Podróż tam i z powrotem. Polacy w półfinale mistrzostw świata siatkarzy!

Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski siatkarzy
Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski siatkarzy

Polscy siatkarze wystawili nerwy swoich kibiców na straszliwą próbę! W ćwierćfinale mistrzostw świata najpierw wygrali dwa sety z drużyną USA, potem dwa przegrali. Zwycięstwo i grę o medale zapewnili sobie dopiero w dramatycznym tie-breaku.

W tym artykule dowiesz się o:

Jest takie słowo, które wśród polskich kibiców siatkówki wywołuje nieprzyjemne dreszcze: ćwierćfinał. Co prawda związane z nim przykre wspomnienia dotyczą przede wszystkim igrzysk, pięć ostatnich turniejów olimpijskich Biało-Czerwonych zakończyli właśnie na tym etapie, ale i w mistrzostwach Europy nigdy takiego meczu nie wygrali. To sprawia, że na ćwierćfinałowe mecze polska siatkówka czeka z niepokojem. Choć z drugiej strony także z wiarą, że tym razem los wreszcie się odmieni.

1/4 finału to podła faza dla tych, którzy go przegrywają, bo po nim nie ma już nic. Żadnej możliwości rehabilitacji, walki o nagrodę pocieszenia. Dla faworytów wielkich imprez, a za takich przed startem mundialu uważano zarówno Polaków, jak i Amerykanów, wiąże się z ogromną presją i jeszcze większymi emocjami.

I to właśnie w sferze emocji zdaniem selekcjonera naszej reprezentacji Nikoli Grbicia miał rozstrzygnąć się czwartkowy ćwierćfinał mistrzostw świata siatkarzy 2022 Polska - USA. Serb przekonywał, że w starciu dwóch potęg celujących w złoto zdecydują rzeczy, które istnieją tylko w głowach zawodników: stres, presja własnych oczekiwań i nadziei innych, wiara lub niewiara w siebie. Że przy tak wyrównanym poziomie umiejętności to one będą odgrywać kluczową rolę w akcjach, które najpierw zaważą o poszczególnych setach, a potem o meczu.

ZOBACZ WIDEO: Rywale Polaków nie będą zachwyceni tymi słowami Nikoli Grbicia | #PODSIATKĄ - VLOG Z KADRY #26

Większa presja bez wątpienia ciążyła na Biało-Czerwonych. Na trybunach Areny Gliwice ponad 12 tysięcy polskich kibiców, na szali zachowanie szansy na wywalczenie mistrzostwa świata po raz trzeci z rzędu. To mogło zarówno sparaliżować, jak i natchnąć.

Gdy zaczęła się gra, początkowo można było się obawiać, że Polaków raczej sparaliżowało - trzy z czterech pierwszych zagrywek posłali w siatkę, Amerykanie przez chwilę prowadzili 7:5. Jeśli jednak nerwy rzeczywiście spętały nogi naszym zawodnikom, to tylko na kilka minut. W drugim "obejściu" ich gra wyglądała już zdecydowanie lepiej.

Nasi siatkarze trafiali serwisami, byli skuteczni w ataku, a z czasem coraz lepiej grali w obronie. Jakub Kochanowski, który na samym początku zaserwował w siatkę, tym razem posłał na amerykańską stronę asa i Polacy po raz pierwszy prowadzili (8:7). Dwa punkty przewagi po raz pierwszy zdobyli po wzorcowym kontrataku wykończonym przez Aleksandra Śliwkę (13:11) i od tego momentu nasi siatkarze przez kilka kolejnych minut grali popisowo.

Chwilę po Śliwce kolejną taką kontrę punktem zamknął Kamil Semeniuk (15:12). Następnie Kochanowski dołożył jeszcze dwa asy, a Mateusz Bieniek zatrzymał niezwykle groźnego w atakach z drugiej linii Toreya Defalco (20:15).

W starciu dwóch tak mocnych ekip pięć punktów to ogromna różnica. Polacy jej nie zmarnowali, choć w końcówce Amerykanie naciskali na nich bardzo trudnymi serwisami. W niezwykle wartościową zmianę dał Grzegorz Łomacz (świetne wystawy do środkowych), a seta punktowym blokiem na Defalco zakończył Kurek (25:20).

Po przegranej pierwszej partii trener USA John Speraw sięgnął po rezerwowych - za Taylora Averilla i Toreya Defalco wprowadził Jeffa Jendryka oraz Garretta Muagututię. Ten drugi najpierw dwa razy z rzędu źle przyjął serwisy Marcina Janusza (7:5), ale szybko odpłacił pięknym za nadobne i "ustrzelił" zagrywką Śliwkę (8:8).

Amerykańscy zmiennicy grali lepiej niż ci, za których weszli na boisko, z kolei Polacy nie mogli złapać tej płynności, która dała im wygraną w poprzedniej odsłonie. W efekcie kibice w gliwickiej hali długo oglądali przeciąganie liny, w którym jako pierwsi krok w swoją stronę wykonali siatkarze z USA - po asie serwisowym Aarona Russella odskoczyli na 21:19.

Na szczęście w końcówce to nasi siatkarze zagrali z większą drapieżnością. Najpierw dwukrotnie odrobili dwa punkty straty, potem Śliwka skończył atak przy piłce setowej rywali, a potem zaserwował tak, że Muagututia przyjął na drugą stronę. Biało-Czerwoni co prawda musieli aż trzy razy mieć piłkę po swojej stronie, żeby zdobyć punkt, ale w końcu zrobił to Kochanowski i dał polskiemu zespołowi setbola (25:24).

Pierwszego Amerykanie jeszcze odrobili, ale przy drugim Bieniek w nerwowej wymianie zatrzymał Jendryka na środku (27:25), za co nagrodą był radosny ryk trybun i serdeczny, pełen ulgi uścisk od Kurka. Rola tego ostatniego w wygraniu drugiej partii też była zresztą nie do przecenienia - kapitan Polaków miał w nim stuprocentową skuteczność (6/6).

Imponującą determinację Biało-Czerwonych w tym spotkaniu pokazała akcja z początku trzeciego seta, gdy Kochanowski tak ofiarnie ruszył za podbitą przez kolegę piłką, że wypadł za bandy reklamowe. A że i Amerykanie nie zwiesili głów, mecz wciąż był zacięty.

Duże problemy sprawiał Polakom mądrze grający Matthew Anderson, ale znów to Russell dał naszym przeciwnikom pierwsze dwupunktowe prowadzenie (11:13). Zaraz potem Muagututia zdobył punkt zagrywką i sytuacja z polskiej perspektywy zrobiła się trudna (13:16).

Po kolejnym przełamaniu Amerykanów, przy wyniku 15:19, Grbić poprosił o czas i próbował zmobilizować swoich siatkarzy do zamknięcia ćwierćfinału w trzech setach, ale w tym fragmencie przeciwnik grał po prostu zbyt dobrze i zbyt pewnie zdobywał kolejne punkty. Imponował zwłaszcza Anderson, który punktował nawet z najtrudniejszych piłek. Na koniec seta Kurek popełnił błąd na zagrywce (21:25) i Polacy prowadzili już tylko 2:1.

W czwartej odsłony po polskiej stronie zrobiło się nerwowo już na samym początku, gdy sędzia Stefano Cesare odgwizdał naszym siatkarzom błąd ustawienia (2:4), a protestującemu Grbiciowi pokazał żółtą kartkę. Na szczęście Biało-Czerwoni szybko pozbyli się złych emocji i nie pozwolili Amerykanom zbudować przewagi. Wyrównali dzięki blokowi Bieńka na środku, a potem sami wyszli na prowadzenie za sprawą chytrych serwisów Janusza (8:6).

Wtedy przez chwilę wydawało się, że mistrzowie świata odzyskują kontrolę nad wydarzeniami na boisku, ale to wrażenie okazało się złudne. Od wyniku 11:8 przegrali cztery kolejne akcje, i to przy całkiem dobrym przyjęciu zagrywki. W następnych minutach to drużyna Stanów Zjednoczonych zdobywała punkty z większą łatwością. W głównej mierze dlatego, że Polacy nie wywierali na niej praktycznie żadnej presji serwisem.

Wśród Biało-Czerwonych ataków nie kończyli ani Kurek, ani Tomasz Fornal, który wcześniej zastąpił Semeniuka, ani nawet bardzo skuteczni wcześniej środkowi. Dzięki świetnej współpracy bloku z obroną Amerykanie odskoczyli na trzy punkty (17:20), a po asie Averilla (17:21) można już było szykować się na tie-breaka. W końcówce nadzieje Polaków przedłużył jeszcze Fornal - przy jego serwisie wygraliśmy dwie akcje i zbliżyliśmy się na 21:23. Ostatnie słowo należało jednak do graczy z USA, którzy po błędzie Kurka wygrali 25:22.

Piąty set zaczął się niepokojącym obrazkiem, który przypominał to, co działo się w końcówce czwartego: Kurek nie kończy ataku, Amerykanie kontrują i Russell wybija piłkę po bloku.

Na szczęście potem było już dużo lepiej. Kolejny atak Kurek skończył, odrzucony od siatki Russell wreszcie odbił się od polskiego bloku i przy prowadzeniu Polaków 4:2 trener Speraw poprosił o przerwę. Nie wybił jednak Biało-Czerwonych z rytmu. As Semeniuka powiększył przewagę mistrzów świata do trzech punktów (6:3) i taki dystans między walczącymi potęgami utrzymał się do zmiany stron.

W końcówce meczu trybuny Areny Gliwice były głośne jak nigdy wcześniej, dodawały swojej drużynie odwagi i animuszu, a amerykańskich zagrywających starały się deprymować przeraźliwymi gwizdami. Działało do wyniku 12:9, potem na chwilę przestało i rywale zbliżyli się na jeden punkt (12:11). Ale potem znów błysnął Semeniuk i kolejnym asem dał Polakom meczbole na wagę półfinału (14:11).

Z pierwszego nic nie wyszło, Semeniuk przestrzelił serwisem. Drugi zakończył mecz - spokojne przyjęcie Śliwki, pewna wystawa Łomacza i Śliwka wybija piłkę po amerykańskim bloku.

15:12. 3:2. Półfinał z Brazylią. W sobotę. W katowickim "Spodku".

Mistrzostwa Świata siatkarzy, ćwierćfinał, Gliwice
Polska - USA 3:2 (25:20, 27:25, 21:25, 22:25 15:12)

Polska: Marcin Janusz, Bartosz Kurek, Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Tomasz Fornal, Jakub Popiwczak (libero).

USA: Micah Christenson, Matthew Anderson, Torey Defalco, Aaron Russell, David Smith, Taylor Averill, Erik Shoji (libero) oraz Garrett Muagututia, Jeffrey Jendryk, Kyle Russell, Kyle Ensing.

Z Gliwic - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Czytaj także:
"Nie słyszę gwizdka". Amerykanin dorastał z niepełnosprawnością. Czy pozbawi Polskę marzeń o medalu MŚ?
Słowenia - Ukraina: cztery sety w ćwierćfinale

Komentarze (21)
avatar
abrami
9.09.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To co zrobił rozgrywający Janusz w trzecim czy czwartym secie to karygodne trzy lub cztery piłki posłał do kurka jak można tak przewidywalnie grać . 
avatar
kareta
9.09.2022
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Serwisy Śliwki to jest poziom siatkówki na w-f w szkole średniej, natomiast serwisy Kurka to jest żenada, połowa zagrywek w siatkę 
avatar
WidzPL
9.09.2022
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Serwisowe cieniasy z Polaków. Multum byków. Ataki na ślepo, a nuż się uda. Błędy dopuszczalne, lecz nie aż tyle prostych knotów! 
avatar
POLONISTA Z KRWI I KOŚCI
9.09.2022
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Po bólach, ale mamy to! Jesteśmy w Półfinale MŚ! Wielkie graty Panowie! ;) 
avatar
Baran Śląsk
9.09.2022
Zgłoś do moderacji
2
7
Odpowiedz