Piotr Wyszomirski. Dubler, który potrafi być wielki

AFP / Roberto SCHMIDT
AFP / Roberto SCHMIDT

Wyszomirski odmienia losy meczów. Wielkich meczów. Bramkarz reprezentacji Polski zasłynął spektakularnym występem podczas Mistrzostw Europy 2014 przeciwko Szwecji. To wtedy dorobił się miana ministra obrony narodowej. Teraz powtórzył swój wyczyn.

Piotr Wyszomirski od lat tworzy duet w polskiej bramce ze Sławomirem Szmalem. Od 2010 roku każdy kolejny selekcjoner ufał i pokładał w nim nadzieję. Choć jego wielki talent widzieli wszyscy, długo czekał na występ, który pozwoliłby mu pokazać pełnię swoich umiejętności i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Na Mistrzostwach Europy w Danii w 2014 roku Polacy walczyli o życie. Grali ze Szwecją i musieli wygrać, by podtrzymać nadzieje na awans do półfinału po przeciętnej fazie grupowej. Podobnie zresztą jak Skandynawowie.

Po pierwszym kwadransie, nieudanym w wykonaniu Sławomira Szmala, do bramki wszedł Piotr Wyszomirski. I zaczął odbijać wszystko. Do końca pierwszej połowy bronił z 71-procentową skutecznością! Tempa nie zwolnił do końcowego gwizdka. Mecz zakończył z tytułem MVP spotkania i z kosmicznym wręcz współczynnikiem obron na poziomie 53 proc. Biało-Czerwoni zaś przy jego wydatnej pomocy rozbili rywali. Bez wątpienia, to był najlepszy występ Wyszomirskiego w dotychczasowej karierze.

Wyjazdu na igrzyska do Rio nie był pewien. O bilet do Brazylii zażarcie walczył z Marcinem Wicharym. Przesądziły czerwcowe mecze eliminacyjne do mistrzostw świata z Holandią. W pierwszym spotkaniu, w katowickim Spodku, Wyszomirski zagrał koncertowo. Tałant Dujszebajew wiedział już na kogo postawić.

ZOBACZ WIDEO Polska - Chorwacja: Wyszomirski broni w kluczowym momencie

{"id":"","title":""}

W Brazylii bramkarze jednak nie zachwycali, podobnie jak cała reprezentacja. Fazę grupową skończyli ze słabą skutecznością - Wyszomirski miał tylko 18 proc. udanych interwencji, a dobry mecz zagrał tylko ze Szwecją (31 proc.).

Aż przyszedł ćwierćfinał z Chorwacją. Od pierwszego gwizdka w polskiej bramce zameldował się Szmal, jednak nie potrafił pomóc kolegom. Po kwadransie zastąpił go Wyszomirski i historia zatoczyła koło.

"Wyszu" grał jak w transie. Z drugiej linii był nie do pokonania. Przez pierwszy kwadrans odbijał co drugą piłkę. Chorwaci byli w stanie pokonać polskiego bramkarza tylko w sytuacjach sam na sam. Wyszomirski genialnie się ustawiał, wspaniale współpracował z blokiem. Po przerwie obronił także karnego. W całym meczu zanotował aż 15 udanych interwencji, a przecież w poprzednich pięciu spotkaniach łącznie zatrzymał 17 rzutów.

Zaraz po jego wejściu Biało-Czerwoni złapali swój rytm i natychmiast odjechali rywalom, wychodząc na prowadzenie 15:11. Kiedy wynik znów był na styku, potrafił wyciągać niemożliwe wręcz piłki, dodając otuchy kolegom z
pola.

Gdyby nie wspaniała postawa Wyszomirskiego, nie byłoby wielkiego sukcesu, którym jest półfinał igrzysk olimpijskich. Ale zwycięstwo to nie tylko jego zasługa. Pamiętajmy także o innych: o Karolu Bieleckim, o Krzysztofie Lijewskim i tak wymienić można by całą czternastkę wraz z selekcjonerem na czele. To wielki triumf polskiego szczypiorniaka, a może być już tylko lepiej.

Maciej Szarek

ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": jak zmieniły się brazylijskie fawele? (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Komentarze (0)