Udowadnia to każdego dnia, koordynując działania m.in. LOTOS Stadionu Letniego w Gdańsku.
Artur Siódmiak, bohater słynnego pojedynku z Norwegami, po którym Polacy awansowali do półfinału mistrzostw świata – decydujący rzut na 31:30 do pustej bramki wykonał z własnej połowy na 9 sekund przed końcem meczu – dziś króluje na plaży w Gdańsku Brzeźnie. To tam działa LOTOS Stadion Letni, który z roku na rok przyciąga coraz więcej miłośników sportu.
Monika Rosmanowska: Kiedy sześć lat temu powstawała idea Stadionu Letniego, założyłeś sobie, że będzie to mekka polskich dyscyplin plażowych. Udało się?
Artur Siódmiak: Zdecydowanie! Dziś – co bardzo mnie cieszy – jesteśmy kojarzeni ze sportami plażowymi. LOTOS Stadion Letni to jedyne miejsce w kraju, gdzie można zobaczyć rywalizację w trzech głównych dyscyplinach plażowych na najwyższym poziomie rozgrywek: krajowych, mistrzowskich, pucharowych i meczów międzynarodowych. To prawdziwa gratka dla kibiców i ludzi, którzy ten obiekt odwiedzają, a dla mnie satysfakcja, że mogę się rozwijać.
Co ważne, z roku na rok harmonogram imprez jest coraz bardziej atrakcyjny. Zaufały nam takie związki sportowe jak PZPN, PZPS czy ZPRP, co sprawia, że tych wydarzeń jest naprawdę dużo.
O jakich wydarzeniach możemy mówić w tym sezonie?
Za nami sporo imprez beachsoccerowych, zorganizowaliśmy też strefę emocji Euro 2020, którą kibice chętnie odwiedzali, oraz pomorskie pokazy Crossfit czy PGE Superpuchar Polskiej Ligi Esportowej, na który zjechali najlepsi zawodnicy Counter-Strike. Świat gier jest mi zupełnie obcy, ale ta rzesza młodych, która się u nas pojawiła, przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiedziałem, że rzeczywistość wirtualna aż tak oddziałuje na ludzi.
A co przed nami? Przede wszystkim imprezy związane z moją ukochaną dyscypliną, czyli piłką ręczną. Planuję też zorganizować mecz charytatywny handball legends z udziałem moich kolegów z kadry. Sierpień to także II festiwal sportów plażowych w Gdańsku czy II Letnia Gala Boksu.
Cały czas wychodzimy do ludzi i oferujemy im najróżniejsze aktywności sportowe. Każdy dzień to inna dyscyplina. Co ważne, obiekt, a więc boiska do siatkówki, piłki ręcznej czy nożnej, dostępny jest dla każdego. I co nas cieszy, odpoczywający na plaży turyści, także dzieci, ale też mieszkańcy Gdańska chętnie z niego korzystają. Stadion tętni życiem, ludzie chcą do nas wracać.
Zarządzanie tego rodzaju obiektem musi być sporym wyzwaniem logistycznym.
Stadion Letni łączy sport z muzyką czy szeroko rozumianą kulturą. Jego częścią jest również beach bar Moloteka. Harmonogram imprez – jak już wspomniałem – jest napięty. Tylko w ostatnim tygodniu mieliśmy trzy różne wydarzenia. Dopilnowanie wszystkiego nie jest rzeczą łatwą, ale z roku na rok sztab ludzi, który przy tym pracuje, ma coraz większe doświadczenie. Coraz lepiej wychodzi nam łączenie wszystkiego w jedną całość. Niezwykle ważne jest też wsparcie partnerów biznesowych. Im większy budżet, tym działalność na wyższym poziomie organizacyjnym i sportowym.
A jak Moloteka radzi sobie w czasie pandemii?
Na szczęście funkcjonujemy tylko w okresie letnim. Przestrzegamy pandemicznych obostrzeń, działamy na powietrzu. Musieliśmy jednak ograniczyć liczbę koncertów i ich wielkość. Nie robimy już imprez na kilka tysięcy osób, skupiamy się na bardziej kameralnych spotkaniach na terenie lokalu.
Prowadzisz również Stowarzyszenie Akademia Sportu, które promuje zdrowy styl życia i aktywność fizyczną. Młodzież garnie się do sportu czy raczej nastawiona jest dziś na inne rozrywki?
W dużym mieście masz wiele możliwości uprawniania najróżniejszych dyscyplin, ten wachlarz jest naprawdę szeroki i rzeczywiście jest dziś tych trenujących mniej. Natomiast prowadząc zajęcia w małych miejscowościach, obserwuję większe zaangażowanie wśród uczestników, bo to jest jedyna – może poza piłką nożną, która jest wszędzie – dyscyplina, którą mogą trenować. To dla nich swoiste okno na świat. Jako stowarzyszenie rozbudowaliśmy też całą dziedzinę sportów plażowych. Jeśli chodzi o piłkę ręczną, to mamy już kilka drużyn i uważam, że jest to szkolenie na najwyższym poziomie w kraju. To, co robimy w stowarzyszeniu, uzupełnia działalność Stadionu Letniego.
Skąd pomysł, aby po zakończeniu kariery sportowej pójść akurat w tym kierunku?
Po zejściu z boiska w 2012 roku rozpocząłem pracę w Polsacie. Spędziłem tam 4–5 lat, a w międzyczasie obserwowałem, jak funkcjonują organizacje pozarządowe, jak oddziałują na samorządy, firmy etc. Zacząłem od utworzenia akademii szkoleniowych, które z roku na rok ewaluowały. Otoczyłem się też ludźmi, którzy mieli nietuzinkowe pomysły.
I tak już w 2014 roku w kilku polskich miastach zorganizowaliśmy dla ZPRP turnieje Mistrzostw Polski w piłkę ręczną plażową. To wtedy pomyślałem, że nie ma sensu jeździć po całym kraju, że można to zrobić w jednym miejscu. Tak zrodził się pomysł na Stadion Letni, który funkcjonuje już od sześciu lat.
A nigdy nie miałeś pokusy, by pójść śladem kolegów z reprezentacji: Marcina Lijewskiego, Mariusza Jurkiewicza, Bartosza Jureckiego czy Bartłomieja Jaszki? Nie ciągnie cię do pracy trenerskiej?
Po zakończeniu kariery pojawiły się oczywiście tego typu propozycje, ale nie czułbym się w tym komfortowo. Jestem dobrym organizatorem, lubię zarządzać, planować. Koordynuję szkolenie, w którym uczestniczy około 300 dzieciaków. Ci mali sportowcy regularnie chodzą na zajęcia, grają w lidze, mają swoje osiągnięcia. W tym się spełniam.
Natomiast bycie trenerem to ciężka praca. Z perspektywy zawodników wydawało nam się, że wszystko jest piękne, dużo trenujemy, gramy. To bardzo wygodne. Tymczasem trener musi być dobrym psychologiem, wychowawcą i odpowiadać za szereg najróżniejszych rzeczy, i to nie tylko na boisku. A gdy mu nie idzie, prezes klubu w każdej chwili może go zwolnić. Perspektywa życia na walizkach, niemal cały czas w hali, w dresie… Nie, to zdecydowanie nie jest dla mnie, nie chciałbym takiej codzienności. Tak jak sobie wymarzyłem, nadal działam w sporcie, tylko w innym charakterze.
Mija 13 lat od igrzysk w Pekinie, gdzie zajęliście piąte miejsce. Wtedy ten wynik przyjęto z rozczarowaniem. Dziś inaczej patrzysz na tamten turniej?
Przełknąłem wtedy bardzo gorzką pigułkę. W końcu byliśmy drużyną na medal. Przez te wszystkie lata to trudne doświadczenie nieco się rozmyło, niemniej do dziś uważam, że zaprzepaściliśmy naszą szansę. Zdobycie – w moim przypadku – jedynego medalu olimpijskiego byłoby doskonałym zwieńczeniem kariery. Biorąc pod uwagę potencjał i formę, którą wówczas prezentowaliśmy, pozostaje niedosyt. Czasami jeszcze rozmawiamy z chłopakami, wracamy myślami do tych wydarzeń i zastanawiamy się, "jakby to było gdyby"…
Jakie są najbliższe plany "Króla Artura"?
Cieszę się z pięknej pogody i tego, że mogę zrealizować zaplanowane do końca sezonu imprezy na najwyższym poziomie. A jeśli chodzi o działalność stowarzyszenia, to jesienią wracamy do projektu resocjalizacji, który od czterech już latrealizujemy z Funduszem Sprawiedliwości. Przez około miesiąc będziemy odwiedzać zakłady poprawcze i inspirować młodzież do wejścia na lepszą drogę. Z kolei w grudniu czeka nas największa lekcja WF-u, nie wiemy jeszcze tylko, czy odpędzie się w formie tradycyjnej, czy może online. Niezależnie od tego, spodziewamy się kilku tysięcy osób. Powiedziałem: grudzień? Nie wiem, kiedy wreszcie pójdę na urlop (śmiech).