Przed starciem z reprezentacją Australii nie brakowało głosów, mówiących że pojedynek w ramach mistrzostw świata 2014 będzie dla naszych siatkarzy okazją do rewanżu za bolesną porażkę podczas igrzysk olimpijskich w Londynie.
[ad=rectangle]
Porównując mecz olimpijski oraz wtorkowy pojedynek we wrocławskiej Hali Stulecia, to w wyjściowych szóstkach na oba spotkanie znalazło się dwóch tych samych graczy - środkowy Piotr Nowakowski oraz przyjmujący Michał Winiarski.
Podopieczni Stephane'a Antigi, pokonując Kangury, odnieśli swoje drugie zwycięstwo w tegorocznym mundialu. - Zrewanżowaliśmy się Australijczykom za ten nieudany mecz na igrzyskach, w dodatku chyba z nawiązką - przyznał z uśmiechem Andrzej Wrona.
Wtorkowe starcie biało-czerwonych z wysokości trybun oglądało znacznie mniej widzów niż mecz otwarcia mistrzostw. W Hali Stulecia zasiadło nieco ponad pięć tysięcy fanów, podczas gdy na Stadionie Narodowym obecnych było blisko 62 tysiące kibiców. Mimo tak wielkiej różnicy w pojemności obu obiektów, środkowy docenia wsparcie wrocławskiej publiczności. - Atmosfera jest równie gorąca jak była w Warszawie, jest też dużo cieplej niż na stadionie - powiedział.
Na najgroźniejszych rywali Polaków w grupie A typowani byli Serbowie, Argentyńczycy oraz Australijczycy. O ile dwie z tych ekip już musiały uznać wyższość naszych reprezentantów, o tyle starcie z Argentyną będzie ostatnim pojedynkiem w I fazie dla naszej drużyny. - Nie wybiegamy myślami aż do drugiej rundy. Skupiamy się na każdym następnym rywalu, a więc teraz na Wenezuelczykach. Małymi krokami idziemy do przodu - zaznaczył Wrona.
W następnym spotkaniu biało-czerwoni zmierzą się z kadrą narodową Wenezueli, mecz odbędzie się w czwartek 4 września, a początek został zaplanowany na godzinę 20:15.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)