Choć spotkania rzeszowsko-kędzierzyńskie od zawsze elektryzowały, patrząc przez pryzmat ostatnich lat, mało kto spodziewał się, że zespoły do swojego pierwszego spotkania w sezonie podejdą z takich pozycji. Asseco Resovia Rzeszów jako niepokonany dotychczas wicelider tabeli, a zeszłoroczni triumfatorzy Ligi Mistrzów z 5. lokaty i już z dwoma porażkami na koncie. Trudno było wskazać zdecydowanego faworyta, ale szybko boisko zweryfikowało, że osiągnięty dotychczasowy bilans nie wziął się znikąd.
Już od samego początku spotkania widać było, że lepiej w nie weszli gospodarze i wydawało się, że premierowa odsłona ma idealny dla nich przebieg. Dynamiczni w ofensywie i dobrze radzący sobie z mocnymi zagrywkami rywali. Spotkanie otworzyli od 3:0, które kędzierzynianie co prawda ekspresowo odrobili, jednak prowadzenie się ich trzymało (10:7, 17:14). Elementem, który pozwolił im dominować był blok. Częste wybloki i aż pięć punktów bezpośrednich z czego autorem trzech był lider Torey Defalco.
Jednak czas dominacji Asseco Resovii skończył się wraz z piłką setową. Gdy wydawało się, że osamotniony na siatce Aleksander Śliwka zamieniający niewygodne piłki na punkty, nie da rady wyrównać wyniku (21:24), na linii 9. metra pojawił się Dmytro Paszycki. Środkowy nie tyle wyrównał wynik czy pobudził zespół do walki, co dał im pierwszą setową. W rywalizacji na przewagi lepsza okazała się Asseco Resovia (29:27), lecz warto nadmienić, że w pewnym momencie spod topora uratowała ją sama ZAKSA dopuszczając się błędu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro 2016 znowu na trybunach
Drugi set miał podobny przebieg z jedną zasadniczą różnica w końcówce partii. Znów to Asseco Resovia nadawała ton, dobrze rozrzucał ofensywę Fabian Drzyzga, a jego atakujący koledzy nie mylili się w kontrach. Szybko wypracowali prowadzenie po bloku na Śliwce (7:4), które regularnie zwiększali (11:8, 17:12). Z kolei mistrzowie Polski nie radzili sobie w przyjęciu zmuszając Marcina Janusza do ratowania piłki, a do tego grali niemal bez prawego skrzydła bowiem Łukasz Kaczmarek grał fatalnie, notując ujemne ratio punktowe (-6). Wszystko to sprawiło, że sześciopunktowe prowadzenie jakie ostatecznie wypracowała Asseco Resovia (21:15) wystarczyło jej aby bez większych problemów wygrać seta (25:19).
Po zmianie stron boiska Defalco przywitał kędzierzyńską defensywę zagrywką 118 km/h pokazując, że Asseco Resovia nie planuje odpuścić. Trener Tuomas Sammelvuo szybko musiał interweniować prosząc o czas (0:4), następnie zaczął rotować składem co nie od razu pomogło. Inicjatywa nadal była po stronie rzeszowian, a sytuacja zmieniła się dopiero gdy ci zaczęli dopuszczać się błędów własnych. Do tego Kaczmarek zaliczył trzy udane ataki z rzędu i z pięciopunktowego pewnego prowadzenia (14:9), pozostały gospodarzom 2 "oczka" (16:14). Nerwy zaczęły brać górę w rzeszowskiej grze, a gdy kędzierzynianie zablokowali Macieja Muzaja to oni w decydującą fazę wchodzili z prowadzeniem (20:19). Ostatecznie podobnie jak w pierwszym secie w grze na przewagi lepsi okazali się zawodnicy Asseco Resovii, a ostatnie słowo spotkania należąło do Klemena Cebulja (26:24). Najlepszym zawodnikiem meczu został wybrany Torey Defalco, zdobywca 19 punktów.
Kolejny ligowy mecz oba zespoły zagrają już w weekend. W sobotę na wyjeździe Asseco Resovia zagra z Jastrzębskim Węglem, a Grupa Azoty ZAKSA u siebie z rozpędzającym się Projektem Warszawa.
7. kolejka PlusLigi:
Asseco Resovia Rzeszów - Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:0 (29:27, 25:19, 26:24)
Asseco Resovia: Drzyzga, Defalco, Kochanowski, Cebulj, Kozamernik, Bucki, Zatorski (libero) oraz Kędzierski, Muzaj.
Grupa Azoty ZAKSA: Śliwka, Janusz, Kaczmarek, Kalembka, Żaliński, Paszycki, Shoji i Banach (libero) oraz Kluth, Wiltenburg, Staszewski.
MVP: Torey Defalco (Asseco Resovia Rzeszów)
Czytaj także: Rewelacja wróciła do wygrywania. Gwałtowne hamowanie w PlusLidze