Legenda
Jerzy Matlak to jeden z najbardziej utytułowanych polskich trenerów. W swojej karierze zdobywał już medale Mistrzostw Polski, kilkakrotnie wygrywał także Puchar Polski. Co więcej sukcesy osiągał nie tylko z potentatami, ale także z zespołami, które trudno było nazywać faworytami rozgrywek, jak choćby Stal Mielec.
O charakterze Jerzego Matlak krążą jednak legendy - trudno powiedzieć, żeby miał opinie miłego faceta. Myślę, że przed pierwszym spotkaniem z nim wiele zawodniczek odczuwa co najmniej lekki stres. Zresztą miałam podobnie – przed pierwszym wywiadem z Jerzym Matlakiem nie byłam oazą spokoju. Znajomy, który w przeszłości współpracował z trenerem "Złotek" powiedział mi jednak wtedy, że dobrze przygotowana nie mam się czego bać… i miał racę. Bo Jerzy Matlak faktycznie bywa ostry, bezkompromisowy i bardzo bezpośredni, ale docenia gdy ktoś przykłada się do swoich obowiązków. A rozmówcą jest wręcz wymarzonym – nie owija w bawełnę, nie upiększa, nie boi się trudnych tematów. Nawet o największych gwiazdach swoich zespołów potrafi mówić bez pobłażania, zresztą to chyba właśnie od nich wymaga najwięcej. Kiedy coś mu się podoba nie ukrywa tego, nie boi się też podnieść głosu. Wymaga bezwzględnego posłuszeństwa i wykonywania swoich poleceń. Współpraca z nim często nie należy więc do najłatwiejszych. Ale Jerzy Matlak jest fachowcem, potrafi wyznaczyć cel i przekonać zespół do ich realizacji.
Reprezentacja
Po pożegnaniu z Marco Bonittą, Jerzy Matlak nie był faworytem do objęcia reprezentacji Polski. Dużo więcej szans na tą posadę dawno Alojzemu Świderkowi, ale Matlak jak to Matlak i z tej rywalizacji wyszedł zwycięsko. I podejrzewam, że w negocjacjach z PZPS to on musiał iść na więcej ustępstw…
Nowo wybrany trener biało-czerwonych nie miał jednak łatwego życia. Reprezentacja była w rozsypce, a oczekiwania wobec niej ogromne. Matlak od początku nie bał się jednak ryzyka i już jedna z jego pierwszych decyzji, o daniu szansy Dorocie Świeniewicz, wzbudziła ogromne kontrowersje. Trener "Złotek" robił jednak swoje. Efektów nie było widać od razu, co więcej w miarę upływu czasu z obozu kadry docierało coraz więcej złych informacji… kontuzje, absencje, ostateczna (?) rezygnacja Doroty Świeniewicz z gry w kadrze.
Co dwie głowy to nie jedna
Kilka tygodniu temu o optymizm było ciężko, ale wbrew wszystkiemu "Złotka" zdobyły medal. Zdobyły medal choć grały bez kilku teoretycznie najlepszych polskich zawodniczek ostatnich lat, zdobyły medal choć w szóstce były zawodniczki, które ostatnio czas spędzały głownie na ławkach rezerwowych.
Reprezentacja Polski na Mistrzostwa Europy była dobrze wyselekcjonowana i dobrze przygotowana. Ogromna w tym zasługa Jerzego Matlaka, o czym mam wrażenie część mediów bezpośrednio po finale turnieju zapomniało. W glorii chwały znalazł się bowiem Piotr Makowski. Człowiek, który z drugiego planu szybko awansował na bohatera. Czy niesłusznie? Nie! Sama wielokrotnie byłam pod wrażeniem pracy Piotra Makowskiego, jego rzeczowych i fachowych uwag, jego opanowania i spokoju. Potrafił się odnaleźć w trudnej sytuacji i podołał wyzwaniu, gdy Jerzy Matlak musiał opuścić zespół. Zasługuje na największe słowa uznania, ale nie tylko on.
Bo nie oszukujmy się – zespołu na medal nie można zbudować w tydzień. U podstaw sukcesu biało-czerwonych leży dłuższa praca, praca wykonana w ostatnich kilku miesiącach. Piotr Makowski nawet gdyby był wybitnym psychologiem i wybitnym strategiem z źle przygotowanego zespołu nie wycisnąłby medalu. Dlatego gratulując biało-czerwonym, nie zapominajmy o Matlaku. Bo sukces jest w równiej mierze zasługą Jerzego Matlaka, co Piotra Makowskiego. Bo obaj Ci fachowcy pasują do siebie idealnie – jeden uzupełnia drugiego. Młodość łączy się z tym duecie z doświadczeniem, wyważenie z impulsywnością. Obaj przyczynili się do tego medalu, obaj zasłużyli na pochwały. Jerzy Matlak i Piotr Makowski zwyciężyli, bo co dwie głowy to nie jedna.