Zacznijmy od grupy A, w której rywalizowały biało-czerwone. Tam już na pierwszy rzut oka można dostrzec dwie drużyny, które możliwościami wyraźnie odstają zarówno od reprezentacji gospodarzy jak i Holenderek. Wyniki tylko potwierdziły teorię poza jednym słabym spotkaniem, w którym podopieczne Jerzego Matlaka pokonały Hiszpanię dopiero w piątym secie. "Pomarańczowe" i nasze zawodniczki rozbiły w trzech partiach Chorwatki, a te pierwsze nie dały żadnych nadziei ekipie z Półwyspu Iberyjskiego. Łatwo było zobaczyć dwie różne ligi, choć faworytki grupy zdeklasowały również i polskie rywalki.
W następnej grupie rywalizowały Włoszki, Turczynki, Niemki oraz Francuzki. Tu sytuacja wyjątkowo wyglądała jeszcze jako tako jeśli chodzi o walkę o awans z drugiego miejsca, bo pierwsze już przed przyjazdem zarezerwowały sobie siatkarki ze słonecznej Italii.
Czas przyjrzeć się grupie C. Tu natomiast grę z zupełnie innej planety w porównaniu do poziomu, jaki prezentują pozostałe nacje pokazują Rosjanki, które notabene drugą partię meczu z Bułgarkami wygrały (jeśli tak to można nazwać) do dziewięciu (!).
Inaczej nie było również w następnej "czwórce". Tu klasą samą dla siebie były i są Serbki, które nie straciły nawet seta w spotkaniach z Słowaczkami, Azerkami, czy Czeszkami.
Podsumowując - Holenderki, Włoszki, Rosjanki, czy wspomniane pogromczynie w grupie D można nazwać odpowiednikiem piłkarskiej ekstraklasy. O pierwszej i drugiej lidze zapominamy, bo różnica poziomu, na jakim grają wymienione zespoły w porównaniu do pozostałych ekip jest ogromna. Powalczyć i liczyć na szczęście mogą z nimi ewentualnie Polki, czy Niemki. Reszta to siatkarska okręgówka.
Trzeba więc się zastanowić, co zrobić, aby taka sytuacja nie powtórzyła się na następnych mistrzostwach Europy. Odpowiedź jest bardzo trudna i wydaje się, że ta przepaść nie zostanie zniwelowana jeszcze przez parę dobrych lat. Może nieco inaczej sprawa wyglądałaby, gdy władze europejskiej federacji organizowałyby więcej sportowych imprez, w których mogłyby uczestniczyć nie tylko nasi wschodni sąsiedzi, czy drużyny, które praktycznie co roku rywalizują ze sobą na parkietach w ramach World Grand Prix, ale też pozostałe zespoły Starego Kontynentu takie jak Macedonia, czy choćby wspomniana Chorwacja. Bo jak tu poprawiać swoją grę kiedy nie ma się możliwości podpatrywania najlepszych?
Na koniec zajrzyjmy jeszcze do rezultatów EuroBasketu. Tam przynajmniej w pierwszej rundzie nie można było przyznać w ciemno zwycięstwa choćby Hiszpanom, bo każdy mógł wygrać z każdym.