Oto, co zabrało nam złoto MŚ. Wniosek jest tylko jeden

Po tym, jak na szyjach polskich siatkarzy zawisły srebrne medale, w ich oczach można było dostrzec mieszankę radości i rozczarowania. W różnych proporcjach. Nie minie jednak wiele czasu, zanim ta druga emocja przegra z pierwszą. I to 0:3.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
reprezentacja Polski w siatkówce Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w siatkówce
Prawie 48 lat temu Muhammad Ali stoczył legendarną walkę bokserską z George'em Foremanem. Ali nie był faworytem. Eksperci wskazywali, że jego rywal jest od niego większy, silniejszy, że bije mocą, której nikt nie wytrzyma. Ale "The Greatest" znalazł na niego sposób. Oparty o liny przyjmował cios za ciosem. Rozmyślnie, żeby zmęczyć rywala, pozbawić jego potężnych ramion sił. Był w tym cierpliwy i wytrwały. A kiedy dostrzegł, że przyszedł właściwy moment, sam zaatakował. I wygrał przez nokaut w ósmej rundzie.

W niedzielny wieczór w "Spodku" miałem wrażenie, że finał mistrzostwa świata 2022 Polska - Włochy jest siatkarską wersją tego pojedynku. "Azzurri" pokazali w nim taką grę, jakiej nie widziałem jeszcze nigdy. Bardzo cierpliwie przyjmowali ciosy atakujących i serwujących Polaków. Pozwalali uwierzyć przeciwnikom, że mogą zwyciężyć. A potem akcja po akcji coraz bardziej odbierali im nadzieję.

W obronie Włosi wyczyniali cuda. Tylko w pierwszym, jedynym wygranym przez Biało-Czerwonych secie, zmusili ich do atakowania aż 41 razy. Ponad połowę z tych ataków wyblokowali lub podbili. W kolejnych partiach wcale nie było dla nas lepiej. Ze 127 ataków polscy gracze skończyli tylko 49 - 39 procent. Nie pamiętam, żeby kiedy po raz ostatni ktoś aż tak dobrze poradził sobie z potężną siłą ognia Bartosza Kurka, Kamila Semeniuka czy Mateusza Bieńka.

ZOBACZ WIDEO: Co to był za horror! Kulisy półfinału z Brazylią | #PodSiatką - vlog z kadry #28

Gra Italii w ataku? Maestria cierpliwości. Bywało, że w jednej akcji trzy lub cztery razy opierali piłkę o ręce Polaków, by w końcu wyprowadzić skuteczny cios. Byli w tym tyleż irytujący, co piękni.

Włosi dali pokaz przyszłości tego sportu. Zagrali "pallavolo totale" - siatkówka totalna, którą chce grać z naszą reprezentacją trener Nikola Grbić. Gra oparta nie o siłę mięśni i potęgę skoku, ale o wytrwałość, spryt, perfekcyjną organizację i całkowitą wiarę w swój system. Niedzielny mecz pokazał, że jeśli grasz w ten sposób, możesz zdominować rywala, który przewyższa się fizycznymi atrybutami.

Siatkówka przyszłości "Azzurrich" zabrała nam złoty medal mistrzostw świata i zostawiła ze srebrnym. Tylko? Chyba nie. Ok, po ostatnim gwizdku, czy potem na podium, po naszych graczach widać było rozczarowanie. Ale też świadomość, że przegrali z zespołem, który tego dnia zagrał po prostu lepiej od nich. I od którego mogą się dużo nauczyć.

Smutek po porażce szybko osłodzili im polscy kibice, którzy nie okazali ani odrobiny niezadowolenia. Dziesięć tysięcy widzów w "Spodku" zdzierało gardła, by podziękować swoim bohaterom za turniej pełen niezapomnianych emocji. Za sześć zwycięstw w siedmiu meczach. Za dwa wygrane tie-breaku z siatkarskimi potęgami - Stanami Zjednoczonymi i Brazylią. Za drugie w historii srebro mistrzostw świata.

Gdy nagrody indywidualne odbierali Semeniuk, Bieniek i Kurek, fetowano ich jak gwiazdy rocka. Potem, w czasie wręczania srebrnych medali, takie same chwile chwały przeżyli wszyscy nasi reprezentanci i trener Grbić.

Kiedy po ceremonii Polacy wyszli do dziennikarzy, w ich oczach widać było mieszankę rozczarowania i radości, w różnych proporcjach. Tego drugiego więcej było u Marcina Janusza czy Bieńka, na nienasyconego wyglądał też Aleksander Śliwka, dla którego z całego naszego zespołu ostatnie dni były chyba najbardziej wyczerpujące, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.

Wrażenie ucieszonych srebrem sprawiali Semeniuk, Bartosz Kwolek oraz, i to chyba najbardziej, gracze Jastrzębskiego Węgla, Tomasz Fornal i Jakub Popiwczak. Ci dwaj ostatni wychwalali kapitana drużyny Kurka, opowiadając o jego wielu twarzach. - Czasami jest jak stanowczy ojciec, czasami jak dobry starszy brat, który pochwali i poklepie po plecach, albo po prostu jak dobry kolega, z którym fajnie spędza się czas - mówili.

Sam Kurek wyglądał przede wszystkim na kogoś, kto rozumie, ile pracy i energii wymaga drugi stopień podium. Kogoś kto wie, że jest to miejsce, które powinno dawać satysfakcję. Ale też powodować nienasycenie i motywować do jeszcze większego wysiłku. - W ostatnim czasie doświadczamy dużego luksusu, jeśli chodzi o siatkówkę w Polsce. Coś, co jeszcze kilkanaście lat temu byłoby nie do pomyślenia, dziś traktujemy jako lekkie rozczarowanie. I dobrze - mówił.

Z twarzy i mowy ciała Nikoli Grbicia trudno jest odczytać jakiekolwiek emocje, ale smutny i przygnębiony człowiek nie wygląda tak jak on w niedzielę, a właściwie już w poniedziałek, bo gdy odpowiadał na pytania dziennikarzy było już po północy. Powiedział, czego spodziewał się chyba każdy, że jest dumny ze swoich zawodników. Tylko jednego było mu szkoda. Że pięciosetowe batalie w ćwierćfinale i półfinale kosztowały jego zawodników tak dużo energii. Nie fizycznej, mentalnej, bo przecież emocji związanych z meczami z Amerykanami i Brazylijczykami było tyle, że miały prawo wyczerpać najsilniejszą psychikę.

Trener Polaków jak zawsze odpowiadał na pytania długo, wyczerpująco i niebanalnie. W pewnym momencie na chwilę przerwał. By serdecznie wyściskać się z Simone Giannellim, wspaniałym rozgrywającym włoskiej reprezentacji, MVP całych mistrzostw. Chwilę wcześniej zobaczyliśmy podobny uścisk Gianellego ze Śliwką.

Tak walczące na boisku strony podziękowały sobie za walkę i okazały szacunek. Kto jak nie oni może wiedzieć, ile kosztowały ich medale, które mieli już wtedy na swoich szyjach? Kto jak nie oni wie, że w zawodowym sporcie na najwyższym poziomie pewne jest tylko to, że się naharujesz. Medale - nigdy.

Kiedy już je masz, dwa z nich zwykle sprawiają, że chce się krzyczeć z radości. Złoty i brązowy. Srebrny jest inny. W sporcie drużynowym na ten kolor na swojej piersi na początku najczęściej patrzy się z lekko mokrymi oczami. Ale z każdą minutą, godziną, dniem, uśmiechasz się do niego coraz bardziej.

W poniedziałek tuż po północy u większości polskich siatkarzy te uśmiechy były jeszcze nieśmiałe. Za kilka godzin będą już dużo szersze.

Z Gliwic - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Może i nie ma złota, ale srebro to też sukces. Oceniamy naszych siatkarzy za ostatnie spotkanie na MŚ
Znamy MVP mistrzostw świata. Trójka Polaków z nagrodami indywidualnymi

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×