie równych, o czym dobitnie przekonały mistrzostwa Europy w Amsterdamie, gdzie wygrał z ogromną przewagą, nie dając z siebie wszystkiego. A to był tylko etap przygotowań do Rio.
Nasz lekkoatleta wierzy w to, że jest w stanie pobiec po złoto. Choć zdecydowanym faworytem rywalizacji na 800 metrów jest rekordzista świata David Rudisha. Choć jego najlepszy czas w tym roku nie mieści się w "10" najlepszych wyników sezonu. Choć nie wierzą w niego bukmacherzy. Na przekór wszystkiemu, wierzy w to on sam.
W wywiadach od Kszczota bije pewność siebie. Gdy ktoś mu mówi, że jest polskim faworytem do medalu w Rio, nie zaprzecza. Zgadza się z tym. Jest przekonany, że może spełnić swoje marzenie.
A jeszcze kilkanaście miesięcy temu tak nie było. W swoich wypowiedziach zawsze skromny, wyważony, choć nie do przesady. Srebrny medal zeszłorocznych mistrzostw świata w Pekinie dał mu jednak ogromną wiarę w to, że jest w stanie dokonywać rzeczy wielkich.
A taką byłoby zdobycie medalu w Rio. Konkurencja jest ogromna, a rywali, którzy są w stanie stanąć na podium jest wielu - wspomniany Rudisha, Kiplagat Kipkoech, Kiprotich Kitilit, Alfred Kipketer, Pierre-Ambroise Boose, Nijel Amos, Mohammed Aman czy rewelacyjny 19-latek z USA, Donovan Brazier.
Każdy z nich może sięgnąć po złoto. Skąd więc ta wiara, że zrobi to właśnie Kszczot? Bo Polak zaraża swoim optymizmem. Po niedawnej konferencji zorganizowanej przez PKN Orlen w warszawskim Centrum Olimpijskim nie było dziennikarza, który mu nie uwierzył, że w Brazylii pobiegnie po złoto.
- Jestem przygotowany jeszcze lepiej niż przed Pekinem - przekonywał. Z uśmiechem na twarzy, wyluzowany ale i pewny siebie. Wystarczyło, żeby w niego uwierzyć.
ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": twarze Rio de Janeiro (źródło TVP)
{"id":"","title":""}