Polacy zamarli. Ten moment mógł przekreślić wszystko

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Reprezentacja Polski siatkarzy podczas MŚ 2014
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Reprezentacja Polski siatkarzy podczas MŚ 2014

Cała Polska zamarła, gdy Winiarski padł na boisko. - To oni postawili tak naprawdę Michała na nogi - wyjawia Wojciech Janas. Mówi także, kiedy w kadrze zaczęli wierzyć, że stać ich na złoto.

Ten obraz został w pamięci każdego kibica siatkówki. Polacy w drugiej fazie turnieju organizowanego w naszym kraju mierzyli się z Iranem. I na początku szło im znakomicie. W dwóch setach zmiażdżyli rywali, a w trzecim prowadzili nawet 13:7.

Persowie jednak zerwali się do walki i zdołali odrobić straty. Nie to było jednak najgorsze. Cała Atlas Arena zamarła, gdy trener Stephane Antiga wziął czas, a Michał Winiarski ledwo doczłapał się do ławki i osunął na boisko. Miał uraz kręgosłupa. Polacy zastanawiali się, czy przyjmujący da jeszcze radę zagrać w tym turnieju.

W następnym meczu już nie wyszedł na boisko, ale nasz sztab medyczny dokonał cudu i Winiarski grał w kluczowych spotkaniach. - Ogromną pracę wykonali fizjoterapeuci: Paweł Brandt i Tomasz Pieczko oraz doktor Jan Sokal. To oni postawili tak naprawdę Michała na nogi. Ich praca, doświadczenie i profesjonalizm sprawiły, że wrócił - mówi nam ówczesny trener przygotowania fizycznego Wojciech Janas.

ZOBACZ WIDEO: Pudzianowski wrócił do korzeni! Tylko spójrz na to

Niejedyna kontuzja w kadrze Polski

To nie był jednak jedyny tak poważny uraz, który przydarzył się w naszej kadrze w 2014 roku. W maju Michał Kubiak miał dwa złamane palce prawej ręki i wszyscy zastanawiali czy zdąży na MŚ się wykurować. A to on miał być motorem napędowym naszej kadry.

- Mieliśmy także trudny moment na początku. Okazało się, że Kubiak niefortunnie złapał kontuzję, a z tego, co wiem, miał być naszym szóstkowym zawodnikiem. Poniekąd dzięki temu wypłynął Mateusz Mika i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Los jest przewrotny, Mateusz dostał swoją szansę, a Michał był z nami do końca trochę w mniejszym wymiarze, niż by chciał. Skończyło się to wszystko szczęśliwie - ocenia Janas.

To właśnie wtedy Polacy uwierzyli, że będą się bić o złoto

Po nieudanych dla polskich siatkarzy igrzyskach w Londynie (2012) oraz całym sezonie 2013 z kadrą pożegnał się Andrea Anastasi. Nowy szkoleniowcem został Antiga, który jeszcze walczył na boisku w barwach PGE Skry Bełchatów. Trudno się dziwić, że tylko najwięksi optymiści widzieli naszą reprezentację na podium mistrzostw świata.

Zwłaszcza że sami zawodnicy nie składali podobnych deklaracji. Kiedy w drużynie zapanowało przekonanie, że stać ich na złoto?

- Przed turniejem tego nie było widać. Po MŚ rozmawiałem z Karolem Kłosem i Michałem Winiarskim i powiedzieli mi, że z meczu na mecz czuli się coraz pewniejsi, mocniejsi. Ta trzecia faza grupowa, gdy wygrali z Brazylią 3:2, to był moment, przynajmniej według nich, w którym uwierzyli, że będą w finale się bić o złoto - ocenia trener.

Na zdjęciu: Wojciech Janas w sztabie kadry Polski
Na zdjęciu: Wojciech Janas w sztabie kadry Polski

W finale także Canarinhos czekali na Polaków. Zawodnicy z Ameryki Południowej wysoko wygrali wprawdzie pierwszego seta, lecz w kolejnym inicjatywę mieli już podopieczni Antigi.

- Doskonale pamiętam finał. Mimo że przegraliśmy pierwszego seta, to jak już wygraliśmy drugiego, czułem, że pójdzie po naszej myśli. Miałem w sobie duży spokój, bo już wygraliśmy z Brazylią w Łodzi. W Lidze Światowej polecieliśmy do Brazylii jako młody zespół, a większość czołowych zawodników miała wakacje i pierwszy raz od chyba dwudziestu lat wygraliśmy z nimi na wyjeździe. Tam fenomenalnie zagrał Rafał Buszek. Wtedy ta młoda grupa uwierzyła, że jesteśmy na poziomie światowym - twierdzi.

Wielki szok

Po ostatniej piłce skończonej przez Mariusza Wlazłego katowicki Spodek odleciał. A zawodnicy byli w szoku. I nie tylko oni, bowiem sam Janas przyznaje, że nie zdawał sobie sprawy z rangi sukcesu.

- Po zdobyciu złota czułem szok. Rano była pobudka, bo musieliśmy jechać do pani premier na obiad. Ja się obudziłem i zastanawiałem, o której mamy trening, bo myślałem, że jesteśmy w cyklu treningowym. Trudno to opisać. To się przeżywało pierwszy raz i z czasem sobie uświadomiłem, że w pełni do końca po meczu się nie cieszyłem. Nie okazałem tej radości, bo to był szok, myślę dla wszystkich - wyjawia szkoleniowiec.

Janas będzie miał jednak dużo pracy i na tegorocznych mistrzostwach świata. Jest bowiem trenerem przygotowania fizycznego w kadrze Iranu (wywiad ze szkoleniowcem o życiu w Iranie i tamtejszej kadrze TUTAJ). 

Mistrzostwa świata z 2014 roku i te nadchodzące mocno się różnią pod względem liczby meczów. Wtedy zespoły w strefie medalowej musiały ich rozegrać aż 13 w 22-23 dni, a teraz jedynie 7 w 17 dni. Jaka to różnica z perspektywy trenera przygotowania fizycznego?

- Jest to duża różnica. Pod kątem fizycznym ten turniej jest mniej wymagający. Te przygotowania są troszeczkę inne. Wówczas więcej czasu trzeba poświęcić na wytrzymałość mięśniową, by dotrwać do końca. To można było porównać do Pucharu Świata, gdzie w ok. 15 dni trzeba rozegrać 11 meczów. W 2014 roku mieliśmy głębię składu i w niektórych meczach zmiennicy mogli pograć w większym wymiarze. Pomogli sportowo, a podstawowy skład mógł odpocząć - kończy Wojciech Janas.

Czytaj więcej:
Ołeh Płotnicki: Nasi żołnierze będą dla nas inspiracją

Komentarze (0)