Drugie życie Bartosza Wojtala. Od tragicznego wypadku do reprezentacji Polski

Newspix / PAWEL PIOTROWSKI/ 400mm.pl  / Na zdjęciu: Bartosz Wojtal
Newspix / PAWEL PIOTROWSKI/ 400mm.pl / Na zdjęciu: Bartosz Wojtal

Marzenia o siatkarskiej karierze zniszczył wypadek, w którym zginął przyjaciel, a on doznał poważnych obrażeń. Na szczęście Bartosz Wojtal odnalazł się w innej roli i trafił do kadry Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

- Wracaliśmy z treningu do domów na Śląsk. To był piątek, późny wieczór. Jechaliśmy autostradą w kierunku Krakowa, byliśmy już za Tarnowem. Wtedy wpadliśmy w poślizg i odbiliśmy się od barierki. Nic więcej nie pamiętam - opowiada Wojtal.

Do tragicznego zdarzenia, które opisuje, doszło w lutym 2015 roku. 19-letni wówczas Wojtal jechał z grupą znajomych siatkarzy z Krosna do Katowic. Czterej zawodnicy i jedna zawodniczka krośnieńskich Karpat podróżowali z dozwoloną prędkością.

W pewnym momencie kierująca pojazdem Joanna Prokop usłyszała huk. Widząc, że auto ściąga mocno na prawą stronę, zaczęła hamować. Nie zdołała jednak uniknąć uderzenia w bariery ochronne autostrady A4. Renault Megane, którym podróżowali sportowcy, kilkukrotnie koziołkowało. Na miejscu zginęli Dariusz Zborowski i Kamil Maj. Krystian Lisowski, Prokop i Wojtal przeżyli.

ZOBACZ WIDEO: Zwycięski thriller! Kulisy ćwierćfinału z USA | #PodSiatką - vlog z kadry #27

Odwiedza przyjaciela na cmentarzu

- Z tego, co działo się po wypadku, mam w głowie tylko migawki. Jak lecę śmigłowcem do szpitala, jak jestem w szpitalu, na stole operacyjnym. Dziewczyna, która udzielała mi pomocy na miejscu, powiedziała mi potem, że oszołomiony wstałem i chodziłem z rozwalonymi nogami, rękami, głową...

Przytomność Wojtal odzyska dopiero dwa dni później, w szpitalu. Był już po pierwszym zabiegu. Obrażenia, których doznał, były bardzo poważne: rozległy uraz nogi, problem z prawym kolanem, strzaskane prawe przedramię, rana głowy. Wtedy dowiedział się też, że zginęli dwaj koledzy.

- Kamil był kimś więcej, był moim przyjacielem. Razem graliśmy, w Częstochowie razem mieszkaliśmy w internacie - mówi z zaszklonymi oczami. Dodaje, że kiedy tylko może, zwykle kilka razy do roku odwiedza przyjaciela na cmentarzu.

W pierwszych dniach po wypadku groziła mu amputacja lewej nogi. - Był duży ucisk na tętnicę podkolanową. Na szczęście trafiłem do dobrego szpitala w Krakowie. Tam uratowano nogę, wykonując fasciotomię podudzia. Stąd te blizny - mówi, pokazując na rozległe fragmenty zabliźnionej skóry.

Na nogi stanął po miesiącu leżenia na szpitalnym łóżku. Ale o chodzeniu nie było wtedy jeszcze mowy. - W lewym kolanie nie było nic. Wszystko rozwalone. Potrzebowałem kolejnej operacji, żeby to kolano ustabilizować. Przeszedłem ją u doktora Marcina Domżalskiego z Łodzi. Dopiero po niej mogłem zacząć rehabilitację.

Po wielu miesiącach ciężkiej pracy, Wojtal odzyskał sprawność na tyle, by móc biegać, jeździć na rowerze, a nawet znowu grać w siatkówkę. Jeszcze w 2016 roku chciał się przekonać, czy jest w stanie do niej wrócić. Zagrał nawet w barażach o awans do drugiej ligi.

- Potem przemyślałem sprawę. Stwierdziłem, że jest duże ryzyko, że za dwa czy trzy lata zniszczone kolano nie pozwoli mi grać, więc to nie ma sensu. I odpuściłem. Na początku nie mogłem się z tym pogodzić, ale szybko odnalazłem się w czymś innym.

Powołanie do kadry

Tym czymś stała się dla niego praca trenera przygotowania fizycznego. Treningiem motorycznym interesował się jeszcze przed wypadkiem. Jak na siatkarza miał przeciętne warunki fizyczne, dlatego szukał sposobów, by poprawić sprawność, szybkość i skoczność.

Z kolei w czasie rehabilitacji zaczęło go fascynować funkcjonowanie ludzkiego ciała. Zaczął studiować fizjoterapię. - Studia nie były dla mnie trudne, bo bardzo mnie interesowały. O anatomii, fizjologii, leczeniu urazów uczyłem się nie tylko na wykładach, ale też w swoim wolnym czasie.

Bardzo szybko, bo już w 2016 roku, zaczął pracę jako trener przygotowania fizycznego. Najpierw w grupach młodzieżowych AZS-u Częstochowa, potem w LKPS-ie Borowno. Przez prawie dwa lata był stażystą u Piotra Pietrzaka w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Poznał go przez fizjoterapeutę ZAKSY, Pawła Brandta. - On dał mi numer telefonu, zadzwoniłem. Piotrek zaprosił mnie na treningi, które prowadził i tak się zaczęło.

Kilka lat później Pietrzak zaprosił Wojtala do współpracy w sztabie siatkarskiej kadry Polski. Kiedy do niego zadzwonił z tą propozycją, Wojtal był bogatszy o doświadczenia z piłkarskich zespołów Rakowa Częstochowa i Zagłębia Lubin. Był jednym z twórców ośrodka treningu personalnego i przygotowania motorycznego Body Condition Center w Częstochowie oraz członkiem ekipy Volleyball Motor Skills, która współpracuje z siatkarzami i siatkarkami indywidualnie.

Pietrzak zaproponował mu wejście do sztabu Nikoli Grbicia w roli jednego z trenerów przygotowania motorycznego wiosną tego roku. - Kompletnie nie spodziewałem się takiej propozycji. Byłem w szoku. Oczywiście powiedziałem, że wchodzę w to. I teraz jestem tutaj. Bardzo się cieszę, że mogę współpracować z najlepszymi siatkarzami na świecie. Te kilka miesięcy przy reprezentacji dało mi bardzo dużo i napędziło do nauki i dalszej ciężkiej pracy.

Wojtal dodaje, że razem z Pietrzakiem są zwolennikami wprowadzania nowych sposobów monitorowania i poprawiania przygotowania fizycznego zawodników. - W kadrze wprowadziliśmy na przykład kwestionariusze subiektywnej oceny odczuć zmęczenia zawodnika. Badania krwi, które przeprowadzamy, korelujemy z tymi kwestionariuszami. Trener Grbić bardzo Piotrkowi ufa i jest otwarty na takie rzeczy.

Których graczy polskiej reprezentacji 27-letni dziś specjalista uważa za szczególnie utalentowanych motorycznie? - Od razu do głowy przychodzą mi dwie osoby. Pierwsza to Jakub Kochanowski. Bardzo wysoko skacze i ma świetny wskaźnik rozwoju siły w czasie. Druga osoba to Tomek Fornal. Jego atutem jest silne i szybkie ramię, które umożliwia mu osiąganie imponujących prędkości serwisów. Do tej dwójki dodałbym jeszcze Kamila Semeniuka. On króluje pod względem możliwości skocznościowych.

Zamknięty rozdział

Sam Wojtal już nigdy wysoko skakał nie będzie, nie pobiegnie też pełnym sprintem, bo mimo licznych operacji wciąż nie ma pełnego zgięcia w lewym kolanie. Z kolei w prawym kolanie ma uszkodzone więzadła przednie, krzyżowe i poboczne oraz łąkotkę.

Ale nie ma też pretensji do losu. - Po wypadku był taki czas, gdy je miałem, wtedy bardzo wspierała mnie moja żona Karolina. Dziś wypadek jest dla mnie zamkniętym rozdziałem. Nauczyłem się żyć ze swoimi niesprawnościami. Mógłbym poddać się jeszcze jednej operacji kolana, ale moim zdaniem jest już za późno. Nie chcę też poświęcać kolejnych sześciu miesięcy na rehabilitację. Zwłaszcza, że nie mam gwarancji, że po operacji będzie lepiej.

Wojtal podkreśla, że pogodził się z tym, co się stało, i zaakceptował to. Zamiast patrzeć w przeszłość, woli dziękować Bogu za to, co ma i gdzie teraz jest. W końcu sztab reprezentacji Polski to znakomite miejsce.

Czy czasem myślisz sobie, że Kamil i Darek cieszą się z tego, że trafiłeś do kadry? - pytamy. - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - odpowiada trochę zakłopotany. - Ale myślę, że tak.

Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Jak długo jeszcze dadzą radę grać brazylijskie legendy? "Mogę im przekazać doświadczenie i spuściznę"
Poszedł na mecz siatkówki i nie mógł uwierzyć. "To są jaja"

Komentarze (0)