Sebastian Świderski dla SportoweFakty.pl: Paweł Zagumny zmienił swój styl gry

- "Guma" potrafił wyciągnąć z boku odpowiednie wnioski, wejść na boisko i przechylić szalę zwycięstwa - powiedział były reprezentant Polski po zdobyciu przez biało-czerwonych tytułu mistrza świata.

Spotkanie o złoty medal dostarczyło wszystkim kibicom spodziewanych emocji. Brazylijczycy postawili podopiecznym Stephane'a Antigi bardzo trudne warunki, na dystansie całego pojedynku prezentując równy, wysoki poziom. Chwile słabości polskich siatkarzy w pierwszym secie automatycznie kosztowały ich przegraną 18:25. W kolejnych trzech partiach (25:22, 25:23, 25:22), nasi zawodnicy wznieśli się już na znacznie wyższy poziom, dzięki czemu, po blisko dwugodzinnym boju, to na ich szyjach zawisły złote medale. 
[ad=rectangle]
- Był to jeden z najlepszych finałów mistrzostw świata, jaki miałem okazję oglądać. Toczyła się w nim naprawdę zacięta walka. Żadna z ekip nie chciała się łatwo poddać, o czym zresztą świadczą wyniki poszczególnych setów. Punkty zdobywała raz jedna, raz druga drużyna. Było widać, że na boisku cały czas wrzało. Nawet gdy Polacy mieli kilka punktów przewagi, Brazylijczycy odrabiali straty i znowu zaczynała się nerwówka. Mecz ten był raczej niewskazany dla ludzi o słabych nerwach, natomiast wszystko skończyło się happy-endem. Radość jest wielka, ponieważ w trakcie mistrzostw świata stworzyła się super grupa, drużyna, która wiedziała, czego chce - skomentował Sebastian Świderski.

Jeden z przełomowych momentów finałowego starcia nastąpił w drugim secie, w okolicach stanu 18:18. Za sprawą trudnych zagrywek Bruno Rezende, "Orły" straciły całą wypracowaną wcześniej pokaźną przewagę (17:11), a ponadto z akcji na akcję precyzję zatracał rozgrywający Fabian Drzyzga. W newralgicznym momencie, do boju został więc wezwany doświadczony Paweł Zagumny. Jak się później okazało, posunięcie to okazało się prawdziwym strzałem w "dziesiątkę".

- Na pewno wejście Pawła na boisko uspokoiło grę. Brazylia jest zespołem, który bardzo dobrze rozpracowuje przeciwnika taktycznie, do każdego spotkania przygotowuje się inaczej. Widać było, że "Guma" zmienił swój styl gry. Tak naprawdę uzupełnił Fabiana, który grał dobrze, natomiast brakowało mu przysłowiowej "kropki nad i". Paweł ją postawił. To wielki kunszt z jego strony, że potrafił z boku przeanalizować sytuację, wyciągnąć odpowiednie wnioski, wejść na boisko i przechylić szalę zwycięstwa. Został on jednym z kilku bohaterów tego finału, bo nie należy też zapominać o innych - wyjaśnił szkoleniowiec ZAKSY.

Pierwszoplanową postacią boju przeciwko "Canarinhos" został powszechnie uznany, przez większość mediów i fachowców, Mateusz Mika. 23-letni przyjmujący wybornie spisywał się zarówno w odbiorze (51 proc. perf., 39 prób, 0 błędów), jak i w ofensywie (22 pkt, 19/34 w ataku - 56 proc. skuteczności). - Mika grał jak Goran Vujević w 2000 roku, po prostu jak ekspert. Nie tylko imponował siłą, ale również techniką i finezją. W mojej ocenia, na wielkie brawa zasłużyła cała drużyna, jak również kibice, którzy po raz kolejny zrobili ogromną robotę i udowodnili, że są wielcy - dodał 37-letni trener.

Na najwyższym stopniu podium stanęło niedzielnego wieczora trzech jego podopiecznych - wspomniany już Zagumny, Marcin Możdżonek oraz Paweł Zatorski. Pomimo, że rozgrywki PlusLigi ruszają już za niecałe dwa tygodnie, każdy z nich otrzymał czas na regenerację po wyczerpującym turnieju. - Rozmawialiśmy już z nimi, dostali tydzień wolnego. Mają dołączyć do nas po Memoriale Zdzisława Ambroziaka, choć jeśli któryś z nich będzie chciał już na nim wystąpić, przyjmiemy go z otwartymi rękami - podsumował Świderski.

Źródło artykułu: