Do ambulansu dotarła jeszcze o własnych siłach. Tam znów zemdlała. Akcja reanimacyjna trwała godzinę. Przyczyną śmierci był zator tętnicy płucnej, spowodowany nierozpoznaną zakrzepicą. Pogrzeb odbył się tydzień później. Na nagrobku napisano: "Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być".
Uczyła kochać
Podobno jej jedyną wadą było to, że nie potrafiła w pełni poświęcić się sportowi. Bo najważniejsza była rodzina. Przyjaciele. Pomoc innym. - Uczyła, jak kochać drugiego człowieka - mówi jej narzeczony, Marcin Rosengarten. - Byłem w szoku, kiedy zobaczyłem, jak jedna osoba jest w stanie obdzielić setki innych swoim uczuciem, empatią, uśmiechem. Kiedyś miałem klapki na oczach i szedłem do celu po trupach. Ona mnie zmieniła.
Skolimowska nie potrafiła odmówić innym. - Pewnego dnia wróciła do domu po trzech treningach. Była wykończona, miała wszystkiego dość. Nagle zadzwoniła przyjaciółka. Nie miała samochodu, a rozchorowało się jej dziecko. Kamila od razu wstała i pojechała pomóc - opowiada Rosengarten.
Do tańca i do różańca
- Otwarta, uśmiechnięta, zawsze pozytywnie nastawiona. Łączyło nas to, że nie lubimy konfliktów - wspomina Otylia Jędrzejczak. Do dziś ma maskotkę, którą dostała od Skolimowskiej. Sama przed mistrzostwami Europy w 2006 roku wysłała jej opaskę. To miał być talizman. Pomógł. Kamila w Goeteborgu zdobyła brąz.
Pływaczka i młociarka poznały się w Sydney. Szybko znalazły wspólny język. Później wspólnie z Ryszardem Rynkowskim na Balu Mistrzów Sportu śpiewały "Dziewczyny lubią sport". - Kamila zawsze starała się widzieć w ludziach dobro - mówi Jędrzejczyk. - Mogłam się jej wypłakać w mankiet oraz wyśmiać. I porozmawiać o wszystkim. To właśnie jest przyjaźń.
- Kamila była dziewczyną do tańca i do różańca. Wieczna optymistka. Było z nią wesoło - opowiada Piotr Małachowski. - Kiedy miała gorszy dzień, potrafiła powiedzieć człowiekowi kilka ostrych słów. Można było jednak z nią o wszystkim pogadać. A zawsze ona zatrzymywała to dla siebie.
Kiedy dyskobol zdobył olimpijskie srebro w Pekinie Skolimowska była pierwszą, która przyszła do niego z przestrogą. - Wyjaśniła mi, jak wszystko będzie teraz wyglądać; że za chwilę czas zacznie szybciej płynąć, a wokół mogą pojawić się ludzie, którzy zechcą mnie wykorzystać. Mówiła, że trzeba będzie uważać, podchodzić do pewnych spraw na chłodno - przyznaje. - Ja wiele z tych rzeczy sprawdziłem na własnej skórze. Okazało się, że Kamila miała rację.
"A myślicie, że z moją figurą zostałabym baletnicą?"
Skolimowska miała do siebie ogromny dystans. Kiedyś podczas spotkania z dzieciakami w szkole zapytano ją, dlaczego zdecydowała się rzucać młotem. - A myślicie, że z moją figurą zostałabym baletnicą? - odpowiedziała. I wybuchła śmiechem. Nigdy nie miała kompleksów. Potrafiła eksponować swoje atuty. Elegancję wyniosła z domu, dbała o detale. - Bardziej kobiecej kobiety w życiu nie spotkałem - mówi Rosengarten.
Poznali się w trakcie wywiadu. - Jak to jest, że mistrzyni olimpijska trzeci sezon z rzędu niczego nie wygrywa? - zapytał. Ją zmroziło. Zaczęła cierpliwie tłumaczyć. - A może pani źle trenuje? - wypalił kilka chwil później. Wtedy postanowiła, że będzie pierwszym dziennikarzem, z którym już nigdy nie porozmawia. Ale nie miała pamięci do nazwisk.
[nextpage]Rok później znów się spotkali. Kolejny wywiad. Przed wyjazdem do Goeteborga założyli się, że jeśli Skolimowska zdobędzie medal, on postawi kawę. Zdobyła. Nad małą czarną przegadali długie godziny.
Byli razem przez blisko trzy lata. Planowali przyszłość. Ślub, dzieci. Skolimowska kupiła już działkę, na której miał stanąć dom. W maju mieli razem zamieszkać. Nie zdążyli. - Wszyscy byliśmy winni. Sam mam do siebie ogromne pretensje - mówi dziś Rosengarten. - Problemy ze zdrowiem zaczęły się już wcześniej. Kama miała problemy z wejściem schodami na pierwsze piętro, bo nie mogła złapać oddechu. Odwiedzaliśmy wszystkich możliwych lekarzy. Zabrakło kogoś, kto spojrzałby na to kompleksowo i dostrzegł problem.
Złoto w ramach nauki
Odeszła w kwiecie sportowej kariery, choć półka w domu już wówczas uginała się od pucharów i medali. Najcenniejszy przywiozła z Australii. Mistrzostwo olimpijskie było sensacją, Skolimowska jechała na Antypody po naukę. Przez kwalifikacje przebrnęła bez trudu, później spaliła pierwszą konkursową próbę. Drugi rzut wywindował ją na piąte miejsce. Trzeci (71,16 m) dał złoto.
- Wchodziłam do wielkiego sportu i nagle stanęłam na szczycie. Tamten dzień zmienił wszystko - mówiła później. A przecież nie była wówczas nawet pełnoletnia! Została najmłodszą złotą medalistką IO w Sydney. Po powrocie do kraju zabrała się za przygotowania do matury.
- W wieku osiemnastu lat była spełnionym sportowcem. Ale potrafiła sobie z tym poradzić. Nie oszalała. Nawet bardziej dojrzała - mówi Małachowski.
Później Skolimowska zdobywała jeszcze medale mistrzostw Europy - srebrny w Monachium (2002) i wspomniany już brązowy w Goeteborgu (2006). Na IO w Atenach była piąta. W Pekinie nie wyszło, spaliła wszystkie próby.
Od sztangi do młota
Powtarzała, że sport jest dla niej przygodą życia. Była na niego skazana. Tata ciężarowiec, mama dyskobolka, ciocia wioślarka. A że sama była żywym srebrem, trudno było podążyć inną drogą. Początkowo miała iść w ślady ojca. I zdobyła nawet brązowy medal mistrzostw Polski w kategorii do pięćdziesięciu dziewięciu kilogramów!
Z ciężarów zrezygnowała, bo była za... młoda. Musiała ukończyć piętnaście lat, żeby startować w oficjalnych zawodach.
Medal juniorskich mistrzostw kraju Skolimowska zdobyła w wioślarstwie. Próbowała się w siatkówce. Ostatecznie wybrała młot. Przekonał ją trener, Zbigniew Pałyszko. Zobaczył, jak nieporadnie próbuje rzucać oszczepem i zaprosił do koła. To był strzał w dziesiątkę! Już w wieku trzynastu lat została mistrzynią Polski oraz rekordzistką kraju.
Życie na pełnej petardzie
Wiedziała, że istnieje życie poza sportem. Na maturze zdawała polski, angielski i matematykę. Później uzyskała licencjat w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej. Ukończyła studia menedżerskie na Uniwersytecie Warszawskim. Temat? "Metody oceny zdolności kredytowej i jej zabezpieczeń". Planowała otworzyć przewód doktorski.
W 2004 roku zaczęła pracę w policji jako sierżant instruktor w oddziale prewencji w Iwicznej. Była na komendzie od ósmej rano. Najpierw praca, później trening. Nie chciała taryfy ulgowej.
Zbierała figurki słoni z podniesioną trąbą. Na szczęście. Zrobiła kurs nurkowania. Dużo czytała, zwłaszcza Waldemara Łysiaka. Powtarzała, że najpiękniejszym miejscem na ziemi jest dla niej rodzinny dom. Największa wada? - Jestem pyskata i momentami leniwa - mówiła ze śmiechem. A przecież nie traciła czasu. Wyciskała życie do ostatniej kropli. Odeszła, mając dwadzieścia sześć lat.
Kamil Kołsut
tyle już dokonała ale prawie całe praktycznie dorosłe życie było przed nią............
bylibyśmy jeszcze więks Czytaj całość
15, 18-letni fani sportu nie pamiętają bohaterów sprzed dekady czy dwóch.
Nie wiem czy było ostatnio na SF jakieś wspomnienie o dwunastej rocznicy śmierci raj