Reprezentacja Polski sprawiła wielką niespodziankę i awansowała do półfinału igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Nasi szczypiorniści pokonali faworyzowanych Chorwatów (30:27), rozgrywając jedno z najlepszych spotkań ostatnich lat.
Zwycięstwo Biało-Czerwonych jest tym cenniejsze, że zostało odniesione bez Michała Jureckiego. Jeden z liderów drużyny doznał kontuzji stawu skokowego jeszcze w spotkaniu fazy grupowej z Egiptem i nie jest jeszcze w pełni sił.
Popularny "Dzidziuś" robił jednak co mógł, aby pomóc swoim kolegom. - Wspierałem chłopaków z ławki jak tylko mogłem - powiedział po spotkaniu Jurecki w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Czy 31-latek zachowywał się na ławce tak impulsywnie, jak w finale piłkarskiego Euro 2016 słynny Cristiano Ronaldo? - Nie byłem żadnym Cristiano Ronaldo, po prostu starałem się pomagać chłopakom, mobilizować ich. Zdarłem całe gardło. Trener na ławce jest tylko jeden i jest nim Tałant Dujszebajew - zaznaczył.
ZOBACZ WIDEO "Po raz pierwszy komentatorzy z innych telewizji przybijali nam piątki" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do gry w obronie. Przeanalizowaliśmy między innymi mecz z Krakowa (z tegorocznych Mistrzostw Europu - przyp. red), który przegraliśmy 23:37. Chcieliśmy wyeliminować popełnione wtedy błędy, mieliśmy pewien plan na grę w ataku i ten plan zrealizowaliśmy w 100 procentach. Ale to nie był rewanż, tamten mecz jest już historią - przyznał.
W spotkaniu z Chorwacją znów błysnął Karol Bielecki. Nasz doświadczony zawodnik rzucił aż 12 bramek i był najskuteczniejszym Biało-Czerwonym.
- Karol rozgrywa wyśmienity turniej, ale to jeszcze nie koniec. Na pewno i on, i cała nasza drużyna nie spocznie na laurach. Przed nami kolejny ciężki mecz - mówi Jurecki przed półfinałem, w którym Polacy zmierzą się z Danią.
W końcówce spotkania Jurecki pokazał, jak ważny jest dla niego duch fair-play. W pobliżu naszej ławki rezerwowych jeden z rywali Ivan Slisković zgubił opaskę, jednak Polak nie zamierzał przedłużać gry i natychmiast oddał ją rywalowi.
- Zerwał mu się rzep, opaska spadła w okolicach naszej ławki rezerwowych. To normalne, że w takiej sytuacji mu ją oddałem. Co z tego, że było 26:26 w olimpijskim ćwierćfinale, fair play musi być. To nie było nic wielkiego, a poza tym taki przedmiot na boisku mógł stanowić przeszkodę dla innych graczy. Ktoś mógł przecież na to nadepnąć i zrobić sobie coś złego - wyjaśnił.
Z Rio de Janeiro Grzegorz Wojnarowski